Mam mieszane uczucia co do Ujastka...
Rodziłam tam dwa razy: niecałe 3 lata temu i teraz w styczniu...
Nie podaję imion dzieci, nie podaję imion osób które negatywnie wspominam, nie chcę, aby miały jakieś kłopoty z mojego powodu.
Może miałam zbyt duże oczekiwania po pierwszym razie, i wszystko do niego porównywałam. Wiem, pierwszy raz, nigdy nie jest już tak samo:-), ale...
Czy to dlatego że wpadli w rutynę, czy dlatego że stali się znani i już im mniej zależy? Miałam wrażenie, że teraz było to na zasadzie "załatw sprawę i żegnaj". Nie było już takiej miłej atmosfery jak za pierwszym razem. Wtedy i z położnymi mozna było porozmawaiać, poradzić się ponarzekać, teraz już nie.
Temperatura już w ogóle spadła do zera, gdy podczas pierwszego karmienia podeszła do mnie położna (myślę o! idzie mi pomóc w karmieniu, dostawić do piersi - może dowiem się coś nowego- o naiwności) podeszła, tylko po to, aby "uzupełnić" jakieś paiery, w tym podpisać jakąś deklarację. Ponieważ mam w zwyczaju czytać co podpisuję, (przy porodzie i po też) okazało się, iż jest to deklaracja którą MUSZĘ wypełnić na TĄ właśnie położną i ona wtedy do mnie przyjdzie po porodie i wykąpie mi dziecko (za darmo!). Ponieważ rodziłam drugi raz, miałam już wybraną swoją położną - odmówiłam. Nalegania trwały jakiś czas. Skoro pani zobaczyła że nic nie wskóra - nie pokazała się już przy mnie do końca swojego dyżuru. No i krzyż na drogę...
Przyszła nowa zmiana - panie obeszły wszystkie sale - i jedna (nowa!) wróciła z... deklaracją. Kolejna osoba namawiała mnie na podpis. Na mój protest, że nie chcę, bo mam wybraną, bo byłam zadowolona, bo opiekuje się mną od ponad 3 lat odrzekła coś, co zwaliło mnie z nóg: tamta deklaracja jest NIEWAŻNA, ważna jest ta i muszę tu podpisać bo tu rodziłam. Zrobiło się nieprzyjemnie, poszłam w zaparte... Oczywiście nikt więcej się już nie pokazał mimo iż potrzebowałam pomocy przy małej. Na nalegania odrzucano mi odpowiedź: zaraz... Stałam się trędowata czy co? Na kolejnej zmianie znów to samo - wali do mnie przedstawicielka że muszę podpisać. No i zrobił się kwas...prawie dzika awantura. Gdy zagroziłam, że zgłoszę to do NFZ uspokoiło się i nikt już mnie "nagabywał" ale już chyba byłam "obca" bo coś się zepsuło, nikt się tez nie chciał zająć, tak jakbym sobie życzyła. (albo jestem przeczulona). Trzy lata temu takiego cyrku nie było...
Później, dowiedziałam się dlaczego - teraz fundusz za wizyty położnej płaci jakieś pieniądze, i to tej, która zbierze deklarację. Widać chyba niezłe, skoro tak namawiają i nie mają skrupułów wobec swoich koleżanek u których pacjentki deklaracje mają złożone. Tylko dlaczego wyżywają się na tych osobach które WIEDZĄ ŻE NIE MUSZĄ podpisywać???
Dlaczego, atmosfera z miłej zrobiła się lodowata??? Czy nie mam prawa powiedzieć nie, nawet wtedy, gdybym nie miała wybranej położnej? Czy to daje podstawę do zmiany zachowania wobec mnie??
Dlatego też, na pytanie czy rodziłabyś jeszcze raz na Ujastku moja odpowiedź brzmi już NIE, NIE i jeszcze raz NIE, choć po pierwszym razie byłam zadowolona i tam wróciłam. Pieniądze zmieniają wszystko stosunek do nas, pacjentek też. A może miałam za duże wymagania?