-kasieczek-
z ANCYMONKĄ w brzuszku!
Trzy dni to pisałam - ale jest - moja historia czekam jeszcze na wersje Ojca - czyli poród widziany jego oczami
Czas i na mnie by podzielić się historią porodową. A że już troszkę minęło i się do tego zdystansowałam no to mogę machnąć powiastkę
Liczyłam że zacznie się spektakularnie, nagle chlusną wody, a ja zacznę krzyczeć do mojego że to już, widząc jak ten w popłochu szuka kluczy do samochodu i znaleźć nie może! Nic podobnego..
Na trzy dni przed porodem moja Madziulka wzięła sobie chyba urlop wypoczynkowy przed tak wielkim wysiłkiem i leżała w brzuszku nie kiwnąwszy nawet palcem, powodując tym samym wzrost poziomu stresu u Matki. Kumulacja zestresowania przypadła w piątek na godzine 16, kiedy to z kłębiącymi się myślami w głowie brzuchata wraz z przyszłym Ojcem trafiła na IP, i została na patologii celem obserwacji małego leniucha. W sobotę, z racji zawężonego ktg ( brak ruchów małej) zadecydowano wieczornie o próbie oxy. Matka z szokiem wymalowanym na twarzy podążała na porodówkę, od razu lżej się jej na sercu zrobiło gdy z kanciapy położnych wyszła Pani Basia, osobista położna (tymczasem ojciec w domku studiował parokrotnie plan porodu i nagrywał muzykę relaksacyjną! ) Próba oxy wyszła negatywnie, ale dogłębne palczaste badanie położnej wywołało plamienie. Uspokojona Mamuśka czując mega kopniaki powróciła na Patologie, gdzie łóżko na którym wcześniej zalegała miało już nową świeżutką pościel! yeah!
W niedzielę, jak każdego ranka toaleta.. a tam bach! glut jakiego nigdy Matka nie widziała, ot tak – to był czop z krwią. Już wiadomo było co na dniach się święci. Analizując sytuację, podekscytowana matka przemierzała korytarz Patologii wzdłuż i wszerz niezliczone ilości razy by jakoś dopomóc naturze, gdyż wolała wyskoczyć na drugie piętro i rodzić niż, wracać do domku i przyjeżdżać zaraz ponownie. Wieczorem stojąc przed lustrem roiły się w głowie dylematy.. typu umyć dziś włosy czy może jutro? Podświadomość podpowiadała, zrób to dziś, jutro możesz nie mieć czasu! Dzięki temu Matka nie wylądowała na porodówce z kluchami
Poniedziałek (10 luty), jakieś 24h po odejściu czopu tuż przed obchodem leżąc w łózku i oglądając DDTVN, Mamuśka czuje ciepełko między nogami. Jak porażona wyskakuje z łózka gnając ile sił do łazienki. Wkładka czysta ale przemoczona. Hmm, no chyba się nie posikałam!!?? Tak Matce zaczęły odchodzić wody! Dzwoni do Ojca, że dziś rodzimy bo się zaczęło na co jej zaspany wybranek serca odpowiada „ ale jeszcze nie rodzisz? mogę pół godzinki jeszcze się zdrzemnąć”, dobrze ze Mamuśka ma mocne zęby, to jej nie pospadały na posadzkę! Kolejny telefon Matka wykonała do swojej położnej która na słowa „odeszły mi wody” mega zaspanym głosem odrzekła „no co TY!”. Można było się domyślić, że właśnie zeszła z nocnego dyżuru i udała się w krainę marzeń No ale praca nie wybiera
Poszła Matka do gabinetu na samolot, tam dowiedziała się że ma 4cm rozwarcia i że dziś rodzi, na co ze spokojem przytaknęła i wróciła na sale, gdzie podano jej antybiotyk przeciw GBS i gdzie oczekiwała w kolejce na wolne miejsce w porodówce. Z podnieceniem i uśmiechem na buzi pisała znajomym że dzis rodzi! Wiedząc ze już jest 4 cm i jakoś bezboleśnie to znosi, liczy że pójdzie jak bułka z masłem. Zwłaszcza że siostra nagimnastykowała się by mieć zaledwie 2 cm! Ojciec w tym czasie już się ogarnął, drzemki sobie nie uciął, bo jak się rozłączył doszło do jego mózgowia że to już!
Po półtorej godziny Mamuśka wita się z wynajętą położną która zapodaje jej lewatywę i idzie przygotowywać sale. Matka pakuje się i uhahana idzie na porodówkę, a dziewczyny patrzą na nią z wytrzeszczem oczu.
Porodówka. Dogłębne badanie położnej, potwierdzenie 4 cm oraz tego ze szyjka długa i trzeba będzie się nagimnastykować, by uzyskać zgłądzenie. Była już 11 i od 2,5h od odejścia wód cisza, żadnych skurczy, od których Matka by się zwijała, lekkie pobolewanie podbrzusza, ot co! Decyzja o oxy, bo nic się nie dzieje. Na porodówkę wbija Tatko w niebieskim garniturze, w którym poci się jak jasna cholera. Ale kto by o tym myślał, to Matka cierpi! Ojciec włącza muzykę i siada koło Matki ze stoickim spokojem. Zaczynają się skurcze, ale znośnie podczas których Mamuśka sobie śpiewa bujając się na piłce, a Ojciec sprawdza na komórce co ile i jakie długie są owe skurczybyki. Położna uznaje że jeszcze jest lajtowo bo pierworódka oddycha normalnie podczas skurczy. Dziać się zaczyna od 13, Matkę wykręca zwłaszcza ze musi leżeć pod ktg. Gadanie i trzymanie Tatki ja drażni, raz mu mówi by siedział cicho, a potem czemu się nie odzywa! wreszcie po 14 położna zezwala na prysznic, Matka siedzi na piłce a Ojciec dzielnie polewa jej plecy, a w momencie skurczy brzuch. Bóle Mamuśka ma już jak jasna cholera, aż ją słabi pomiędzy. Nie chce wychodzić spod prysznica, ale trzeba pod ktg zobaczyć jak tam Madziulka. Córa ma się dobrze, ale matka ma dość. Połozna poraz kolejny bada mówiąc że szyjka długa po czym ją naciąga i każe przeć a Matka już widzi światełko w tunelu i myśli ze schodzi z tego świata! Ojciec na korytarzu łapie się za głowe słysząc krzyki swej kobiety! Owy zabieg ma na celu napieranie przez małą na szyjke i spowodowanie jej skrócenia. Nic z tego ani drgnęło! chwile przed 16 przychodzi lekarz i oznajmia że ledwo 5 cm rozwarcia! a to już prawie 8h od odejścia wód! Istnieje ryzyko infekcji jaki niedotlenienia małej, proponują cesarkę. Matka zalewa się łzami. Nie tak to wszytsko miało wyglądać, miała plan porodu ( który na wstępie wziął już w łeb), chciała urodzic naturalnie, ryczy i ryczy myśląc co z niej za matka jak dziecka nie potrafi urodzić! Lekarz wychodzi, a ciężarna z Ojcem i położną naradzają się w kwestii cc. Wszyscy dochodzą do wniosku iż nieważne jak mała się urodzi ważne by była zdrowa i nic jej się nie stało. Decyzja podjęta, idziemy się ciąć. A w tym momencie ( jak jej ojciec później uświadomił) Matka pyta czy będzie musiała opłacić cc! Też nie miała o czym myśleć!! Płacz trwa nadal, lekarz idzie na herbatke (!!!!) i za 15 minut zacznie ciąć pierworódkę, która przez ten czas zwija się z bólu. Tatko ją uspokaja, szepce miłe słowa, całuje. Jest 16.15, matka zmierza na sale operacyjną, dostaje znieczulenie, którego wkłucie nie boli, położna aplikuje cewnik. Matka leży widząc w lampach swój brzuch wysmarowany żółta mazią! Wszyscy oczekują, aż znieczulenie zacznie działać. Do leżącej jak kłoda ciężarnej podchodzi lekarz, a ona czuje jak ją szczypie po brzuchu, co oznajmia lekarzowi, a ten uznaje, że jeszcze czekamy. Czynność powtarza się za minutę, matka mówi że nadal czuje owe szczypanie. Lekarz chce czekać, anestezjolog każe ciąć. I zaczyna się. Matka wszystko czuje wszystko widzi, szarpią ją w każdą stronę, naciskają, aż się dusi i krzyczy że zaraz rzygnie. W tym momencie zaczyna promieniować zajebisty ból pod prawą pachę jakby ktoś wbił w nią tasaka i wiercił nieubłaganie. Matka kona z bólu, nie może sobie poradzić, a babki zza głowy nie wiedzą o co biega. Łzy ciekną po polikach, ból coraz mocniejszy, każą Mamuśce oddychać bo jej tętno spada, a ta sobie myśli jak kobiety mogą za to płacić, jak to tak boli! a miało być już tak błogo! Nagle z brzucha wyłania się istotka przecudnej urody, którą Matka mimo zapłakanych oczu widzi w lampach i słyszy krzyk! ryczy jeszcze bardziej z radości i bólu! to była 16.25! Madziulka wagą 3620g i wzrostem 54cm wita świat Dziecię dają pociumkac Matce i biorą do Ojca, który rzecz jasna też roni łzy i cyka pierwsze fotki Matka dalej w bólu zwija się na stole patrząc jak krew zalewa jej narządy wewnętrzne i jak ją szyją. Akcja cc kończy się o 16.45 i już niebrzuchatka jedzie na salę skonana. O 17, dzięki uprzejmości położnej córcie ma już przy cycu Świat jest piękny!
Kończąc owe dywagacje uważam, iż warto było tyle przejść i tyle się orzygać w tej ciąży by teraz patrzeć na ten piękny pyszczek! No i rola Tatusia w całej akcji porodowej nieoceniona! Ja Matka pełna podziwu dla jego postawy składam mu pokłon, zachował zimną krew! Jak to ujął był inwalidą emocjonalnym, to pomogło mu przetrwać i chyba dzięki temu ja przetrwałam. Bo dwójka panikujących, krzyczących na porodówce rodziców toż to istny horror. Chwała mu za to, choć początkowo było mi przykro, że nie podszedł do tego emocjonalnie! Ale teraz wiem, że dobrze iż nastawił się zadaniowo do tego przedsięwzięcia! I mimo że zarzekał się ze nie przetnie pępowiny.. gdyby tylko była taka możliwość wiem że by to zrobił Brał wszystko na klatę, wszelkie moje narzekania i pieprzenia podczas skurczy! Wszelkie tkliwe uwagi! Kocham go!
Teraz po dwóch tygodniach od porodu, gdy mogę trzaskać szpagaty, robić brzuszki, gdzie rana już prawie zagojona, nogi niespuchnięte, a kilogramy lecą. uważam iż wszystko jest do przeżycia!
Szczęśliwa Mamuśka Madziulki i Kobieta swego Faceta
Czas i na mnie by podzielić się historią porodową. A że już troszkę minęło i się do tego zdystansowałam no to mogę machnąć powiastkę
Liczyłam że zacznie się spektakularnie, nagle chlusną wody, a ja zacznę krzyczeć do mojego że to już, widząc jak ten w popłochu szuka kluczy do samochodu i znaleźć nie może! Nic podobnego..
Na trzy dni przed porodem moja Madziulka wzięła sobie chyba urlop wypoczynkowy przed tak wielkim wysiłkiem i leżała w brzuszku nie kiwnąwszy nawet palcem, powodując tym samym wzrost poziomu stresu u Matki. Kumulacja zestresowania przypadła w piątek na godzine 16, kiedy to z kłębiącymi się myślami w głowie brzuchata wraz z przyszłym Ojcem trafiła na IP, i została na patologii celem obserwacji małego leniucha. W sobotę, z racji zawężonego ktg ( brak ruchów małej) zadecydowano wieczornie o próbie oxy. Matka z szokiem wymalowanym na twarzy podążała na porodówkę, od razu lżej się jej na sercu zrobiło gdy z kanciapy położnych wyszła Pani Basia, osobista położna (tymczasem ojciec w domku studiował parokrotnie plan porodu i nagrywał muzykę relaksacyjną! ) Próba oxy wyszła negatywnie, ale dogłębne palczaste badanie położnej wywołało plamienie. Uspokojona Mamuśka czując mega kopniaki powróciła na Patologie, gdzie łóżko na którym wcześniej zalegała miało już nową świeżutką pościel! yeah!
W niedzielę, jak każdego ranka toaleta.. a tam bach! glut jakiego nigdy Matka nie widziała, ot tak – to był czop z krwią. Już wiadomo było co na dniach się święci. Analizując sytuację, podekscytowana matka przemierzała korytarz Patologii wzdłuż i wszerz niezliczone ilości razy by jakoś dopomóc naturze, gdyż wolała wyskoczyć na drugie piętro i rodzić niż, wracać do domku i przyjeżdżać zaraz ponownie. Wieczorem stojąc przed lustrem roiły się w głowie dylematy.. typu umyć dziś włosy czy może jutro? Podświadomość podpowiadała, zrób to dziś, jutro możesz nie mieć czasu! Dzięki temu Matka nie wylądowała na porodówce z kluchami
Poniedziałek (10 luty), jakieś 24h po odejściu czopu tuż przed obchodem leżąc w łózku i oglądając DDTVN, Mamuśka czuje ciepełko między nogami. Jak porażona wyskakuje z łózka gnając ile sił do łazienki. Wkładka czysta ale przemoczona. Hmm, no chyba się nie posikałam!!?? Tak Matce zaczęły odchodzić wody! Dzwoni do Ojca, że dziś rodzimy bo się zaczęło na co jej zaspany wybranek serca odpowiada „ ale jeszcze nie rodzisz? mogę pół godzinki jeszcze się zdrzemnąć”, dobrze ze Mamuśka ma mocne zęby, to jej nie pospadały na posadzkę! Kolejny telefon Matka wykonała do swojej położnej która na słowa „odeszły mi wody” mega zaspanym głosem odrzekła „no co TY!”. Można było się domyślić, że właśnie zeszła z nocnego dyżuru i udała się w krainę marzeń No ale praca nie wybiera
Poszła Matka do gabinetu na samolot, tam dowiedziała się że ma 4cm rozwarcia i że dziś rodzi, na co ze spokojem przytaknęła i wróciła na sale, gdzie podano jej antybiotyk przeciw GBS i gdzie oczekiwała w kolejce na wolne miejsce w porodówce. Z podnieceniem i uśmiechem na buzi pisała znajomym że dzis rodzi! Wiedząc ze już jest 4 cm i jakoś bezboleśnie to znosi, liczy że pójdzie jak bułka z masłem. Zwłaszcza że siostra nagimnastykowała się by mieć zaledwie 2 cm! Ojciec w tym czasie już się ogarnął, drzemki sobie nie uciął, bo jak się rozłączył doszło do jego mózgowia że to już!
Po półtorej godziny Mamuśka wita się z wynajętą położną która zapodaje jej lewatywę i idzie przygotowywać sale. Matka pakuje się i uhahana idzie na porodówkę, a dziewczyny patrzą na nią z wytrzeszczem oczu.
Porodówka. Dogłębne badanie położnej, potwierdzenie 4 cm oraz tego ze szyjka długa i trzeba będzie się nagimnastykować, by uzyskać zgłądzenie. Była już 11 i od 2,5h od odejścia wód cisza, żadnych skurczy, od których Matka by się zwijała, lekkie pobolewanie podbrzusza, ot co! Decyzja o oxy, bo nic się nie dzieje. Na porodówkę wbija Tatko w niebieskim garniturze, w którym poci się jak jasna cholera. Ale kto by o tym myślał, to Matka cierpi! Ojciec włącza muzykę i siada koło Matki ze stoickim spokojem. Zaczynają się skurcze, ale znośnie podczas których Mamuśka sobie śpiewa bujając się na piłce, a Ojciec sprawdza na komórce co ile i jakie długie są owe skurczybyki. Położna uznaje że jeszcze jest lajtowo bo pierworódka oddycha normalnie podczas skurczy. Dziać się zaczyna od 13, Matkę wykręca zwłaszcza ze musi leżeć pod ktg. Gadanie i trzymanie Tatki ja drażni, raz mu mówi by siedział cicho, a potem czemu się nie odzywa! wreszcie po 14 położna zezwala na prysznic, Matka siedzi na piłce a Ojciec dzielnie polewa jej plecy, a w momencie skurczy brzuch. Bóle Mamuśka ma już jak jasna cholera, aż ją słabi pomiędzy. Nie chce wychodzić spod prysznica, ale trzeba pod ktg zobaczyć jak tam Madziulka. Córa ma się dobrze, ale matka ma dość. Połozna poraz kolejny bada mówiąc że szyjka długa po czym ją naciąga i każe przeć a Matka już widzi światełko w tunelu i myśli ze schodzi z tego świata! Ojciec na korytarzu łapie się za głowe słysząc krzyki swej kobiety! Owy zabieg ma na celu napieranie przez małą na szyjke i spowodowanie jej skrócenia. Nic z tego ani drgnęło! chwile przed 16 przychodzi lekarz i oznajmia że ledwo 5 cm rozwarcia! a to już prawie 8h od odejścia wód! Istnieje ryzyko infekcji jaki niedotlenienia małej, proponują cesarkę. Matka zalewa się łzami. Nie tak to wszytsko miało wyglądać, miała plan porodu ( który na wstępie wziął już w łeb), chciała urodzic naturalnie, ryczy i ryczy myśląc co z niej za matka jak dziecka nie potrafi urodzić! Lekarz wychodzi, a ciężarna z Ojcem i położną naradzają się w kwestii cc. Wszyscy dochodzą do wniosku iż nieważne jak mała się urodzi ważne by była zdrowa i nic jej się nie stało. Decyzja podjęta, idziemy się ciąć. A w tym momencie ( jak jej ojciec później uświadomił) Matka pyta czy będzie musiała opłacić cc! Też nie miała o czym myśleć!! Płacz trwa nadal, lekarz idzie na herbatke (!!!!) i za 15 minut zacznie ciąć pierworódkę, która przez ten czas zwija się z bólu. Tatko ją uspokaja, szepce miłe słowa, całuje. Jest 16.15, matka zmierza na sale operacyjną, dostaje znieczulenie, którego wkłucie nie boli, położna aplikuje cewnik. Matka leży widząc w lampach swój brzuch wysmarowany żółta mazią! Wszyscy oczekują, aż znieczulenie zacznie działać. Do leżącej jak kłoda ciężarnej podchodzi lekarz, a ona czuje jak ją szczypie po brzuchu, co oznajmia lekarzowi, a ten uznaje, że jeszcze czekamy. Czynność powtarza się za minutę, matka mówi że nadal czuje owe szczypanie. Lekarz chce czekać, anestezjolog każe ciąć. I zaczyna się. Matka wszystko czuje wszystko widzi, szarpią ją w każdą stronę, naciskają, aż się dusi i krzyczy że zaraz rzygnie. W tym momencie zaczyna promieniować zajebisty ból pod prawą pachę jakby ktoś wbił w nią tasaka i wiercił nieubłaganie. Matka kona z bólu, nie może sobie poradzić, a babki zza głowy nie wiedzą o co biega. Łzy ciekną po polikach, ból coraz mocniejszy, każą Mamuśce oddychać bo jej tętno spada, a ta sobie myśli jak kobiety mogą za to płacić, jak to tak boli! a miało być już tak błogo! Nagle z brzucha wyłania się istotka przecudnej urody, którą Matka mimo zapłakanych oczu widzi w lampach i słyszy krzyk! ryczy jeszcze bardziej z radości i bólu! to była 16.25! Madziulka wagą 3620g i wzrostem 54cm wita świat Dziecię dają pociumkac Matce i biorą do Ojca, który rzecz jasna też roni łzy i cyka pierwsze fotki Matka dalej w bólu zwija się na stole patrząc jak krew zalewa jej narządy wewnętrzne i jak ją szyją. Akcja cc kończy się o 16.45 i już niebrzuchatka jedzie na salę skonana. O 17, dzięki uprzejmości położnej córcie ma już przy cycu Świat jest piękny!
Kończąc owe dywagacje uważam, iż warto było tyle przejść i tyle się orzygać w tej ciąży by teraz patrzeć na ten piękny pyszczek! No i rola Tatusia w całej akcji porodowej nieoceniona! Ja Matka pełna podziwu dla jego postawy składam mu pokłon, zachował zimną krew! Jak to ujął był inwalidą emocjonalnym, to pomogło mu przetrwać i chyba dzięki temu ja przetrwałam. Bo dwójka panikujących, krzyczących na porodówce rodziców toż to istny horror. Chwała mu za to, choć początkowo było mi przykro, że nie podszedł do tego emocjonalnie! Ale teraz wiem, że dobrze iż nastawił się zadaniowo do tego przedsięwzięcia! I mimo że zarzekał się ze nie przetnie pępowiny.. gdyby tylko była taka możliwość wiem że by to zrobił Brał wszystko na klatę, wszelkie moje narzekania i pieprzenia podczas skurczy! Wszelkie tkliwe uwagi! Kocham go!
Teraz po dwóch tygodniach od porodu, gdy mogę trzaskać szpagaty, robić brzuszki, gdzie rana już prawie zagojona, nogi niespuchnięte, a kilogramy lecą. uważam iż wszystko jest do przeżycia!
Szczęśliwa Mamuśka Madziulki i Kobieta swego Faceta