Witajcie drogie mamy .
Chcialam sie podpiac pod temat o tesciowej - bo taki istnieje , zdecydowalam zalozyc nowy . Ja sama jestem juz tesciowa i szukam opinii obiektywnej innych osob bo ja jestem emocjonalnie zaangazowana w ta sprawe i moge to oceniac nieobiektywnie. Nie mieszkam w Polsce , konflikty : synowa-tesciowa sa wszedzie.
Chodzi o moja corke i jej tesciowa. Maz mojej corki jest bardzo zrownowazonym i spokojnym czlowiekiem , kocha moja corke i dziecko. Taki sam jest jego ojciec : spokojny , niekonfliktowy - moja corka go bardzo lubi. Niestety tesciowa jest osoba innego pokroju , ciagle sa z nia konflikty. Gdy dziecko pojawilo sie na swiecie , ta tesciowa zaczela bardzo chetnie zabierac je do siebie ( w ramach pomocy rodzicom - oczywiscie) , robila to ciagle , najchetniej na noc albo nawet na pare dni. Gdy dziecko troche podroslo ( teraz ma 2.5 lat ) rodzice zauwazyli , ze dziecko lubi grzebac w cudzych torebkach , uwielbia telefony ( komorkowe i stacjonarne) do zabawy , objada sie slodyczami , nie slucha , jest krnabrna gdy cos sie jej zakazuje .... mozna wymieniac.
Moja corka byla wychowywana inaczej , nie wolno jej bylo grzebac w cudzych rzeczach ani w szafach w domu , nie dostawala tego na co miala ochote -np. w sklepie nigdy nie robila awantur gdy nie moglam (lub nie chcialam) czegos jej kupic. Wzielo sie to stad , ze moja mama byla tez osoba konsekwentna i nie pozwalala dziecku na wszystko ; kochania i milosci nigdy nie zabraklo , dzieci nigdy nie byly ani bite ani karcone psychicznie czy fizycznie. Byly ustalone zasady i trzeba bylo sie ich trzymac. Ktoregos dnia tesciowa mojej corki zapytala ja czy jej babcia jej na wszystko nie pozwalala ? Ona odpowiedziala, ze nie. Ustalone byly reguly i nalezalo ich przestrzegac. Na to tesciowa odpowiedziala : "mnie nie interesuje co bylo u was w domu , nasza wnuczka bedzie wychowywana tak jak my chcemy. U nas moze ona robic wszystko to , na co ma ochote" .
Malo tego , ona dzwoni i mowi : "Jutro chce miec Zosie u nas w domu" . Ona zada aby jej przywiezc dziecko. Dzisiaj corka odmowila i jest konflikt. Tesciowa powiedziala, mojej corce : "twoja mama woli opiekowac sie kotami niz dzieckiem".
Kocham koty , kocham zwierzeta ale kocham tez nasza corke , wnuczke . Jak ona mogla takie cos powiedziec? Zawsze , gdy oni tego potrzebowali , bralismy wnuczke do siebie i zajmowalismy sie nia - nigdy nie odmowilismy. Jednak my nigdy nie zadamy przywiezienia jej do nas , bo akurat mamy na to ochote. My uwazamy, ze miejsce dziecka jest przy rodzicach i gdy nie ma takiej potrzeby nie nalezy zabierac go od rodzicow.
Ona rowniez decyduje , czy moga sie starac o drugie dziecko , ona ocenia wszystko i wszystkich ( moja corke i nas) glosno i oczywiscie negatywnie. Nasze zachowanie , nasze metody sa beznadziejne . To wszystko ona mowi mojej corce (jej jest przykro); gdy my sie z nimi spotykamy ona jest przekochana osoba , jest slodka , zaprasza nas ... itd. Dwulicowosc.
O co mi chodzi , czy ona ma prawo zadac przywozenia do nich dziecka wedlug jej widzimisie , wychowywania po swojemu , wyrazania opinii o mnie i moim mezu ? Jak widzicie to jako osoby postronne ? Jak ma sie moja corka zachowac? Ona jest mloda , nie potrafi zalatwic pewnych spraw dyplomatycznie i bez klotni. Ja juz sama nie wiem co mam jej doradzic.
Corki tesc caly czas potrafi przesiedziec przy stole i sie ani slowem nie odezwac , jego chyba ta sytuacja boli. Dzisiaj corki maz stanal po stronie matki i z tego powstal konflikt.
On nie widzi w tym nic zlego , ze mama chce wnuczke jutro miec u siebie.
Dodam jeszcze , ze z jej tesciowa trudno jej rozmawiac spokojnie i logicznie. Ona jest osoba z humorami , zaborcza i lubiaca komus szpile w tylek wsadzic.
Napiszcie kochane mamy i synowe co o tym myslicie i czy widzicie wyjscie z tej sytuacji. Jutro mamy do nich jechac , mamy wspolnie usiasc przy stole (corka , ziec , ja i moj maz) . Czy powinnam powiedziec cos zieciowi?
Moi rodzice wychowywali mnie tak , ze przy dziecku nigdy nie zalatwiali swoich spraw , ojciec nie zwracal uwagi mamie o jej bledach ( a te przeciez popelniamy) a mama ojcu - przy dzieciach. Nigdy przy dzieciach. To podrywa autorytet. To samo chyba jest tutaj : maz przy tesciowej i przy dziecku. Jak Wy to oceniacie ?
Nie chcialabym aby z tego wytworzyla sie wojna miedzy ... tesciowymi
Chcialam sie podpiac pod temat o tesciowej - bo taki istnieje , zdecydowalam zalozyc nowy . Ja sama jestem juz tesciowa i szukam opinii obiektywnej innych osob bo ja jestem emocjonalnie zaangazowana w ta sprawe i moge to oceniac nieobiektywnie. Nie mieszkam w Polsce , konflikty : synowa-tesciowa sa wszedzie.

Moja corka byla wychowywana inaczej , nie wolno jej bylo grzebac w cudzych rzeczach ani w szafach w domu , nie dostawala tego na co miala ochote -np. w sklepie nigdy nie robila awantur gdy nie moglam (lub nie chcialam) czegos jej kupic. Wzielo sie to stad , ze moja mama byla tez osoba konsekwentna i nie pozwalala dziecku na wszystko ; kochania i milosci nigdy nie zabraklo , dzieci nigdy nie byly ani bite ani karcone psychicznie czy fizycznie. Byly ustalone zasady i trzeba bylo sie ich trzymac. Ktoregos dnia tesciowa mojej corki zapytala ja czy jej babcia jej na wszystko nie pozwalala ? Ona odpowiedziala, ze nie. Ustalone byly reguly i nalezalo ich przestrzegac. Na to tesciowa odpowiedziala : "mnie nie interesuje co bylo u was w domu , nasza wnuczka bedzie wychowywana tak jak my chcemy. U nas moze ona robic wszystko to , na co ma ochote" .
Malo tego , ona dzwoni i mowi : "Jutro chce miec Zosie u nas w domu" . Ona zada aby jej przywiezc dziecko. Dzisiaj corka odmowila i jest konflikt. Tesciowa powiedziala, mojej corce : "twoja mama woli opiekowac sie kotami niz dzieckiem".
Kocham koty , kocham zwierzeta ale kocham tez nasza corke , wnuczke . Jak ona mogla takie cos powiedziec? Zawsze , gdy oni tego potrzebowali , bralismy wnuczke do siebie i zajmowalismy sie nia - nigdy nie odmowilismy. Jednak my nigdy nie zadamy przywiezienia jej do nas , bo akurat mamy na to ochote. My uwazamy, ze miejsce dziecka jest przy rodzicach i gdy nie ma takiej potrzeby nie nalezy zabierac go od rodzicow.
Ona rowniez decyduje , czy moga sie starac o drugie dziecko , ona ocenia wszystko i wszystkich ( moja corke i nas) glosno i oczywiscie negatywnie. Nasze zachowanie , nasze metody sa beznadziejne . To wszystko ona mowi mojej corce (jej jest przykro); gdy my sie z nimi spotykamy ona jest przekochana osoba , jest slodka , zaprasza nas ... itd. Dwulicowosc.
O co mi chodzi , czy ona ma prawo zadac przywozenia do nich dziecka wedlug jej widzimisie , wychowywania po swojemu , wyrazania opinii o mnie i moim mezu ? Jak widzicie to jako osoby postronne ? Jak ma sie moja corka zachowac? Ona jest mloda , nie potrafi zalatwic pewnych spraw dyplomatycznie i bez klotni. Ja juz sama nie wiem co mam jej doradzic.
Corki tesc caly czas potrafi przesiedziec przy stole i sie ani slowem nie odezwac , jego chyba ta sytuacja boli. Dzisiaj corki maz stanal po stronie matki i z tego powstal konflikt.

Dodam jeszcze , ze z jej tesciowa trudno jej rozmawiac spokojnie i logicznie. Ona jest osoba z humorami , zaborcza i lubiaca komus szpile w tylek wsadzic.
Napiszcie kochane mamy i synowe co o tym myslicie i czy widzicie wyjscie z tej sytuacji. Jutro mamy do nich jechac , mamy wspolnie usiasc przy stole (corka , ziec , ja i moj maz) . Czy powinnam powiedziec cos zieciowi?
Moi rodzice wychowywali mnie tak , ze przy dziecku nigdy nie zalatwiali swoich spraw , ojciec nie zwracal uwagi mamie o jej bledach ( a te przeciez popelniamy) a mama ojcu - przy dzieciach. Nigdy przy dzieciach. To podrywa autorytet. To samo chyba jest tutaj : maz przy tesciowej i przy dziecku. Jak Wy to oceniacie ?
Nie chcialabym aby z tego wytworzyla sie wojna miedzy ... tesciowymi
