Na szczęście mam już to za sobą. Niestety szpital nadal odchorowuje mając koszmarne sny bo spędziliśmy tam 10 dni.Julek miał infekcje i brał antybiotyk.
Termin miałam na 3 stycznia i tak też Julek przyszedł na świat, a właściwie wyciągnęli go z mojego brzucha lekarze.
Zaczęło się w poniedziałek 2.01 kiedy zaczęłam lekko krwawić.W szpitalu stwierdzili że nic się nie dzieje ale zostawili mnie na obserwacji.Drugiego dnia lekrz stwierdzł rozwarcie na 2 cm i postanowił podać kroplówkę z oksytocyną.Zadziałało, około 12:30 odeszły mi wody i zaczęły się bóle.Najpierw lekkie okresowe, potem coraz większe.Był to poród rodzinny z czego się bardzo cieszę bo gdyby nie mój mąż nie wiem jak poradziłabym sobie psychicznie.Bóle nasilały się a znieczulenie mało co pomogło mimo dwóch dawek.W kolejnych badaniach rozwarcie było coraz większe a ja wyłam na cały oddział i powoli opadałm z sił.To prawda że w takich momentach nie jest istotne kto na człowieka patrzy, co się z człowieka leje,czy ma koszulę na sobie czy nie.Na szczęscie był przy mnie mój mąż,pomagał mi przy kucaniu, wstawaniu, prysznicu.Około godziny 18 rozwarcie było na 9 cm a bóli partych nie.Ja coraz bardziej zmęczona i zrezygnowana bo lekarz co chwile badając stwierdzał że widzi główkę ale nie przesuwa się w dół. Bóle parte trwały za krótko aby parcie pomagało.Ja wyłam,darłam się i miałam nadzieję ze zaraz, za chwilę się to skończy, że zobaczę mojego maluszka a lekarz z rezygnacją twierdził że idzie 1mm i cofa się.Zaczęła pojawiać się u mnie myśl że sądziłam że jestem silna i dam radę a okazuję się że nie.Bóle były tak ogromne ze zaczęłam błagać aby lekarz coś zrobił..na co on że muszę urodzić...tylko że widział że mały nie chce wyjść.Po tych 7 godzinach postanowił zrobić cesarskie cięcię.Dostałam zastrzyk powstrzymujacy skurcze, który spowodował ogromne kołatanie serca i nagłe wrażenie duszności.Przewieźli mnie na salę operacyjną,dali znieczulenie od pasa w dół i nagle odpłynęłam.Niestety nic nie pamiętam.Byłam nieprzytomna.Przed oczami migały jakieś dziwne obrazy,wrażenie że umieram, że jestem niewiadomo gdzie, że odchodzę... I nagle zaczęło wszystko wracać.Migoczący obraz i twarz mojego męża nad moją ze słowami " Kochanie wiesz jakiego mamy pięknego synka!!widziałem go, waży 4450 gram,ma 63 cm i 10 pkt!!" słyszałam to jak przez mgłę, byłam oszołomiona,mówiłam od rzeczy...Nie było tak jakbym chciała.To bardzo dziwne uczucie.Nie czuje jakbym to ja urodziła.Nagle przynieśli mi małego.Jakby pojawił się niewiadomo skąd.Minęło już ponad dwa tygodnie i ogromny dół w szpitalu też juz minął.Mam nadzieje że bedzie coraz lepiej