Ech... Szefowa Ropucha nie dała mu zaliczki na początku tygodnia... teraz w weekend "może" mu da. A jak nie to leżymy i kwiczymy. Na koncie 30zł, w portfelu pustka, prezentów nie mamy dla nikogo (dobrze, że z bratem się umówiłam, że na niego się "spuszczam" z tym problemem i pojechał dziś kupić, a ja mu kasę oddam po świętach.). Dobrze, że kupiłam już mak, bakalie, ciasto francuskie na makowiec to jutro zrobię no i rybę i warzywa na rybkę po grecku to Ropuch zrobi w poniedziałek. Tylko gorzej, że nie ma benzyny w autku a do rodziców jakieś 40km i jakoś trzeba dojechać. Ale wiecie co... ta mała istotka pod sercem sprawia, że to wszystko staje się nieważne
Najważniejsze jest, że wiem, że mała już niedługo z nami będzie. Fakt, trochę się przejmuję, ale... nic to
Nie ma to aż takiego wielkiego znaczenia
I powiem Wam, że coraz bardziej się stresuję
Zdałam sobie sprawę, że cesarka już za 2,5 tygodnia... A to już tak blisko
i już Oliwka będzie z nami
A dziś tak pięknie się śniła Ropuchowi
Obudził sie cały w skowronkach i opowiadał jak nachylał się nad fotelikiem i mówił "wiesz malutka kim jestem? Taaaak, to tatuś" a ona się do niego uśmiechała i rączkę wyciągała. I przyznał się, że coraz częściej się mała mu śni. I że każdy sen jest taki pozytywny i miły. Zawsze dobry.
Mi natomiast śniło się, że wciąż z wielkim brzuchem byłam z Ropuchem na jakimś targu i babka spytała co mi podać i gdzieś zniknęła. A jak przyszła to zajęła się innymi klientami. Więc podniosłam raban, że halo, wciąż tu jestem i czekam aż skończy mnie obsługiwać. A ona na to "ah, to pani. Myślałam, że już se pani polazła". A potem przyszedł jakiś czarnoskóry ksiądz, wszedł za ladę i zaczął głosić jakieś kazanie. I ta babka przyszła do mnie i zaczęła mnie odciągać stamtąd mówiąc, że lepiej żeby ksiądz mnie nie zobaczył bo tak nie można, że to grzech, i nie wypada, bo to dziecko to pomiot szatana, bo z Ropuchem nie mamy ślubu. A ja jej się wyrywałam i mówiłam, że mam to gdzieś i nie będę jej łśuchać. I zamknęła mnie baba gdzieś w łazience, gdzie zamknięta byla też szefowa całego targowiska. Jak zobaczyła mój wielki brzuch to ustąpiła mi miejsca na kiblu, bo tylko tam można było sobie przysiąść... jaja jak berety
Ma-sa-kra... a najlepsze, że ja nie jestem osobą która by się przejmowała takimi rzeczami. Nie jestem wierząca. No może jestem ale nie tak jak większość w naszym pięknym kraju. Dla mnie istnieje jakaś siła wyższa, nienazwana. Żaden Bóg, Jachwe, Sziwa itd... po prostu sila sprawcza, ktora to wszystko pchnęła (tzw agnostycyzm). A kościoła wcale nie uznaję (mimo że kiedyś i do oazy należałam, śpiewałam w scholi...).