Ja nie dostałam od gina zgody na ćwiczenia z uwagi na twardniejący bunio, ale mogę ćwiczyć oddechy, co zresztą robię w domu, bo i tak połowę ćwiczeń przesiedziałam jak cielik.
Wykłady ... no cóż raz ciekawe raz nie, ostatnio szwendamy się bo blokach porodowych i oglądamy porodówki. Przerażające jest to, że rodzi się w salach dwuosobowych
Jakoś sobie tego nie wyobrażam, więc chyba poszukam innego Szpitala, myślę tu o Goduli, skąd jest mój gin (bo szkoła w jest Bytomiu). Na ostatnich zajęciach, akurat w trakcie zwiedzania porodówek, byłyśmy świadkami porodu, a raczej jego odgłosów. Stanęłyśmy jak wmurowane z opuszczonymi szczękami i wielki wytrzeszczem .... dziewczyna za drzwiami sali porodowej krzyczała, a nasza położno postanowiła zrobić nam test z oddychania w trakcie porodu. Przekomiczna sytuacja ... kilkanaście dyszących ciężarnych kibicowało przy porodzie. Nagle rozległ się płacz noworodka .... ooooooo
. Oczywiście musiałyśmy zostać i poczekać, aż wywiozą maleństwo, by je zobaczyć. Było śliczne, różowiutkie i całe oblepione maziami w lekko żółtawym ocieniu. Sterczałyśmy za szybą i gapiłyśmy się jak je mierzą, ważą i sprawdzają odruchy, aż przyszedł ordynator i nas pogonił, bo nie miałyśmy fartuszków.
To była najlepsza szkoła rodzenia, lepsza od tych wszystkich wykładów położnej i lekarzy. Wszystkie pierwszy raz słyszałyśmy poród i byłyśmy spanikowane mniej lub bardziej, co miało spory wpływ na naszą koncentrację i przypominanie sobie oddechów, dlatego fajnie by mąż to za nas pamiętał, bo nie wiadomo jaka położna się nam trafi do porodu.