Hej dziewczyny,
Mała uspalam jakas godzinę temu, ja próbuje Was doczytać, ale oczy mi się zamykają. My od soboty jesteśmy już na szczęście w domu. Trochę stresu mnie to kosztowało, bo do ostatniej chwili nie wiedziałam czy nas wypuszcza... Bo musieliśmy czekac na moje wyniki krwi i małej (mała dostała żółtaczki). Do tego w trakcie pobytu straciła dokładnie 10%. Kazały mi ja ciagle karmić, ona nie chciała, zasypiała przy cycku. Ostatecznie podały jej mm, nie wiem ile tam wypiła, ale ja już byłam na skraju wytrzymałości, musiałam sobie popłakać. Wyszliśmy dopiero późnym popołudniem. Teraz mam mega problem, bo każde karmienie to taki ból dla mnie, ze aż momentami mi łzy leca. Mam takie poranione brodawki, ze masakra. Mama mówi, ze to przejdzie tylko jak jak tworza się cały czas nowe i większe. Smaruje maltanem, a w zasadzie to nakładam po każdym karmieniu gruba warstwę na wkładkę laktacyjna. Już jedno opakowanie mi poszło, a mała dziś skończy dopiero tydzień i ja zaczelam smarować może dzien czy dwa po porodzie. I nie czuje, żeby coś pomagało, z dnia na dzien jest coraz gorzej. Jak to u Was było? Jakie macie na to sposoby?