Maruda1
Fanka BB :)
Tak, tak - ROZPAKOWANA
Niestety skończyło się cesarką.. W szpitalu byłam już kilka dni wcześniej. W noc kiedy wzięli mnie na porodówkę to obiecywali, że jeszcze wrócę na salę z brzuszkiem - i tak się nastawiałam. Ale trzeba był pilnować tętna małego bo spadało. A na porodówce, to nie wiem, może lepszy sprzęt mieli.. A noc była ciężka, bo tu się martwiłam o to tętno - a za ścianą.. odgłosy dwóch naturalnych porodów.. Masakra. Rano byłam padnięta.. i jak lekarz na szybko wrzeszczy, ze mam podpisywać szybko zgodę na cesarkę bo dziecko mi umrze.. Wszyscy zdenerwowani, bo to prawie koniec zmiany był, połozne wykończone, po nocy porodów naturalnych.. i ja biedna.. Wszystko to szło zrobić wcześniej, a nie gdy już dziecko mi umiera..
Ale na szczęście maluch od razu zaczął płakać, po wyjęciu z brzuszka Dalsze przeżycia też nie należą do najfajniejszych, nie było miejsca na sali pooperacyjnej - więc trafiłam na salę mam z dziećmi. Mąż nie mógł ze mną zostać, bo niby nie ma odwiedzin, ja pocieta, ruszać się niemogę, a u babki po naturalnym jak nie mąż, to ciotka siedziała.. byłam wściekła!!! Ryczałam dwa dni.. Ale już mi przeszło - cieszę się, że z małym jesteśmy już w domciu. W końcu mleczarnia mi się rozwinęła i mały już mniej płacze z głodu. Bo w szpitalu musieliśmy się dokarmiac, ale przez to, że poznał smak butelki, nie jest nam za łatwo z przystawianiem - ale walczymy :-) choć jestem pogryziona na maska.. ale zaciskam zęby i jakoś idzie.
Oczywiście żadna położna ze świętochłowic do mnie nie przyjdzie, bo nie jestem tutaj w przychodni zapisana - myślałam, że mnie szlak trafi!! Na szczęście tata dziś przywiezie mi z tarnowskich gór położną. Ale coraz bardziej nienawidzę tych świętochłowic!!!
Dobra, to na tyle - idziemy się karmić :-)
Niestety skończyło się cesarką.. W szpitalu byłam już kilka dni wcześniej. W noc kiedy wzięli mnie na porodówkę to obiecywali, że jeszcze wrócę na salę z brzuszkiem - i tak się nastawiałam. Ale trzeba był pilnować tętna małego bo spadało. A na porodówce, to nie wiem, może lepszy sprzęt mieli.. A noc była ciężka, bo tu się martwiłam o to tętno - a za ścianą.. odgłosy dwóch naturalnych porodów.. Masakra. Rano byłam padnięta.. i jak lekarz na szybko wrzeszczy, ze mam podpisywać szybko zgodę na cesarkę bo dziecko mi umrze.. Wszyscy zdenerwowani, bo to prawie koniec zmiany był, połozne wykończone, po nocy porodów naturalnych.. i ja biedna.. Wszystko to szło zrobić wcześniej, a nie gdy już dziecko mi umiera..
Ale na szczęście maluch od razu zaczął płakać, po wyjęciu z brzuszka Dalsze przeżycia też nie należą do najfajniejszych, nie było miejsca na sali pooperacyjnej - więc trafiłam na salę mam z dziećmi. Mąż nie mógł ze mną zostać, bo niby nie ma odwiedzin, ja pocieta, ruszać się niemogę, a u babki po naturalnym jak nie mąż, to ciotka siedziała.. byłam wściekła!!! Ryczałam dwa dni.. Ale już mi przeszło - cieszę się, że z małym jesteśmy już w domciu. W końcu mleczarnia mi się rozwinęła i mały już mniej płacze z głodu. Bo w szpitalu musieliśmy się dokarmiac, ale przez to, że poznał smak butelki, nie jest nam za łatwo z przystawianiem - ale walczymy :-) choć jestem pogryziona na maska.. ale zaciskam zęby i jakoś idzie.
Oczywiście żadna położna ze świętochłowic do mnie nie przyjdzie, bo nie jestem tutaj w przychodni zapisana - myślałam, że mnie szlak trafi!! Na szczęście tata dziś przywiezie mi z tarnowskich gór położną. Ale coraz bardziej nienawidzę tych świętochłowic!!!
Dobra, to na tyle - idziemy się karmić :-)