reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Staraczki 2021

Oczywiście każdy organizm jest inny, ale podam Ci mój przykład: czasem piersi bolały mnie bardziej, czasem mniej, ale ZAWSZE ból piersi mijał wraz z wystąpieniem okresu. W marcu ubiegłego roku 7 dni po wystąpieniu krwawienia cycki nadal mnie napieprzały, więc tchnęło mnie by siknąć na test a tam dwie grube krechy. Na drugi dzień beta 900, 3 dni później beta 200. To moja historia, u Ciebie może być inaczej, ale mnie właśnie ten ból piersi bardzo zastanawiał. Oby u Ciebie wszystko było ok!
No właśnie u mnie było dokładnie tak samo bolały bardziej lub mniej ale zawsze przestawaly przed pojawieniem się @. Brzuch boli, @ jest mniej więcej taki jak zawsze (obfity) a wczoraj (14 dpo) robiłam test i nie mógł być bielszy [emoji2368] ale coraz bardziej mnie to martwi...
 
reklama
Wasze słowa dają mi nadzieję [emoji3590] ale już tyle się staram, że powoli mam dosyć i zaczynam się poddawać...







Ja mam straszny żal do dwóch pierwszych ginów do jakich trafiłam...
Bardzo bolały mnie piersi i zaczęły mnie mocno drażnić zapachy jeszcze przed terminem @, test robiłam chyba 2dni po terminie jak zasłabłam w sklepie i wyszła wtedy baaaaardzo blada krecha, pierwsza wizyta była w 6+3tc i po 20s(!!) usg lekarz stwierdził, że nic nie widzi, dał skierowanie na 2x betę i kazał wrócić za 10dni (zapomniał wspomnieć, że dzień wcześniej urlop zaczyna), na krwi byłam tego dnia i 2dni później i właśnie wtedy zaczęłam dosyć mocno plamić i czułam spory ból z prawej strony, wystraszyłam się i od razu pojechałam na SOR, lekarz zbadał, na betę nawet nie spojrzał (przyrost 44%, a ja wtedy wiedziałam tyle co nic -myślałam: rośnie, znaczy, że jest dobrze...), pokazał jajo i zaniepokoił się, że puste, ale powiedział, że spokojnie, może być młodsza ciąża, za tydzień wizyta wystarczy, przepisał luteinę i po niej plamienia ustały. Umówiona byłam już do innego gina, właśnie na 8.03. Długo mnie badał i padło: podejrzenie ciąży pozamacicznej, skierowanie do szpitala. Pojechałam do tego co byłam na SORze tydzień wcześniej i po 3h czekania(!!) (lekarz cały czas był sam w gabinecie) usłyszałam, że mnie nie przyjmie, bo nie mają miejsc. Spytałam czy może chociaż zbadać, sprawdzić czy podejrzenie jest słuszne to jeszcze się na mnie wydarł, że to ostry dyżur, a nie przychodnia! Ja już z łzami w oczach, kompletnie zagubiona pytam co mam robić w takiej sytuacji, a ten z mega obojętnością, że mogę powtórzyć następnego dnia sobie betę na własną rękę albo poszukać innego szpitala. Na szczęście przyjaciółka, która mnie zawiozła zachowała zimną krew i ostatkami baterii w tel (serio! Jak dojechałyśmy to ja miałam 0%, ona 1 [emoji1787]) znalazła inny szpital i tam najpierw zbadali, postawili diagnozę (właśnie 22mm, w każdej chwili może pęknąć) i dopiero potem pobrali krew i zaczęli się zastanawiać gdzie mnie położyć, bo też miejsc nie mieli. Ale nie proponowali nawet uratowanie jajowodu. Bardzo miło wspominam personel z tamtego szpitala, najpierw, jako, że sala była pusta, bo wszystkie panie na pooperacyjnej akurat były, to pozwolili mojej przyjaciółce ze mną zostać (o 3 w nocy w końcu udało mi się ją wygonić), to jeszcze następnego dnia już po operacji i do końca mojego pobytu praktycznie przez cały dzień ktoś był, próbowali ze mną rozmawiać, pocieszać, głaskali po głowie i przytulali jak małe dziecko, a tego właśnie wtedy potrzebowałam, ciągle płakałam, nie mogłam się uspokoić.
To była moja pierwsza ciąża. W dodatku wpadka, z pękniętej gumki, mimo, że z wcześniejszym partnerem staraliśmy się 2lata. Związek nie przetrwał. Obecnie mam wspaniałego partnera, z którym wcześniej się przyjaźniłam i w sumie od zawsze nas ciągnęło do siebie, ale coś zawsze było na przeszkodzie. Od początku wiedział jak bardzo chcę dziecka i zgadzał się niby na to, ale seksu bardzo długo (jakiś rok) w płodne unikał (niestaty bez mówienia wiedział kiedy to). Po wielu ciężkich rozmowach na ten temat w końcu w lipcu 2020 zaczęliśmy się faktycznie starać, a nie jak mi się udało w okolicach owu go "zgwałcić". I jak na razie nic [emoji17]
Przepraszam, że się tak rozpisałam, ale to ciągle we mnie mocno siedzi i musiałam w końcu wyrzucić to z siebie...
U mnie na usg nie było widać ze jajowod jest pęknięty. Dopiero jak zajrzeli to zobaczyli. Mi lekarz powiedział ze jeżeli już raz zarodek się tam usadowił to może to zdarzyć się drugi raz. Jeżeli jest pęknięty i go poskładają to jest jeszcze większe ryzyko ze zagnieździ się w bliźnie bo niby blizna jest jak "magnes", ciągną tam zarodki. Wiec stwierdziłam ze lepiej niech usuną. I od razu poprosiłam żeby spojrzeli na ten drugi jajowod czy jest ok.
 
Nie dość, że różnie zaczynają boleć i przestają, to dodatkowo różnie bolą 😅 czasami całe, a czasami od środka, czasami same sutki, innym razem z boku itd itd itd 😉
U mnie przed poronieniem zawsze bił lewej piersi z boku punktowy. Miałam wizje guza 🙉. Po poronieniu nie mam tego bólu wcale i dobrze bo czasem był nie do wytrzymania ale z drugiej strony wiedziałam że nadchodzi.
 
Wasze słowa dają mi nadzieję [emoji3590] ale już tyle się staram, że powoli mam dosyć i zaczynam się poddawać...







Ja mam straszny żal do dwóch pierwszych ginów do jakich trafiłam...
Bardzo bolały mnie piersi i zaczęły mnie mocno drażnić zapachy jeszcze przed terminem @, test robiłam chyba 2dni po terminie jak zasłabłam w sklepie i wyszła wtedy baaaaardzo blada krecha, pierwsza wizyta była w 6+3tc i po 20s(!!) usg lekarz stwierdził, że nic nie widzi, dał skierowanie na 2x betę i kazał wrócić za 10dni (zapomniał wspomnieć, że dzień wcześniej urlop zaczyna), na krwi byłam tego dnia i 2dni później i właśnie wtedy zaczęłam dosyć mocno plamić i czułam spory ból z prawej strony, wystraszyłam się i od razu pojechałam na SOR, lekarz zbadał, na betę nawet nie spojrzał (przyrost 44%, a ja wtedy wiedziałam tyle co nic -myślałam: rośnie, znaczy, że jest dobrze...), pokazał jajo i zaniepokoił się, że puste, ale powiedział, że spokojnie, może być młodsza ciąża, za tydzień wizyta wystarczy, przepisał luteinę i po niej plamienia ustały. Umówiona byłam już do innego gina, właśnie na 8.03. Długo mnie badał i padło: podejrzenie ciąży pozamacicznej, skierowanie do szpitala. Pojechałam do tego co byłam na SORze tydzień wcześniej i po 3h czekania(!!) (lekarz cały czas był sam w gabinecie) usłyszałam, że mnie nie przyjmie, bo nie mają miejsc. Spytałam czy może chociaż zbadać, sprawdzić czy podejrzenie jest słuszne to jeszcze się na mnie wydarł, że to ostry dyżur, a nie przychodnia! Ja już z łzami w oczach, kompletnie zagubiona pytam co mam robić w takiej sytuacji, a ten z mega obojętnością, że mogę powtórzyć następnego dnia sobie betę na własną rękę albo poszukać innego szpitala. Na szczęście przyjaciółka, która mnie zawiozła zachowała zimną krew i ostatkami baterii w tel (serio! Jak dojechałyśmy to ja miałam 0%, ona 1 [emoji1787]) znalazła inny szpital i tam najpierw zbadali, postawili diagnozę (właśnie 22mm, w każdej chwili może pęknąć) i dopiero potem pobrali krew i zaczęli się zastanawiać gdzie mnie położyć, bo też miejsc nie mieli. Ale nie proponowali nawet uratowanie jajowodu. Bardzo miło wspominam personel z tamtego szpitala, najpierw, jako, że sala była pusta, bo wszystkie panie na pooperacyjnej akurat były, to pozwolili mojej przyjaciółce ze mną zostać (o 3 w nocy w końcu udało mi się ją wygonić), to jeszcze następnego dnia już po operacji i do końca mojego pobytu praktycznie przez cały dzień ktoś był, próbowali ze mną rozmawiać, pocieszać, głaskali po głowie i przytulali jak małe dziecko, a tego właśnie wtedy potrzebowałam, ciągle płakałam, nie mogłam się uspokoić.
To była moja pierwsza ciąża. W dodatku wpadka, z pękniętej gumki, mimo, że z wcześniejszym partnerem staraliśmy się 2lata. Związek nie przetrwał. Obecnie mam wspaniałego partnera, z którym wcześniej się przyjaźniłam i w sumie od zawsze nas ciągnęło do siebie, ale coś zawsze było na przeszkodzie. Od początku wiedział jak bardzo chcę dziecka i zgadzał się niby na to, ale seksu bardzo długo (jakiś rok) w płodne unikał (niestaty bez mówienia wiedział kiedy to). Po wielu ciężkich rozmowach na ten temat w końcu w lipcu 2020 zaczęliśmy się faktycznie starać, a nie jak mi się udało w okolicach owu go "zgwałcić". I jak na razie nic [emoji17]
Przepraszam, że się tak rozpisałam, ale to ciągle we mnie mocno siedzi i musiałam w końcu wyrzucić to z siebie...
Bardzo Ci współczuję. Oburza mnie postawa lekarza z IP. Mógł swoją opieszałością doprowadzić do tragedii. Gdyby ten jajowód pękł... To byłoby bezpośrednie zagrożenie życia. Gdybyś straciła przytomność, nikt by nie wiedział co jest grane. A Ty mogłabyś się wykrwawić 😔 cp jest bardzo niebezpieczna i bardzo często prowadzi do utraty jajowodu. Siostrze lekarz go pocerował, ale jest całkowicie niedrożny i nieużyteczny.
Takie wydarzenia w życiu pozostawiają ślad w psychice. Ale przynajmniej teraz wiesz, że nie dasz się spławić w szpitalu i jakby co zawalczysz o swoje. Trzymam kciuki, jeszcze zajdziesz w upragnioną ciążę ❤️
 
a jakie skutki może zostawić?
ja też to brałam na zatrzymanie laktacji po straconej ciąży ale czułam się jakby mi ktoś w głowę walną byłam nie do życia odstawiłam laktacja znowu ruszyła i lekarz znowu kazał brać ten lek to masakra dla mnie był
Ja po porodzie musiałam zatrzymać laktację, cały internet przeczytałam na ten temat. Miałam lekką depresję po porodzie z powodu choroby córki, więc jak przeczytałam skutki uboczne dostinexu to już wolałam potok mleka z piersi. Ze sposobów domowych to piłam szałwię, i absolutnie nie dotykałam piersi nawet woda z prysznica. Non stop chodziłam w staniku żeby się sutki nie ocierały i kapusta w pogotowiu w lodówce plus leki przeciwzapalne. Udało mi się zatrzymać laktację bez leków. Bromergon i dostinex nie kumulują się w organiźmie. Nie powodują trwałych zmian. Dziewczyny biorą z tego co wiem na zbicie prolaktyny więc nic nie uszkadzają.
 
reklama
No właśnie u mnie było dokładnie tak samo bolały bardziej lub mniej ale zawsze przestawaly przed pojawieniem się @. Brzuch boli, @ jest mniej więcej taki jak zawsze (obfity) a wczoraj (14 dpo) robiłam test i nie mógł być bielszy [emoji2368] ale coraz bardziej mnie to martwi...
Jeśli wczoraj był 1dc to może ból puści dzisiaj?
 
Do góry