Marcepanek...ja tak mam jak ty, dokladnie!!! Sprzatam jak opetana....wczoraj bylismy na zakupach i bylo ok, generalnie tragedii nie ma ale boje sie ze schowalam to wszystko co sie we mnie dzieje gdzies gleboko pod dywan a wiem, ze to niezbyt dobre...Najcudowniej czuje sie wieczorem w tygodniu- kiedy wiem, ze "caly swiat" zasypia, ze nic sie nie dzieje, ze wtedy ja moge "pozyc" i poczytac, posiedziec w oknie patrzac tepo na ulice
Gdy ktos dzwoni i chce sie z nami spotkac, szczegolnie w weekend to mowie mezowi ze absolutnie ja nie moge sie spotkac bo mam tyle sprzatania, prania i prasowania ze sie nie wyrobie. Caly czas lezy deska do prasowania, ja nigdy nie lubilam prasowac, ciagle mialam nieuprasowane rzeczy, generalnie prasowalam tylko mezowi koszule bo wiadomo....a teraz? Moglabym te uprasowane rzeczy prasowac jeszcze raz i mowic ze to jest konieczne, ze musze to zrobic. Moze to tez jakas forma terapii? I zakupy, wczoraj poszlismy kupic cokolwiek do jedzenia bo lodowka swiecila pustkami, mielismy cos kupic juz w zeszlym tyg ale wiadomo co sie stalo
( Maz probowal wyciagnac mnie ze sklepu bo uparlam sie, ze szukam jakichs spodni i podobno wyciagalam coraz gorsze badziewie, przymierzalam i upieralam sie ze jest ok:/ Tak jakbym szukala zajecia na zasadzie "musze cos zrobic" nawet jesli mialoby to byc mycie jednego talerza 30 razy oby tylko minal czas
Dziwne jest to, ze przestalam plakac. Od soboty nie plakalam w ogole wczoraj wieczorem polecialo mi tylko 5 lez...sama sobie probuje zadawac rozne pytania i na nie odpowiadac, liczas na to, ze dotre do sedna problemu. Ze zrozumiem, ze przezywam to wszystko dlatego ze to i tamto i jak to zrozumiem to wtedy bede mogla sie z tym pogodzic i isc dalej. Wrocilam juz do pracy (pracuje sama dla siebie) i wtedy to jest znowu tryb zadaniowy: zrobic, zarobic, do widzenia i wracam do swojego swiata....
Do tego wszystkiego dochodzi okropny strach co dalej. Ok, tym razem sie nie udalo, to juz wiem. Musze to przetrwac jakos i tyle. Juz wiem jak to jest, jak to boli, jak to wyglada od strony technicznej....kiedys myslalam, ze poronienie na tym etapie to po prostu zwykle krwawienie, spozniony okres i tyle. Teraz juz wiem, ze nie, choc wolalabym nadal zyc w nieswiadomosci.
Bardzo sie boje, czy nastepnym razem sie uda? Jakie mam na to szanse? Wyszukuje statystyk, porownuje liczby...ze jak nie mialam lyzeczkowania to moze lepiej i latwiej bedzie mi zajsc w ciaze i ja donosic? I o czym swiadczy male endometrium? to lepiej czy gorzej czy bez znaczenia?
Tak naprawde chyba przestalam sie jakos czuc kobieta. Niby zdrowa, wyniki wzorowe, wszystko super a tu bach nawet ciazy nie umie donosic. Na dodatek teraz jestem wylaczona, w stanie zawieszenia, ze staraniami tez trzeba czekac....
Na razie juz nawet nie krwawie, krwawilam ok 2-3 dni po tym calym koszmarze a pozniej jedynie wkladka i wczoraj przestalo.
Bafinka dziekuje
Od kiedy zaczelas sie starac po stracie? Masz dzieci? Kurcze dwie ciaze w jednym roku
((( Tak mi przykro, rozumiem, co czujesz
(( Dziekuje za slowa wsparcia, heh dzieki wam czuje ze nie jestem sama....bo myslalam ze moze tylko ja tak wariuje
85justyna, ja bym nalegala na usg mimo wszystko. Super, ze wszystko jest ok z wynikami, ze dobrze sie czujesz itd, ale dla pewnosci lekarz powinien cie chociaz zbadac. Mysle, ze to powinno byc rowniez dla tojego spokoju psychicznego, zebys miala 100% pewnosc ze mest ok i dzieki temu mniej sie stresowala pozniej. Jesli chodzisz na usg prywatnie to moze zapisz sie jeszcze raz, trudno, wydasz kase ale bedziesz pewna, ja bym tak zrobila.
ps.A jak sie czujesz?