Cześć, pod koniec sierpnia miałam urodzić synka. Ale od początku. W grudniu 2016 w pierwszym mc - starań zaszłam w ciąże (drugą, pierwsza była biochemiczna zakończona ok 5 tyg). W lutym na badaniach prenatalnych dowiedzieliśmy się, że dziecko ma chore serduszko, duży obrzęk płodu. Świat się zawalił. Chodź wiedzieliśmy, że trafiliśmy do dobrego specjalisty poszliśmy do innego lekarza by powtórzyć badania. Niestety usłyszeliśmy to samo. Następnie chodziłam raz w tygodniu na kontrolę. I za każdym razem marzyłam, że usłyszę -jest lepiej. Niestety nigdy tego nie usłyszałam. Przyszły wyniki badań PAPP – duże prawdopodobieństwo wady genetycznej. Świat się zwalił? Nie, świata już nie było. Usłyszeliśmy, że mamy się zastanowić czy jest sens brać duphaston, bo nie ma szans by dziecko przeżyło. Mamy się zastanowić czy chcemy przerwać ciąże. Oboje z mężem uważamy, że żyć powinny zdrowe dzieci, ale jak podjąć decyzję przecież to nasze dziecko ... Odstawiłam leki. Miałam iść na amniopunkcję, nie zdążyłam …. Po trzech tygodniach od informacji, że jest źle (ok 15 tyg ciąży) usłyszałam wyrok- serduszko nie bije. Początkowo szok , jak to ? ale po kilku dniach pogodziłam się z tym, a przynajmniej tak wtedy myślałam.
Na początku marca zgłosiłam się do szpitala, podali tabletki, ale nic się nie działo. Była już noc, mąż ledwo wyszedł ze szpitala i się rozpoczęła 8 godzinna męka. Myślałam, że jak szyjka się rozszerzy zrobią mi zabieg. I zrobili, ale wpierw musiałam urodzić –sama, pielęgniarki i lekarka twierdziły, że za bardzo panikuję… wisiałam na telefonie z mężem... Wyniki dziecka potwierdziły wadę genetyczną. Ciężko mi to było zaakceptować, czasem nadal jest. Rodzina nie wiedziała jak ze mną rozmawiać, przyjaciele i znajomi dobijali się a ja ich unikałam. Dali mi czas dla siebie. Z mężem uczyliśmy się żyć dalej. Dopiero po 3 mc poczułam, że jest lepiej. Wróciłam do pracy, zaczęłam spotykać ze znajomymi zaznaczając, że nie rozmawiamy o dziecku. Bo próbowałam, ale nikt kto tego nie przeżył nie zrozumie.
Od lutego podczytuje Was dziewczyny, znam Wasze historię i bardzo Wam współczuję i przepraszam, że to piszę, ale łatwiej mi, że nie jestem jedyna, której przytrafiło się coś takiego. Jesteście też przykładem, że trzeba i można walczyć o marzenia ….
Napisałam teraz, bo pojawiły się dwie dziewczyny. to co napisałyście w jakiś sposób jest mi bardzo bliskie. Ze swoich przeżyć wiem, że trzeba się wygadać ja to zrobiłam u specjalisty, wiem że z czasem przychodzą łatwiejsze dni, chodź tych gorszych nadal nie brakuje
Aktualnie jestem już po trzech @, robię badania i dopiero zadecydujemy czy podejmujemy jeszcze jedną próbę. Ale żaden lekarza i żadne badania nie dadzą nam pewności że tym razem będzie wszystko dobrze. Wiem, że muszę być gotowa na kolejną porażkę, bo na zdrowe dziecko i lekką ciąże jestem.