Ta siła przychodzi z czasem
jak "przepracowałam" w sobie straty i do pewnego stopnia pogodziłam się z tym, że widocznie tak musiało być to z dnia na dzień było coraz lepiej, coraz więcej wiary i nadziei że jednak będziemy szczęśliwymi rodzicami
Witaj, przykro mi że musiałaś do nas dołączyć...
U mnie było chyba dokładnie tak, jak piszesz-przyblokowałam się psychicznie. W ciążę zaszłam w pierwszym cyklu który opuściłam. To był pierwszy cykl bez stymulacji, bez monitoringu. Mieliśmy zrobić 2-3 cykle przerwy w staraniach bo byłam już klębkiem nerwów. A zresztą byłam pewna, że nawet nie będę mieć owulacji bo mam pco i bez pregnylu zwykle miałam cykle bezowulacyjne. A jednak się udało. Co prawda skończyło się tak a nie inaczej, ale myślę że jednak to właśnie wyluzowanie było kluczem do sukcesu. A jeśli chodzi o samą stymulację to u mnie było prawdopodobnie tak, że cała ta stymulacja odblokowałam mój organizm, tak że nawet bez zastrzyków miewałam owulację. Sam lekarz się nawet dziwił, że przy tylu niewielkich pęcherzykach jakie zwykle miałam jednak któryś zaczynał dominować i do owu dochodziło.
Jak zaszłam w tą ciążę w której teraz jestem miałam 11 pęcherzyków, monitoringi co parę dni i gin czekała kiedy podać zastrzyk. I najlepsze, że zastrzyku nie dostałam bo ciągle nie było pęcherzyka dominującego. Miałam 4 dni przerwy między monitoringami i owulacja musiała wystąpić wtedy choć nie było ani płynu świadczącego że owu była ani pęcherzyka dominującego który zapowiadałby owu a temp nagle zaczęła rosnąć i wyszło że owulacja jednak była bo za 12 dni beta pozytywna