wróciłam od lekarza i jestem w domku :-) nie musze iść do szpitala....HURRRRAAAA!!!:-)
no więc tak:
Szymuś wazy bagatela 3400 kg:-) masakra jak dla mnie bo klocek z niego, a ja mam tylko 157 cm wzrostu... lekarz powiedział, że bedę rodziła dziecko w granicach 4 kg i dam rade bo nie rodze głową czy wzrostem...
Szyjka prawie całkowicie skrócona i mały podczas badania na samolocie naciskał na palce ginekologa i nie dał za wygraną
rozwarcia brak, ale według lekarza to kwestia dni...bo bobas napiera z całych sił.
Lekarz jak mnie zobaczył to powiedział, że brzuch mam na kolanach
zrobił ktg i co się okazało - skurcze na poziomie 78-99%, a ja czułam je jako bardzo delikatne... położna powiedziała, że z takimi skurczami się rodzi a nie przychodzi na wizytę do ginekologa:-)
Tętno dzidzi w porządku, mózg i inne narządy również, w mosznie sa już jąderka a na USG mały akuratnie siusiał
Lekarz powiedział, że za 10-12 dni będę rodziła... bo mały jest już ogromny i napiera na moją juz marnej długości szyjkę (a stąd droga do odpadnięcia czopa czy odejścia wód krótka).
Za tydzień znów wizyta - bedzie pobierał mi wymaz GBS... mam już nie brac żadnych nosp i scopolanów - jak się zacznie to się zacznie i mam nie spowalniać chemicznie:/
Powiedziałam mu, że się boję bólu, a on na to, że jego w tym głowa aby mnie przy porodzie nie bolało :-)
Co do opuchnięć - niestety, ale na sam koniec woda się zatrzymuje i dlatego jestem spuchnięta...
teraz tylko czekać aż sie akcja porodowa rozkręci