Hej, straciłam mojego aniołka w 15+3 tyg. ciąży. To była moja pierwsza ciąża, udało się zaraz za pierwszym razem starań. Od początku ciąży miałam bóle brzucha i plamienia (2 tyg. plamień, 2 tyg. bez, znów 2 tyg. plamień i tak w kółko, raz krwawienie i wielki skrzep - ale po USG lekarz stwierdził, że wszystko jest ok). Mimo wszystko brałam 3x2 Duphaston i 3x1 no-spa, a dzidziuś rozwijał się prawidłowo (wizyty co tydzień). W 14+6 tyg. przestałam się czuć jakbym była w ciąży, nie doskwierały mi mdłości, czułam się świetnie, mogłabym biegać, sprzątać godzinami i miałam mnóstwo energii, mimo wszystko bardzo dużo leżałam i odpoczywałam, wtedy myślałam, że takie są uroki II trymestru. Kolejnego zwyczajnego dnia poczułam lekkie ukłucie brzucha, za jakąś godzinkę znów, za 2 godziny było już kilka razy czuć kłucie, ale nie było jakieś mocne, myślałam, że dzidziuś się "rozpycha", poszłam spać, niestety obudziły mnie coraz mocniejsze bóle, zadzwoniłam po karetkę, w szpitalu poczułam tam "mokro", to była krew, było jej pełno... Gdy przyszedł lekarz po prostu "wyjąłem już płód, ciąży już pani nie ma" po czym rzucił na podłogę w worku na śmieci. Przeżyłam to strasznie, nie dowiedziałam się nawet jakiej płci było nasze dzieciątko, a pielęgniarka nie poinformowała mnie o możliwości pochówku, tylko kazała podpisać zgodę na spopielenie, wtedy jeszcze nie wiedziałam jakie mam prawa..
Po zabiegu łyżeczkowania zrobiłam badania CRP, które wyniosło 120. Wynik badania histopatologicznego wykazał stan zapalny i ropnie. Robiłam też badania na krzepliwość krwi APTT, który wyszedł w normie. Do dziś nie wiem co było przyczyną tak wielkiej straty... :/ Możliwe, że jakaś bakteria?
Jestem już po jednej @ po zabiegu, odliczam jeszcze 2 @ i mam nadzieję, że dostaniemy zielone światło do działań, bo uczucie pustki jest nie do opisania. Już teraz dołączam do was i czekam z niecierpliwością na moje kolejne dwie kreseczki.
Życzę wam pięknych II kreseczek !!