Bardzo, ale to bardzo współczuje i aż mnie ścisnęło od środka, z żalu i smutku.. bardzo wielka szkoda, że tak się stało. Życzę Ci żebyś była teraz mimo wszystko silna i myślała o innych rzeczach, choć wiem, że to trudne. Tak jak pisałaś później, że lepiej, że stało się to teraz niż byś później miała dowiedzieć się smutnych wiadomości. Wiem, że teraz na pewno o tym nos myślisz, ale wszystko będzie dobrze. I nim się obejrzysz będziesz już gotowa na następne starania. Ja jestem bardzo młoda i mało co mogę wam doradzać, ale ja w połowie września 2017 roku dowiedziałam się, że byłam w 6/7 tyg ciąży bliźniaczej, bardzo się cieszyliśmy i w sumie wiedzę miałam zerowa o jakichkolwiek poronieniacch, przypadkach złych itd. A miesiąc później na usg dowiedziałam się, że niestety jedna fasolka się wchłonęła, a drugiej przestało bić serducho i był to 8/9 tydzień ciąży, długo się nie cieszyliśmy z małego cudu.. Od razu skierowanie na zabieg łyżeczkowania, bo podobno sama bym się nie oczyściła. Zabieg pamietam jak przez mgle, bo byłam otumaniona lekami, ale po zabiegu pare dni później fizycznie byłam w dobrym stanie, psychicznie to wiadomo, załamka i dlaczego i po co[emoji45][emoji45] ale później poczytałam na Internecie, lekarka tez dopowiedziała i pogodziłam się z myślą, że takie było prawo natury i organizmu. Gdyby tak się nie stało na wczesnym etapie to później mogłoby by nieprzyjemnie..
Po wszystkim jak już doszłam w miarę do siebie, zaczęłam poszukiwania nowej pracy i odganiałam złe myśli to zbliżała się wizyta kontrolna u ginekologa. Ja ogólnie od 12 października do końca listopada nie miałam okresu, niby normalne, bo myśle sobie, ze może to przez zabieg, może dostanę następna miesiączkę w grudniu, może mi się przesunęło itd. Zrobiłam z ciekawości test (chociaż do głowy by mi nie przyszło, ze może wyjść pozytywnie) no i okazało się, ze pojawiała się krecha widoczna i ta druga bledsza. Byłam w szoku i przerażona. Już miałam wizje, ze lekarz mnie opieprzy, ze jak to tak ledwo co po zabiegu, po stracie, a tu znowu ciąża.. no ogólnie czułam się winna i bałam się wizyty. Na tej pod koniec listopada na usg oczywiście nic nie było widać, bo to byłby jakoś 4 tyg. Dlatego dał mi skierowanie na betę i wyszło, ze oczywiście jest hormon ciążowy i rośnie prawidłowo. Szok totalny i strach jeszcze większy. Od razu przekopałam pół internetu w tym temacie, tzn tu strata ciąży i zabieg, a tutaj następna ciąża i czy to w ogóle możliwe i czy były przypadki, które przetrwały takie coś. Bo przecież lekarz kazał czekać minimum 3 miesiące, a organizm i ja zrobiliśmy psikus.. Dlatego z jednej strony wiem co czujesZ, bardzo mocno Ciebie ściskam, a z drugiej chciałam Ci tylko opowiedzieć moja „pokręconą” historie i jak to przypadki chodzą po ludziach niespodziewanie. Jest po prostu zawsze nadzieja, natura ma swój bieg i robi czasami psikusa. Nawet mi 23 wiosny na liczniku nie stuknęło, a ja dostaje coraz bardziej do głowy czy to na pewno się uda, bo mam taka mieszankę strachu i szczęścia, ze już sama nie wiem czy wytrwam do końca tego miesiąca na następne usg i to prenatalne. Niby 4 stycznia byłam na usg na NFZ (9 tydz/3dzien)i widziałam fasolkę, ruszała się, kopała, miała 2,5 cm i cieszyłam się bardzo a z drugiej strony jeszcze nie dawno przeżywałam to co niektóre z Was tutaj i ciagle odczuwam niepokój. Bo w sumie jakoś 2 tygodnie po tamtym zabiegu znowu „zaszłam”.. i ciagle czytam wasze posty, jak się cieszycie wszystkie z usg, z wyników i jak się super wspieracie, ale ja narazie aż tak się nie wychylam do Was z pisaniem codziennie bo czekam na przyszły tydzień i na ten najważniejszy dzień w którym się okaże czy ja tez mam się z czego cieszyć rzeczywiście cieszyc. A nie chce tutaj wam spamować, a później nagle ból i rozczarowanie.
Ciebie pozdrawiam gorąco i mam nadzieje, ze będziesz nam pisała na bieżąco co u Ciebie, chętnie wysłuchamy i będziemy wspierać, nie jesteś sama. Dobrze, ze masz oparcie w bliskiej osobie i możesz na niego liczyć. To bardzo ważne. [emoji846][emoji8]
Bardzo to wszystko wzruszające, Trzymam kciuki za Ciebie :*