@mfifi04 bardzo dobre wiadomości! Z całego serca życzę Wam żeby pod opieką tej nowej pani doktor udało się utrzymać naturalną ciążę
@AnetaManiak ja tu już właśnie pisałam to co Ty, ale Ela chyba nie daje wiary w to co piszę
@Ela93 powiem Ci jeszcze, że ja miałam cykle raz 25/26 dni, innym razem nawet po 90. Pęcherzyki raz rosły, raz nie. Generalnie problemem było to, że nawet jak rosły to nie pękały tylko albo wchłaniały się, albo robiła się torbiel. Mam PCO. W każdym cyklu monitoring i w każdym cyklu zastrzyk na pęknięcie pęcherzyka. Po drodze oczywiście stymulacja CLO. Prolaktynę miałam wysoką, (choć badałam wtedy tylko raz) ale nic z nią nie robiliśmy. W momencie leczenia pod kątem PCO czyli wspomagając zastrzykiem pęknięcie pęcherzyka-cykle uregulowały się. Za drugim razem prolaktynę miałam tak jak pisałam już tutaj wcześniej-bardzo wysoką. Karmiłam piersią. Co więcej owulacja według badań krwi (8 dni po) była bardzo niepewna bo progesteron tylko w granicach 7,5 (a dopiero powyżej 10 uznaje się że owulacja na pewno była). A jednak zaszłam wtedy w ciążę i mam z niej syna.
Ale wiem też, że głowa potrafi zblokować wszystko i myślę, że Aneta dobrze radzi-musisz spróbować się wyluzować i nie myśleć o staraniach (wiem, że to strasznie brzmi bo zawsze mnie denerwowała ta „rada” jak starałam się tyle lat i nic, ale to jednak działa!). Ja długo nie zachodziłam w ciążę, miałam za sobą masę badań i co miesiąc owulacja dzięki zastrzykom była a jednak ciąży brak. Załamałam się, zrezygnowałam i stwierdziłam że odpuszczam to wszystko, monitoringi, zastrzyki. Że potrzebuję przerwy. Od lat nie miałam owulacji bez zastrzyku więc nawet nie miałam nadziei. I wyobraź sobie, że właśnie wtedy, w tamtym cyklu owulacja przyszła „sama z siebie”, bez żadnego wspomagania. I zaszłam w ciążę.
Dziewczyny, u nas bardzo kiepsko. Nie wiem czy pisałam Wam że mamy się zgłosić na oddział z problemami brzuszkowymi małego? Mieliśmy przyjechać 2 listopada ale młody był już od początku tygodnia taki nieswój (w poprzednim tygodniu był chory, skończył brać antybiotyk i zupełnie stracił apetyt i nic nie pił, tylko od czasu do czasu cyca), że we wtorek byłam jeszcze u pediatry. Zleciła nam badania i wyszła mu duża anemia. Pojechaliśmy więc na oddział wcześniej, bo już w środę. Tam też wynik ich zszokował, tym bardziej że pomijając te parę dni teraz to Jaś jest takim głodomorkiem, że zjada wszystko co dostanie (nawet powtórzyli bo myśleli, że to błąd laboratoryjny-pół roku wcześniej wynik bardzo ładny). No i potwierdzili diagnozę, ale niestety ta anemia nie wynika z tego, że „zjada” za mało żelaza tylko po prostu jego organizm zupełnie nie przyswaja żelaza! Dodatkowo podejrzewają celiakię. Zrobili mu masę badań, na wiele szczegółowych wyników mamy jeszcze ok 2 tyg czekania... ale jestem załamana... najgorsze teraz, że muszą znaleźć przyczynę dlaczego tego żelaza nie wchłania bo musi zacząć, bo jest na granicy ciężkiej anemii a to już bardzo niebezpieczne
teraz te 2 tyg dajemy mu żelazo i przy odbiorze wyników na oddziale jeszcze zostajemy na badania zobaczyć czy cokolwiek się poprawia... on po tym szpitalu cały rozbity, tuli się i płacze, nie chce sam zostawać np na macie na podłodze tylko zawsze na kolanach czy na rękach. Tak się biedny nacierpiał, że płakałam razem z nim
jeszcze na dodatek córa miała jelitówkę jak byliśmy w szpitalu i tak mi płakała do telefonu, że chce do mnie, że chce się przytulić.. a ja z młodym w szpitalu w innym mieście... no myślałam że serce mi pęknie
jeszcze sama z tych nerwów czy z przemęczenia od czwartku złapałam 40 st gorączki. A to oddział dziecięcy więc dawali mi tylko apap i ibuprom... dziś już w domu, ponoć mam anginę ogromną choć wcale mnie nie boli gardło.. gorączkę mam do dziś i naprawdę ledwo żyję a tu jeszcze tyle stresu te 2 tyg... ehh wybaczcie, musiałam się wyżalić bo naprawdę nie mam już sił.. trzymajcie kciuki żeby szybko znaleźli przyczynę u małego i by mu się zaczęło poprawiać!