no to witam i ja... wasza potajemna podczytywaczka i mamusia trojeczki, z planami na czwarte ;-)
mamy juz w domu zaawansowanego nastolatka, swiezo upieczonego szkolniaka i dwuletniego malucha a do szczescia brakuje nam malej panieneczki o ktora niebawem rozpoczniemy starania. Jak widac pelne kolko zainteresowan ale jest ciekawie i z pewnoscia zycie mamy bardzo urozmaicone
. Musze przyznac ze jakos nigdy nie bylo mi ciezko z tego powodu ze mam kilkoro dzieci. Najgorsze sa wstawania nocne przez pierwsze miesiace...zwlaszcza jesli pracuje sie zawodowo, ale chyba da sie przezyc skoro jeszcze zyje
Rozumiem ze niektore z was maja mezow daleko i musza same sobie radzic. Ja przy drugim dziecku mialam pewne utrudnienie bo maz pracowal w Europie i dolaczyl do nas dopiero jak maly mial 10 miesiecy wiec praktycznie przez pierwszy rok bylam sama i bylo to troche takim szokiem zwlaszcza po 10-cio letniej przerwie miedzy dziecmi, na szczescie moi rodzice mieszkali co prawda dosc daleko bo okolo 40 km od mojego domu ale dokladnie po drodze do mojej owczesnej pracy wiec podrzucalam im malego i ze spokojem ducha moglam pracowac wiedzac ze mam tak wytrawna pomoc. W chwili obecej juz przy trojce czasem ciezkie jest polaczenie wszystkich obowiazkow typu obie wywiadowki czy inne spotkania szkolne w ten sam wieczor, albo rozwozenie dzieciakow na rozne zajecia poza szkolne. Zwlaszcza zima kiedy trzeba wszystkich solidnie opatulac... Czasem jest tak ze ledwo przywioze sredniego synka ze szkoly to najstarszego musze wiezc na jakis sport albo proby orkiestry. Wczorajszy dzien byl najlepszym przykladem na taki koszmar organizacyjny...rano na 8.30 jak zwykle odwiozlam sredniego syna do szkoly,krotko po tym malucha do opiekunki i w miedzy czasie musialam zalatwic kilka waznych spraw biurowych po czym z dosc daleka wracalam w pospiechu do szkoly sredniego syna z prezentami na przyjecie walentynkowe ktore wczoraj mieli, spowrotem do pracy na spotkanie z klietem, wracajac z pracy utknelam w korku, spoznilam sie oczywiscie odebrac synka z umuzykalnienia ktore mial zaraz po szkole, najmlodszego od nianki, a jak wrocilam wieczorem do domu to najstarszego musialam zawiesc na trening fizyczny do placowki wojskowej. W sumie czekal juz na mnie prawie przed domem nerwowo przytupujac. W koncu dotarlam jakos do domu, na szczescie obiad byl odgrzewany z dnia poprzedniego a maz tradycyjie wykapal dzieciaki i polozyl do spania bo to jego dzialka od zawsze. Nie mialam juz sily kompletnie na nic....nawet piwa nie moglam dokoczyc ze zmeczenia! Mysle ze przy wiekszej liczbie dzieci wazny jest staly podzial obowiazkow. U nas to jest tak ze zawsze ja woze rano towarzystwo (to mlodsze bo najstarszego zabiera autobus szkolny spod domu), rowniez przewaznie ich odbieram i dostarczam na wszelkie dodatkowe zajecia, maz zawsze ich kapie i odstawia do snu, obiady gotujemy na zmiane, a conajmniej 2 razy w tygodniu jemy w restauracjach. Poranne niedzielne sniadania naleza do meza jesli zostajemy w domu, w przeciwnym razie jemy w restauracji. Swoje pranie maz robi sobie sam, do mnie nalezy pranie dzieci, przy czym niedawno najstarszego nauczylam ze ma sobie to robic sam a ja najwyzej pomagam przy problematycznych ciuchach bo nie zawsze wie jaki program nastawic.
Jesli chodzi o porody to najlatwiejszy i najszybszy byl moj drugi porod niecale dwie godzinki,bardzo bolesnie ale krociutko, trzeci chociaz spodziewalam sie latwizny wspominam jako blisko trzydniowy koszmar!
Piersia karmilam cala trojeczke, najstarszego ekskluzywna cycologia do prawie roku a pozniej bezustanne pieszczoty do lat dwoch, sredniak mial moje mleko ale glownie odciagane z powodow pracowych i czestej nieobecnosci a cycusiem rekompensowal sobie po nocach i we wszystkie dni kiedy bylam z nim w domku, karmienie i odciaganie mleka zaprzestalismy okolo roku natomiast ostatni ancymonek cyca ssal zaledwie miesiac a pozniej musialam wyjechac sluzbowo na tydzie i bardzo podpasowala mu butelka ktorej nie chcial juz zamienic spowrotem na matczyny pojemnik z mlekiem
w zwiazku z tym bawilam sie z laktatorem przez 10 miesiecy i zamrazalam w komercyjnej zamrazarce ktora nabylismy wlasnie do tego celu a mlody mial dzieki temu moj pokarm do 17 miesiaca zycia. Niestety do dzis wrogo spogladam w strone laktatora
Sama jestem ciekawa jak to bedzie przy kolejnym potomku bo jakos nie widzi mi sie powrot do tej maszyny a niestety prace mam taka ze musze czesto wyjezdzac.
Poza tym zawsze mawialam ze nie chce miec wcale dzieci haha, pozniej zgodzilam sie na JEDNO! a teraz nie wyobrazam sobie zycia bez swojej trojeczki. Tutaj posiadanie wiekszej ilosci dzieci jest symbolem statusu a nie patologia
, mieszkam w kraju gdzie spora czesc sredniej klasy spolecznej posiada dosc duze domy wiec nie ma problemow metrazowych, jedynie dobra edukacja i szkoly sa bardzo drogie. Przyznam ze jest to spory uszczerbek w naszym budzecie i swiadomie na wieksza liczbe dzieci decyduja sie ludzie bardziej usytuowani. Moze nie mam na mysli "bogaczy" (chociaz oni tez maja sporo dzieci - np. panuje moda na wielodzietnosc u wspolczesnych celebrytow patrz Jolie-Pitt, Heidi Klum, Steven Spielberg, Bill Gates, Mel Gibson, Pierce Brosnan etc.... ) ale bardziej chodzi mi o ludzi troszke powyzej przecietnej z dobrymi pracami, ustabilizowana kariera zawodowa, posiadajacych domy w "dobrych" okolicach, ludzi swiadomych, z wyzsza inteligencja i szerszymi zainteresowaniami. A wiec nie, absolutnie nie zgadzam sie ze to...patologia i smiesza mnie takie stwierdzenia.
Pozdrawiam wszystkie wielodzietne mamuski i trzymam kciuki zeby kazdej sie udalo przezyc cudowne, spelnione macierzynstwo!