dagne
Fanka BB :)
Boże co się zdenerwowałam, pomału w ciszy dochodzę do siebie...
Zacznę od tego, że moja mama wyszła za mąż z wpadki (miała 18 lat jak rodziła moją siostrę), ojciec nas zostawił (siostrę, mnie i brata) jakieś 12 lat temu i od tamtej pory mieszkaliśmy z dziadkami (rodzice mamy). Dziadek był i jest nauczony że wszystko musi mieć podane, wysprzątane itd (nawet ziemniaka ostrugać nie potrafi, po prostu moja babcia go tak nauczyła). 2 lata temu się wyprowadziłam i wynajęliśmy mieszkanie z mężem (ślub niecały rok temu), bo nie mogłam znieść chorej atmosfery, że wszystko musiało być po jego myśli (taki dyktator skryty). Niestety, chcąc się wybudować musieliśmy wrócić do mojego domu (czynsz 1000zł, a to zawsze się odłoży i na fundamenty będzie). Wyremontowaliśmy pół piętra, dla siebie i mamy. Została tylko łazienka. Umowa jest taka, że dokładamy do rachunków, a dziadkowie się nie wtrącają do naszego życia. I w sumie jest ok, bo na razie tylko miesiąc mieszkamy, boję się co będzie dalej po dzisiejszym dniu...
Dziadek wypił parę setek przyszedł na balkon i sprowokowany jakąś rozmową o kupnie węgla, że musi dołożyć bo my spłukani ze względu na remont, wykrzyczał mamie (bardzo ją podziwiam i kocham za to, że wychowała nas tak dobrze sama i sprzeciwiła się pijakowi) że jak była młoda to się skurwiła i wróciła z dziećmi z podkulonym ogonem... tak mi się przykro zrobiło, tak mnie to zabolało, że w ryk, mama płacze, ja też, babcia opieprza dziadka... tyle poleciało pod adresem mamy inwektywów, że rozstroiłam się momentalnie... wykrzyczałam, że ja mu pod nos tak jak mama podstawiać jedzenia nie będę i sprzątać po nim toalet, zwłaszcza w ciąży... teraz siedzę sama i się próbuje uspokoić... mąż pomaga kuzynowi na budowie, więć nic nie słyszał, nie wiem czy w ogóle mówić cokolwiek...
Przepraszam, że się rozpisałam....
Zacznę od tego, że moja mama wyszła za mąż z wpadki (miała 18 lat jak rodziła moją siostrę), ojciec nas zostawił (siostrę, mnie i brata) jakieś 12 lat temu i od tamtej pory mieszkaliśmy z dziadkami (rodzice mamy). Dziadek był i jest nauczony że wszystko musi mieć podane, wysprzątane itd (nawet ziemniaka ostrugać nie potrafi, po prostu moja babcia go tak nauczyła). 2 lata temu się wyprowadziłam i wynajęliśmy mieszkanie z mężem (ślub niecały rok temu), bo nie mogłam znieść chorej atmosfery, że wszystko musiało być po jego myśli (taki dyktator skryty). Niestety, chcąc się wybudować musieliśmy wrócić do mojego domu (czynsz 1000zł, a to zawsze się odłoży i na fundamenty będzie). Wyremontowaliśmy pół piętra, dla siebie i mamy. Została tylko łazienka. Umowa jest taka, że dokładamy do rachunków, a dziadkowie się nie wtrącają do naszego życia. I w sumie jest ok, bo na razie tylko miesiąc mieszkamy, boję się co będzie dalej po dzisiejszym dniu...
Dziadek wypił parę setek przyszedł na balkon i sprowokowany jakąś rozmową o kupnie węgla, że musi dołożyć bo my spłukani ze względu na remont, wykrzyczał mamie (bardzo ją podziwiam i kocham za to, że wychowała nas tak dobrze sama i sprzeciwiła się pijakowi) że jak była młoda to się skurwiła i wróciła z dziećmi z podkulonym ogonem... tak mi się przykro zrobiło, tak mnie to zabolało, że w ryk, mama płacze, ja też, babcia opieprza dziadka... tyle poleciało pod adresem mamy inwektywów, że rozstroiłam się momentalnie... wykrzyczałam, że ja mu pod nos tak jak mama podstawiać jedzenia nie będę i sprzątać po nim toalet, zwłaszcza w ciąży... teraz siedzę sama i się próbuje uspokoić... mąż pomaga kuzynowi na budowie, więć nic nie słyszał, nie wiem czy w ogóle mówić cokolwiek...
Przepraszam, że się rozpisałam....