zgadzam się z resztą tego co napisałaś bo nasza wrażliwość i potrzeby każdej kobiety (a nawet tej samej w innym momencie jej życia) po poronieniu są inne. Dla jednych traumą będzie krwotok do toalety a dla innej traumą byłby pochówek.
Natomiast poronienie ciąży na jej wczesnym etapie - ciąży biochemicznej lub 6 czy 7 tygodniowej gdzie ciąża się roni a objawy przechodzą JEST czymś innym niż poród martwego dziecka, które kopało, miało własny tryb dnia, po którym został ciążowy brzuch i laktacja. To jest coś innego i pod kątem medycznym i fizycznym, hormonalnym i psychologicznym.
Hej, wiem doskonale, że to jest coś innego. I ta myśl jest tak straszna, że mnie paraliżuje.
Chodzi mi tylko o to, że jeśli przeżywam jakiś ból, denerwuje mnie pocieszanie "lepiej teraz niż później", to takie w stylu "dzieci w Afryce mają prawdziwe problemy, nie to co Ty"
nie chcę tym nikogo urazić, mówię tylko o tym, że takie pocieszanie na mnie działa odwrotnie.
(Jak tak o tym myślę, w ogóle nie akceptuję pocieszania, jak jest źle, chcę, żeby osobą mi towarzysząca przyznała to: "Latte, jest źle i to normalne, że jest ci źle. Masz prawo tak się czuć")
NIE CHCĘ nawet myśleć, co przeżywają kobiety tracące ciążę na późnym etapie.
Mój babcia urodziła martwe dziecko w 8 miesiącu, biedna zawsze miała łzy w oczach, jak odwiedzała grób, nawet prawie po 60 latach od tamtego wydarzenia