Rozmawiałyśmy o tym już wiele razy, i wiadomo, że każdy ma inny prób wytrzymałości, inną wytrwałość w kwestii starań... Jedna sprawa to wiek, druga, jak mówiłyście wielokrotnie, czas podejmowania prób. I doskonale rozumiem potrzebę wyznaczania sobie granicy.
Ale na pewno gdzieś tam jest mi dziwnie i przykro, gdy ktoś deklaruje, że po 35 r.ż. przerwie starania, bo to nieodpowiedzialne ryzykować posiadanie dziecka z wadami... bo może powinnam czuć się nieodpowiedzialnie za mój egoizm. Ale żaden z lekarzy mi czegoś takiego nie powiedział i tego się trzymam. Moja granica to 43 lata, bo do tego momentu należy się leczenie.
Tylko że te moje starania... to wg stopki może 2 lata, ale tak naprawdę wiadomo, że historia każdej z nas może być o wiele dłuższa.
Większość z Was przed trzydziestką zaczęła się starać, a przede wszystkim znała już swoich partnerów, potencjalnych ojców swoich dzieci (na pewno są wyjątki, nie chcę generalizować). To też zmienia optykę. Ja mojego przyszłego męża poznałam u progu 32 lat. Wcześniej byłam sama lub spotykałam facetów absolutnie niegotowych na dziecko. Więc w Waszym wieku zamiast o dziecku, ja myślałam o postawieniu granicy szukania kogoś w moim życiu w ogóle... Nie przyszłoby mi do głowy marzenie o dziecku - szczytem marzeń było nie bycie singielką do końca życia ;-) I gdy sytuacja się wreszcie zmieniła, myślałam przede wszystkim o nas dwojgu, nie o zegarze biologicznym...
A gdy temat dzieci się pojawił, powiedziałam mojemu prawie mężowi, że bardzo możliwe, że ich nie będzie z uwagi na mój wiek. I że nie chcę żadnego leczenia ani IVF.
No i to się zmieniło, przyznaję się absolutnie ;-)