Klaudia126
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 4 Październik 2021
- Postów
- 2 199
Dla mnie psiak jest członkiem rodziny, widzę że dla Ciebie też, także ja bym go ratowała za każde pieniądze, chyba że bardzo by się męczył i kilku weterynarzy by mi zalecało co innego... Rok temu co poroniłam to niecałe dwa tygodnie po powrocie do domu ze szpitala musiałam uspać szczeniaka którego miałam miesiąc.. Rok temu październik/ listopad był tragiczny dla mnie... wydaliśmy ok 3 tys. Za leczenie psa (Leki, szpital, kontrast itd.) zaczęło się od padaczki (kilkanaście ataków na dzień), na stole jak podali mu kontrast zatrzymał się na chwilę.. a później zadzwonił facet, żebym przyjechała się z nim pożegnać, bo była to kwestia kilku godzin.. nigdy w życiu nie widziałam żadnego stworzenia w takim stanie... Jedynie za co jestem wdzięczna to to, że mogłam się z nim pożegnać.. Po tym wszystkim potrzebowałam kilka miesięcy aby dojść do siebie i móc normalnie o tym rozmawiać bez płaczu, bo dwie tragedie w ciągu miesiąca to już było dla mnie za dużo.. Przepraszam, ale wróciły mi wspomnienia po twoim wpisie i też się wygadałam... Wierzę, że Twój piesio wyjdzie z tego aktualnie mam 6 miesięcznego szczeniaka i jak brałam go z hodowli to od razu z ubezpieczeniem generali, płacę 500zl rocznie (w razie śmierci mam 6tys z ubezpieczenia, zwrot za leki, zwrot za zabiegi, coś było jeszcze z ortopedią z tego co pamiętam) może na przyszłość pomyśl o tym trzymam kciuki żeby piesek szybko wyzdrowiałKurv… ale mam zły dzień, zły, zły okropny. Najpierw telefon, ze mam się z dzieckiem pojawić na wycięcie trzeciego migdałka i super ok, tylko, ze zostanę w szpitalu pewnie minimum 3 dni i to w innym miescie, bo u nas czekanie to rok.
A później nagle z naszym kochanym psem (mamy rasowego, duża rasę) zaczęło się coś dziwnego dziać, niby bal się jeść, ale zjadł, położył się i taki mniej aktywny, a jak go mąż zachęcił do podniesienia się, to próbował zwymiotować i zaczął się dziwnie poruszać, żeby się ułożyć chyba w mniej bolesnej pozycji), wysłałam meza do weta, z myślą, ze zrobią usg, podadzą coś na wymioty i będzie ok, a oni mu od razu rtg i skręt żołądka, pocieszenie: pies trafił w dobry stanie i bardzo szybko, wiec rokowania ostrożne, a nie zle, ale wezwali chirurga i maja robić mu sondowanie, a i tak przewidują zabieg, no i najlepsze, już wzięli zadatku 2 tys., maja wyceniać zaraz dalej, pies został u nich na noc, żeby zrobili wszystko i go poobserwowali. Spokojnie przewidują, ze powinnismy u nich zostawić 5 tysiecy (jak nie więcej).
Ech:/ serce się kraje, chodzę o po katach płacze, dziecko marudzi, ze tęskni za psem
Sorry musiałam się gdzieś wygadać. I gdzie tu jakieś starania? A jutro usg przed 13, a ja roboty w cholerę i jeszcze maja dzwonić, żebyśmy decydowali co dalej z psem…
PS. Odnośnie covidu, to na pocieszenie. Miałam we wrześniu i mogę powiedzieć, ze 90% umiejętności węchowych i smakowych odzyskałam na pewno