Ech... Sama nie możesz stosować nic mocniejszego na gorączkę niż apap i przy zachorowaniu na covid to jest naprawdę sytuacja tragiczna.
Ja przy covidzie najpierw miałam gorączkę powyżej 38, leczyłam się w domu, praktycznie codziennie konsultując się z internistą. Niestety nie mogłam jeść, byłam mocno odwodniona, trafiłam na sor gdzie zamknięto mnie w izolatce, po spędzeniu 13h w zimnej piwnicy wypuszczono mnie z gorączka 38,4 do domu.
Potem zaczęła się ostra jazda bez trzymanki, gorączka powyżej 39stopni, nie mogłam jej zbić. Najniżej spadała do 38,8 a po godzinie wracała do 39,6. To trwało 6dni zanim zaczęłam się dusić. Karetka zabrała mnie z domu, już nie będę się rozpisywać jak długo czekałam podpięta do tlenu w karetce aż szpital łaskawie mnie przyjmie. Wreszcie trafiłam do innego szpitala, w którym walczyli o zdrowie moje i dziecka. Wirus codziennie postępował, płuca były coraz bardziej uszkodzone, żadne leki nie działały a podawali mi ich bardzo dużo, szukając najlepszych rozwiązań farmakologicznych. Saturacja spadała mimo zwiekszania tlenu, dusiłam się coraz bardziej. Musiałam zdecydować czy ratując siebie narażę dziecko na działanie leków, których nie wolno stosować w ciąży. Alternatywą było podpięcie do respiratora. Podpisywałam zgody na leczenie biorąc na siebie odpowiedzialność za zdrowie mojego dziecka. Nie bylo to łatwe, nie wiedziałam czy w ten sposób nie skazuje dziecka na ciężkie powikłania, szczególnie, że pierwszą ciążę poronilam.
Bardzo się bałam, że przez wysoką gorączkę i ogólny zły stan mojego zdrowia znów poronię. Wracając myślami do tamtych chwil jest mi ciężko na sercu. Nikomu tego nie życzę.
Niestety nie miałam możliwości zaszczepić się przed ciążą, ponieważ nie było wtedy dostępnej szczepionki, skierowanie na szczepienie dostałam na gov gdy już leżałam pod tlenem w szpitalu.
Gdy tylko dostałam zielone światło od pulmonologa to prędko zaszczepiłam się. Wszyscy lekarze (w tym mój lekarz ginekolog) doradzali szczepienie. Cieszę się, że moja córeczka, która pojawi się za miesiąc na świecie będzie miała ode mnie przeciwciała zarówno po przechorowaniu jak i szczepieniu
P. S. Ja również myślałam, że covid mnie nie dotyczy, nikt w moim otoczeniu ciężko nie chorował. Nikogo tak nie dopadło jak mnie. Kobiety w ciąży są o wiele bardziej narażone na ciężki przebieg choroby.
Po chorobie dochodziłam do siebie bardzo długo, przez wiele tygodni nie mogłam samodzielnie wejść na pierwsze piętro. Traciłam przytomność przy najmniejszym wysilku, ponieważ moje płuca były tak zniszczone. Przejście kilkudziesięciu metrów stanowiło nie lada wyzwanie, musiałam co chwilę przysiadac.
Czasem warto posłuchać lekarzy, nie doradzaliby Ci szczepienia gdyby nie uważali tego za korzystne dla Ciebie i dziecka.