dziewczynki trzymam &&& za wasze wizyty!
wkleję wam jeszcze opis porodu, może któraś przeczyta moje wypociny
9 stycznia około 1-1.30 obudził mnie lekki ból brzucha, taki jak na okres. z chęcią bym jeszcze pospała ale postanowiłam sprawdzić czy nic z tego więcej nie wyniknie. po 30 min byłam praktycznie pewna, że to już poród. poszłam do P (spał w innym pokoju bo Nataniel go wypędził z łóżka heh) i mówię, że to chyba już ale niech sobie pośpi jeszcze, ja pójdę pod prysznic i pochodzę trochę po domku. więc się wykąpałam, sprawdziłam torby. wcześniej jeszcze napisałam do was że się zaczyna
o 3 nakazałam mu wstawać i sprowadzać na dół teściową, żeby kładła się do Nataniela a my jedziemy do szpitala. chyba myślał, że sobie jajca robię z niego i dalej spał!!! no to ja wrzeszczę na niego, że serio się zaczyna! zeszła teściowa i zadziwiona że niby jak jak rodzę jak chodzę i się śmieję
no faktycznie skurcze nie były bardzo bolesne ale wyraźnie czułam, że mały strasznie się pcha na szyjkę! o 3.30 wyjechaliśmy do szpitala. o 4 weszliśmy na oddział. byłam sama, żadnych innych rodzących. położna podłączyła mnie pod ktg, skurcze nieregularne takie do 70-80. kazała 30min leżeć pod ktg. skurcze całkiem znośne, po tych 30 min miałam sobie pochodzić , poprosiłam też o lewatywę. po 20 min ktg mówię do położnej że czuję parcie na kupkę
wyobraźcie sobie że dopiero wtedy sprawdziła mi rozwarcie - sama w szoku krzyczy że już 5cm! 30 min minęło, odpięła ktg i już szykuję się do wstania gdy nagle czuję takie wielkie uderzenie małego głową o szyjkę! i sekundę później lecą mi po udach wody,więc krzyczę do położnej że mały pęcherz przebił! ta postanawia, że znów mam leżeć, żeby zobaczyć tętno małego. zdążyłam się położyć z powrotem gdy skurcze stały się nie do zniesienia, ból okropny, czuję wręcz jak mały rozsadza mnie od środka. od odejścia wód skurcze regularne, częste i masakrycznie bolesne! darłam się na całą porodówkę! nagle czuję mega parcie i krzyczę, żeby sprawdziła mi szyjkę. położna w szoku bo nagle pełne rozwarcie się zrobiło ale coś tam jeszcze trzymało, kazała się powstrzymać od parcia bo by mi szyjkę rozsadziło, jeszcze jeden skurcz i szyjka gotowa! od razu na plecy i przemy. jeden skurcz, czuję jak mały się przesuwa. drugi - wyszła główka! i trzeci i wreszcie ulga- calutki Gabryś jest na świecie!!! od razu chlap na brzuszek do mamusi
popłakałam się, że on taki malutki jest. leżeliśmy tak z 10 min, w międzyczasie urodziłam łożysko. potem mały do mierzenia i ważenia a ja do szycia
położna nie nacinała mnie, lekko pękłam - do szycia tylko skóra, dwa szwy. potem 2 godzinki się kangurowaliśmy, cycowaliśmy itp
małego zabrali na noworodki na godzinkę a ja piechotką na położniczy doszłam. 2 godziny po porodzie nie czułam się w ogóle jakbym rodziła
cały czas podczas porodu był ze mną mąż ale tak jak przy pierwszym porodzie był dla mnie wielkim oparciem, tak teraz denerwował mnie do granic możliwości... jak nie latał z telefonem, to podchodził do mnie i pytał " a co ty taka mokra jesteś???", wiecie co, mało go nie zabiłam na tej porodówce. on chyba myślał, że poród to lekka sprawa, nie ma się czym przejmować... za to wielkim wsparciem była dla mnie położna - cudowna kobieta! naprawdę anioł nie człowiek. jestem jej tak wdzięczna za wszystko, za całe wsparcie w czasie porodu. gdyby więcej takich ludzi było na świecie to by było cudownie
no w każdym razie mąż ze swoją głupotą opanował się dopiero jak zaczęłam przeć i mały wyszedł
popłakał się bidulek
trochę chaotyczny ten mój opis. Gabryś przyszedł na świat 09.01.2014, godzina 5.40 - 20 min po przebiciu wód