dagrab to możemy sobie rękę podać odnośnie super wyników morfologii.
Ach, gdyby jeszcze mocz mi tak dobrze wychodził to byłoby rewelacyjnie, a tam ciągle jakaś bakteria i bakteria...
To ja może od początku zacznę, bo to mój pierwszy wpis w tym wątku i trochę chciałabym Wam przybliżyć moją historię lekarzy w ciąży.
Nasza córka jest owocem długiej drogi i walki o upragniony CUD, na który pozwoliła nam metoda in vitro.
Nim się zdecydowaliśmy pójść do kliniki, gdzie nam pomogli było to bieganie od lekarza do lekarza bez większych rezultatów. Potem trafiłam do dobrego endokrynologa, który to ustawił mi hormony (co trwało 3 lata), a następnie trafiliśmy do właściwej kliniki. Od wejścia do informacji, że jesteśmy w ciąży minął rok i miesiąc (i to prawie co do dnia
).
Pod opieką lekarską w tej klinice byłam do 12tc, a potem miałam wybór i mogłam zostać u nich (nie należą do najtańszych) lub wybrać/znaleźć sobie innego lekarza prowadzącego. W tym I trymestrze zdążyłam oczywiście już leżeć w związku z zagrożeniem i plamieniem, bo przecież nie mogło być tak kolorowo, że się udało i już...
Ale udało mi się trafić na fajnego ginekologa, który jest położnikiem praktykiem i będzie odbierał mój poród. Niestety nie zna się na USG i zaproponował bym na USG chodziła do kogoś innego. Oczywiście może mi polecić znajomego lekarza, ale jakimś cudem udało mi się trafić na speca od USG ciężarnych z wszelkimi certyfikatami zupełnie przypadkiem i to jest trzeci trafny wybór mój jeśli chodzi o prowadzenie ciąży. Jestem po prostu przezakochana zarówno w ginie prowadzącym, jak i ginie-USG (tak go określam).
Ze swoim ginem prowadzącym zobaczę się dopiero na porodówce, bo wystawił mi zwolnienie na ostatniej wizycie (była w pon. 9.01.12r.) do TP (14.02.12r.),
a wczoraj byłam na USG.
Trochę z drżącym serduszkiem poszliśmy na to badanie, bo byliśmy tydzień wcześniej u zastępczego lekarza (mój gin-USG właśnie się rozwodził i był w związku z tym na urlopie) i powiedział, że musimy badanie powtórzyć, bo brzuszek Gosi jest mniejszy w stosunku do reszty ciałka. Nastraszył nas tym trochę. Ja oczywiście dodatkowo naczytałam się w necie na temat hipotrofii i już generalnie miałam tydzień z głowy, bo stres robił swoje. Ale na szczęście okazuje się, że Gosia co prawda ma mniejszy brzuszek, ale wszystko jest w normie. Sprawdziliśmy wczoraj wszystko dokładnie i nasze dziecko jest SZCZĘŚLIWE w brzuszku u mamusi! Nie zagłodziłam córki, łożysko się nie starzeje. No i przez tydzień przytyło nam dziecię o 270g i waży na dzień wczorajszy (35tc+2d) 2280g. Generalnie utrzymuje się w dolnych granicach normy, ale przecież to też ciągle jest norma.
Następne USG za 2 tygodnie i będziemy wiedzieli czy będzie cesarka czy naturalka, bo póki co ułożenie jest miednicowe.
Ale jestem przeszczęśliwa, bo z dzidzią jest ok. Ale uwierzcie mi, ile się namartwiłam przez ten tydzień....