Hej Dziewczyny
pisałam tu na samym początku, mamy ciążę niespodziankę, która pojawiła się w trakcie przygotowań do in vitro. Zamilkłam, bo pierwsze usg wyszło naprawdę kiepsko i usłyszałam od pani doktor, ze w przeciągu tygodnia poronię.
Po przeplakanym i wyjętym z życia tygodniu i braku objawów poronienia, przerażona wizją szpitala, udałam się do innego lekarza, żeby potwierdził obumarcie płodu. Jaki był mój szok, kiedy lekarz robiąc usg powiedział, ze wszystko jest dobrze, dzieciątko pięknie rośnie i prawidłowo bije mu serduszko
martwił mnie jednak dość mały pęcherzyk ciążowy w stosunku do zarodka, często nie zwiastuje to dobrze, więc radość choć na początku ogromna, znowu szybko przemieniła się w strach.
Nie mam jakichś szczególnych objawów, co dodatkowo mnie stresowało, zero mdłości, ból piersi delikatny od samego początku ciąży, jedynie co, to duża senność i zmęczenie. Wczoraj piersi przestały bolec mnie całkowicie, są jedynie powiększone. Oczywiście ustanie tego i tak minimalnego bólu bardzo mnie wystraszyło, przepłakałam cały dzień, po czym umowilam się na prywatna wizytę. Szlam na nią ze łzami w oczach, przekonana o tym, że usłyszę, że to już koniec naszej ciążowej przygody. Co zobaczyłam? 2,4 cm człowieczka, FHR 174, machającego nóżkami i rączkami
pęcherzyk ciążowy również przestał być zmartwieniem, wyglada nareszcie normalnie. Dzisiaj 9+3
Mam nadzieję, że limit nieszczęść został już wyczerpany, za 3 tygodnie prenatalne. Dodaję zdjęcie naszego największego skarbu z wielką nadzieją, że na przełomie roku weźmiemy go w swoje ramiona