reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Każda z nas wita styczeń z nadzieją i oczekiwaniem. Myślimy o tym, co możemy osiągnąć, co chcemy zmienić, kogo kochamy i za kogo jesteśmy wdzięczne. Ale niektóre z nas mają tylko jedno pragnienie – przetrwać, by nadal być przy swoich bliskich, by nadal być mamą, partnerką, przyjaciółką. Taką osobą jest Iwona. Iwona codziennie walczy o swoje życie. Każda chwila ma dla niej ogromne znaczenie, bo wie, że jej dzieci patrzą na nią z nadzieją, że mama zostanie z nimi. Każda złotówka, każde udostępnienie, każdy gest wsparcia przybliża ją do zwycięstwa. Wejdź na stronę zbiórki, przekaż darowiznę, podziel się informacją. Niech ten Nowy Rok przyniesie szansę na życie. Razem możemy więcej. Razem możemy pomóc. Zrób, co możesz.
reklama

Sierpniowe Mamy 2018

Wiem, że forum brzuszkowe , zwłaszcza tak publiczne, to nie odpowiednie miejsce na tego typu wpis. Ale już sama od popołudnia po prostu nie wiem co ze sobą zrobić. A na tyle Was poznałam , że Wiem , że mnie nie wyśmiejecie , nie będziecie oceniać. Niestety nie mam nikogo kogo mogłabym się doradzić. Nie chcę żeby ktoś z rodziny wiedział o tym problemie, a nie jest to błaha sprawa. Jest mi bardzo wstyd przed Wami ale chyba jesteście moja ostatnia deska ratunku więc nie będę nic ukrywać, powiem wszystko a może będzie któraś z was w stanie mi pomoc, czytałam po internecie ale nic sensownego nie znalazłam. Nawet nie wiem od czego zacząć..

Może od tego , że kiedyś bylam troszkę słaba psychicznie. Miałam "przyjaciółkę" która strasznie mieszała mi w głowie. Kłóciłam się z rodziną, zwłaszcza z mamą. Uciekałam z domu, wracałam pijana. Miałam różne depresję, płakałam, robiłam sobie krzywdę. Przypalalam się papierosem, cielam się. W najgorszych momentach życia, poznałam Kamila. To dzięki niemu wyszłam z tego wszystkiego, choć zanim do tego doszło, dużo przeszedł, dużo widział i wiele lez wylał. Aż sama się sobie dziwię , że rok czasu kiedy go olewalam, robiłam złe rzeczy ciągle starał się być przy mnie, nie odwrocil sie nawet jak go wielkorotnie uderzylam, czy zwyzywalam. Sama siebie nie kontrolowałam.
Po roku czasu zaczęliśmy żyć wspólnie, jak należy. Trwał taki spokój 3 lata. Rok temu w maju okazało się , że jestem w ciąży. Nie chciałam tego dziecka, choc od zawsze miałam instynkt macierzyński, w wannie siedząc pół nocy z moim, rozmawialiśmy i rozmazalismy o dziecku. Wymyślaliśmy imiona i myśleliśmy , jak to by było jak miałabym już brzuszek, jak by córka lub synek na czworaka szedł do nas , jak byśmy byli we trójkę w naszym wspólnym mieszkaniu. Chyba przyszły mi obawy, stres i stąd moja kolejna depresja związana z niechcianym dzieckiem. W dodatku to był pierwszy miesiąc kiedy Kamil zaczął wyjeżdżac za granicę. Nie było go 5 tygodni , jak wrócił wszystko u mnie wróciło do normy. Cieszyliśmy się z naszego dziecka. Byliśmy po prostu szczęśliwi. Aż do kolejnej wizyty kiedy okazało się , że serduszko naszego dziecka nie bije. Byliśmy bardzo załamani , nie potrafiłam sobie z tym wszystkim poradzić. Tym bardziej , że on musiał wracać a ja zostałam w szpitalu sama. Czekałam na zabieg. Po mału doszłam do siebie. Przyszły wakacje. Postanowiliśmy wyjechać na tydzień. Wybawilismy sie, poopalalismy, poplywalismy, po prostu odpoczywaliśmy. Aż pewnej nocy coś mi odbiło. Była duża awantura, Kamil nie potrafił mnie ogarnąć, prawie złamałam mu palce w drzwiach, podrapalam buzie. Zatrzasnęłam się w łazience i próbowałam powiesić. Cudem otworzył drzwi i skończyło się wszystko jak powinno. Bardzo płakał. Nie zapomnę widoku jego żalu, smutku i strachu. Po tym wydarzeniu już nigdy więcej nie zrobiłam sobie lub jemu krzywdy. Zrozumiałam , że po prostu tak nie można. Że nie mogę się poddawać i muszę walczyć o nas. Minęło kilka miesięcy i w listopadzie okazało się ,że jestem w ciąży. Mieszkanie pomału się remontowalo, my żyliśmy w zgodzie. Oczekiwaliśmy na nasze maleństwo z miesiąca na miesiąc.

Doszedł kolejny problem. Mój ojciec. Przez niego też miałam głupoty w głowie. Byłam i jestem nerwowa, dużo przez niego przeszłam.
Alkoholik, który od lat poniewierał matka. Nas nigdy nie uderzył. Ale codziennie pil, miesiąc spokoju i dwa miesiące awantur. Kłócił się z mamą, wielokrotnie uderzył, psychicznie wykańczał. Co chwila policja w domu i wstyd wśród sąsiadów. Wyprowadził się w grudniu. Nie utrzymuje z nim kontaktu.
Rodzice są już po rozwodzie. Jakieś dwa miesiące temu, przyszło pismo, że mamy się wynieść z mieszkania bo jest tak zadłużone. Ojciec doprowadził do tego , że jest ok. 30tys długu. Mama starala się jak mogła całe życie. Nie miała ojca , a mama zmarła jak moja ledwo skończyła 18 i była w pierwszej ciąży, która i tak ledwo donosiła przez nerwy i bicie ojca. Co chwilę nabierała nowych pożyczek i kredytów. Poplątala się w to strasznie. Wychodząc z jednego długu , popadała w kolejny. Tak jest do dzisiaj a ona to kłębek nerwów i żyje na resztkach sił.
Miesiąc temu odebraliśmy kolejne pismo, że jeśli zapłacimy 10tysiecy to resztę rozłożą na raty. Ale skąd z dnia na dzień znaleźć 10tysiecy ? Co najgorsze mam do niej żal, ja, siostra, brat i nawet mój Kamil. Każdy próbował jej pomagać i wszyscy nabraliśmy na siebie pożyczki , które teraz spalacamy osobiście ponieważ wiemy , że ona ledwo na swoje ma , a co dopiero gdyby doszły "nasze". Przez to każde z nas jest w tkzw.Biku. nie możemy nic wziąć na raty ani wziąć kredytu, tak jak np. teraz chcieliśmy z Kamilem na mieszkanie ... Dzisiaj przyszło kolejne pismo, że do końca sierpnia ma nikogo i niczego nie być w mieszkaniu bo jest eksmisja. Ja po prostu mam dosc,.nie jestem w stanie w żaden sposób pomóż. Chce na koniec sierpnia się wyprowadzić i z Kamilem staniemy na rzęsach ale już będziemy u siebie za te 3 tygodnie. Płakać mi się chce jak pomyślę o mamie bo kocham ją bardzo ale już nie jestem w stanie nic zrobić.

Zawsze byłam za mama, pomagałam jak mogłam. Przed Kamilem dawałam drobne sumy typu 200/300zl żeby jakoś jej ulżyć. Plus dawaliśmy z 300zl na rachunki co miesiąc i co chwilę robiliśmy zakupy, czego nie brakło to szliśmy i kupowalismy, robiliśmy obiady. W tym miesiącu było na prawdę ciężko i nie byliśmy w stanie jej pozyczyc 1000zl więc odmówiliśmy i pożyczyliśmy 500. Obraziła się .. chyba .. nie odzywała się cały dzień .. nie wiem, może już była u skraju załamania. Mam, lub raczej miałam z nią super kontakt aż do tego miesiąca, kiedy po prostu przestałam myśleć o wszystkich a zaczęłam o mojej rodzinie , k i małej. Naszej trójce. Zbyt dużo już się napomagalam żeby usłyszeć ostatnio , że zamiast się wyprowadzić powinnismy jej dawać pieniądze na utrzymanie tego mieszkania, żeby nie stracić tego mieszkania. Żal i pretensje , że przez nas dzieci ma długi i kazdy się odwraca plecami. Szkoda, że zamiast być wdzięczna , jeszcze nerwy , że się nie daje kasy jej. Kłótnia była duża, szkoda nawet gadać na ten temat. Nie odzywam się z nią drugi dzień i nie zamierzam odezwać.

Co chwilę jakieś problemy. Chyba nigdy nie wyjdziemy z moim na prostą. Upisalam się , ale wiadomo , dużo rzeczy jest jeszcze nie napisanych , bo po prostu strony chyba braknie. Zależało mi żebyście mniej więcej wiedziały co się dzieje.

Kamil jest bardzo rodzinny, czuły i kochany. A przede wszystkim twardy ale jak zmięknie to na dobre. Wszystkich by pozabijał , żebym nie była smutna. Żeby krzywda mi się nie działa. Przezywa wszystko. Ja nerwy czy smutek wyplacze lub wykrzycze, a on trzyma wszystko w sobie. Przez te 4 tygodnie kiedy był na wolnym , ciągle było coś z czym musieliśmy się mierzyć. Przez co nie zauważyłam , że K wchodzi w depresję i robi się coraz poważniej. Kiedyś to on mnie wyciągnął na powierzchnię. Teraz przyszla kolej na mnie. Ale ja nie wiem jak i chyba nie potrafię .. to zawsze on się mną opiekowal, wspierał , był tym mocniejszym w związku.
Codziennie wypił piwo, z początku nie zwracałam mu uwagi. Bo przecież jak to facet, no dobra. Niech się napije. Jedno piwo wieczorem do filmu to przecież nic złego.
Później jedno piwo, zamieniło się w dwa.
Ale już nie wieczorem. Zdarzało mu się wypić o 12/13 w południe, drugie o 16/17 i trzecie na wieczór. Robiły się przez to sprzeczki. On nie widział w tym nic złego , nie był pijany czy nawet wypity ale mnie po prostu zaczęło to przeszkadzać.
Zaczęłam ja trzymać pieniądze. To radził sobie w inny sposób, szedł po sól czy makaron i kupował piwo więc ja zła ale już machalam ręką. Później w ogóle nie dawałam pieniędzy, kontrolowałam każdą złotówkę więc tu dwa złote , tu 50 groszy i trzy złote się uzbierało na piwo. Kłótnie nic nie dawały. Obrazalam się , nie odzywałam , ale za chwilę znowu rozmawialiśmy i na drugi dzień powtórka z rozrywki. Nie ma dnia bez piwa. Wczoraj wyszedł do kolegi na piwo, wrócił wypity. Dzisiaj była między nami kłótnia, bo wyszedł o 11 wpłacić pieniądze do banku na ratę , poszedł do brata i wrócił podpity. Wkurzyłam się bardzo i zrobiłam mu kłótnie. Powiedziałam , że moje dziecko nie będzie wychowywał alkoholik. Wyszedł , wrócił po kilku minutach całkiem podpity. Rozpłakał się i zaczął rozmawiać. Powiedział , że trzy dni prbowal mi powiedzieć ale jest mu strasznie wstyd i nie wiedzial jak.
Przyznał się, że od dłuższego czasu nie może sobie poradzic
Wszystkie problemy się skumulowały i on nie widział innego wyjścia jak napicie się piwa. Że to nie jest tak , że on chce. On po prostu musi. Że leży na łóżku i już ma myśli, jak wykombinować na piwo. Że ciągle ma to w głowie żeby się napić. Że on tak nie chce, żebym go przytuliła , płakał a mi serce pękało. Z nerwów, strachu i po prostu z tego , że powiedział jak jest na prawdę a ja nie umiem mu pomóc. Bo przecież nie przywiąże go do kaloryfera.

Powiedział , że zaraz rodzi się nasza córka. Że kocha mnie nad życie i nie zrobi nam krzywdy. Że nie weźmie kropli alkoholu do ust. Że jak będzie trzeba to się zaszyje bo on tak żyć nie chce. Chce się starać dla nas, bo nie pozwoli zebym kiedyś płakała przez niego, że alkohol to najgorsze co mogło go spotkać i będzie z tym walczył.

Chciałabym w to wierzyc ale nie mogę. W poniedziałek wyjeżdża za granicę. Mieszka z kolegami, jak wiadomo , przyjdzie weekend , będą pić. Obiecuję mi , że nie złamie się i nie tknie. Ale dla alkoholika, bo chyba nie powinnam ukrywać przed soba , że nim jest w takim razie. To nie będzie proste, zwłaszcza jak zaczną namawiać. Lub jak urodzi się mała, to też się napiją. Ja nie miałam kontroli nad nim w domu, a co dopiero jak będzie 1200km ode mnie. Potrafił wyjść z psem, wypić piwo i wrócić. Najważniejsze chyba ,że się przyznał. Że wie , że ma problem. Bo prawdziwy alkoholik nie pozwala sobie na myśl , że jest źle i powinien się leczyć. A Kamil tak. Ale ja dalej nie wiem co mam robić. Jak mu pomóc.
Przespał się i ogląda telewizję, rozmawiamy , śmiejemy sie. Jest naturalnie. Dużo przeszliśmy i wiem , że się nie poddamy.
Wiem , że gdybyśmy już mieszkali u siebie i miałabym nad nim kontrolę bo nie jechał by za granicę to by nam się udało z tego wyjść. Poprosił o wyrozumienie. Że jutro na pewno będzie cały w nerwach, że nie chce tknąć piwa i że pewnie będzie bardzo ciezko. Niech mnie nawet wyzywa i tak go po prostu przytulę. On tak robił jak ja byłam na dnie. Teraz moja kolej na podanie mu ręki. Tylko nie wiem w jaki sposób. Czekam na koniec sierpnia. Jak wróci, wyprowadzimy się i będzie 2/3 tygodnie na wolnym. Będzie cieszył się córka , wiem , że jesteśmy dla niego najważniejsze i dla nas to zmieni. Ale jest ciężko mi jak o tym pomyśle.. boje się że popłynie ..


Ciężka sprawa tzn super, że czujesz tutaj taki komfort i zaufanie do nas i przelewasz swoje rozterki nam i na pewno wtedy Ci jest lżej i doceniamy to ;) bo po to tu jesteśmy, nie tylko żeby o ciąży non stop rozmawiać, bo otoczenie i psychika to najważniejsze czynniki i mocno wpływają na nas, przebieg ciąży itd.

Ogólnie w skrócie napisze, że miałaś bardzo trudne życie i brawo, ze jesteś taka dzielna i wytrwała :) serio. Niejedna osoba by pewnie nie podołała tylu problemom i załamała się. Masz silna psychikę i dużo przeszłaś, brawo za to ;) jesteś mądrą i dojrzała babeczka mimo wieku i imponuje mi Twoje silne stąpanie po ziemi. Każdy ma swoje gorsze momenty i ja tez nie jestem idealna i nieraz miałam duże załamki, bo tez nikogo życie nie jest idealne i usłane różami jakby to się mogło wydawać. Ciężko mi odp na wszystko tak porządnie, a chciałabym. Po tym co piszesz widać, ze jesteście ze sobą na prawdę z miłości, skoro tyle razem wytrwaliscie w tych złych i dobrych chwilach. Także tylko winsziwac i super, ze w końcu się wam udało i już za pare dni będziecie mieć swoje maleństwo ze sobą ;) nagroda za wszystkie trudy, łzy i pagórki.

Z ojcem to masakra. Wspolczuje bardzo i szkoda, ze tak miałaś i musiałaś to wszystko pezezywac. Alkoholizm to najgorsze co może być, jeszcze jak ma ta chorobę ktoś z rodziny, rodziców to już w ogóle.. dobrze, ze byliście i jesteście dużym wsparciem dla Twojej mamy, bez was by sobie nie poradziła a to tez pokazuje ze nie jesteście tylko dla siebie i potraficie myśleć o bliskich.

A Twój rzeczywiście ma teraz dużo na sobie i na głowie, ma presję typu nowy członek rodziny i to żeby o Was zadbać finansowo i tez rodzinnie. Boi się ze nie podoła i dlatego czasami ucieka gdzieś myślami itd. Ma tez dodatkowe presję typu ze musi być najlepszy dla was i nie może was zawieźć dlatego czasami miał pewnie gorsze chwile i się oddal. Ale najważniejsze ze już jest między wami naturalnie i dobrze, ze wszystko doszło do normy i macie wsparcie w sobie. Wszystkie inne problemy finansowe, mieszkaniowe itd to tez ciężki orzech ale do zgryzienia jeśli tylko będziecie się wspierać, szanować i kochać.
 
reklama
Hejka jestem po wizycie i wcale mnie nie uspokoiła , byc moze trzeba bedzie rozwiązać ciąże jescze szybciej niz planowe Cc , bo nadal przyrost za mały , mimo ze przepływy wyglądają Ok . Spadliśmy na 10 centyl :(
A ile waga wzrosła przez ostatni tydzień? I co powiedziała lekarka? Tylko tyle, że za mały przyrost?
 
Wiem, że forum brzuszkowe , zwłaszcza tak publiczne, to nie odpowiednie miejsce na tego typu wpis. Ale już sama od popołudnia po prostu nie wiem co ze sobą zrobić. A na tyle Was poznałam , że Wiem , że mnie nie wyśmiejecie , nie będziecie oceniać. Niestety nie mam nikogo kogo mogłabym się doradzić. Nie chcę żeby ktoś z rodziny wiedział o tym problemie, a nie jest to błaha sprawa. Jest mi bardzo wstyd przed Wami ale chyba jesteście moja ostatnia deska ratunku więc nie będę nic ukrywać, powiem wszystko a może będzie któraś z was w stanie mi pomoc, czytałam po internecie ale nic sensownego nie znalazłam. Nawet nie wiem od czego zacząć..

Może od tego , że kiedyś bylam troszkę słaba psychicznie. Miałam "przyjaciółkę" która strasznie mieszała mi w głowie. Kłóciłam się z rodziną, zwłaszcza z mamą. Uciekałam z domu, wracałam pijana. Miałam różne depresję, płakałam, robiłam sobie krzywdę. Przypalalam się papierosem, cielam się. W najgorszych momentach życia, poznałam Kamila. To dzięki niemu wyszłam z tego wszystkiego, choć zanim do tego doszło, dużo przeszedł, dużo widział i wiele lez wylał. Aż sama się sobie dziwię , że rok czasu kiedy go olewalam, robiłam złe rzeczy ciągle starał się być przy mnie, nie odwrocil sie nawet jak go wielkorotnie uderzylam, czy zwyzywalam. Sama siebie nie kontrolowałam.
Po roku czasu zaczęliśmy żyć wspólnie, jak należy. Trwał taki spokój 3 lata. Rok temu w maju okazało się , że jestem w ciąży. Nie chciałam tego dziecka, choc od zawsze miałam instynkt macierzyński, w wannie siedząc pół nocy z moim, rozmawialiśmy i rozmazalismy o dziecku. Wymyślaliśmy imiona i myśleliśmy , jak to by było jak miałabym już brzuszek, jak by córka lub synek na czworaka szedł do nas , jak byśmy byli we trójkę w naszym wspólnym mieszkaniu. Chyba przyszły mi obawy, stres i stąd moja kolejna depresja związana z niechcianym dzieckiem. W dodatku to był pierwszy miesiąc kiedy Kamil zaczął wyjeżdżac za granicę. Nie było go 5 tygodni , jak wrócił wszystko u mnie wróciło do normy. Cieszyliśmy się z naszego dziecka. Byliśmy po prostu szczęśliwi. Aż do kolejnej wizyty kiedy okazało się , że serduszko naszego dziecka nie bije. Byliśmy bardzo załamani , nie potrafiłam sobie z tym wszystkim poradzić. Tym bardziej , że on musiał wracać a ja zostałam w szpitalu sama. Czekałam na zabieg. Po mału doszłam do siebie. Przyszły wakacje. Postanowiliśmy wyjechać na tydzień. Wybawilismy sie, poopalalismy, poplywalismy, po prostu odpoczywaliśmy. Aż pewnej nocy coś mi odbiło. Była duża awantura, Kamil nie potrafił mnie ogarnąć, prawie złamałam mu palce w drzwiach, podrapalam buzie. Zatrzasnęłam się w łazience i próbowałam powiesić. Cudem otworzył drzwi i skończyło się wszystko jak powinno. Bardzo płakał. Nie zapomnę widoku jego żalu, smutku i strachu. Po tym wydarzeniu już nigdy więcej nie zrobiłam sobie lub jemu krzywdy. Zrozumiałam , że po prostu tak nie można. Że nie mogę się poddawać i muszę walczyć o nas. Minęło kilka miesięcy i w listopadzie okazało się ,że jestem w ciąży. Mieszkanie pomału się remontowalo, my żyliśmy w zgodzie. Oczekiwaliśmy na nasze maleństwo z miesiąca na miesiąc.

Doszedł kolejny problem. Mój ojciec. Przez niego też miałam głupoty w głowie. Byłam i jestem nerwowa, dużo przez niego przeszłam.
Alkoholik, który od lat poniewierał matka. Nas nigdy nie uderzył. Ale codziennie pil, miesiąc spokoju i dwa miesiące awantur. Kłócił się z mamą, wielokrotnie uderzył, psychicznie wykańczał. Co chwila policja w domu i wstyd wśród sąsiadów. Wyprowadził się w grudniu. Nie utrzymuje z nim kontaktu.
Rodzice są już po rozwodzie. Jakieś dwa miesiące temu, przyszło pismo, że mamy się wynieść z mieszkania bo jest tak zadłużone. Ojciec doprowadził do tego , że jest ok. 30tys długu. Mama starala się jak mogła całe życie. Nie miała ojca , a mama zmarła jak moja ledwo skończyła 18 i była w pierwszej ciąży, która i tak ledwo donosiła przez nerwy i bicie ojca. Co chwilę nabierała nowych pożyczek i kredytów. Poplątala się w to strasznie. Wychodząc z jednego długu , popadała w kolejny. Tak jest do dzisiaj a ona to kłębek nerwów i żyje na resztkach sił.
Miesiąc temu odebraliśmy kolejne pismo, że jeśli zapłacimy 10tysiecy to resztę rozłożą na raty. Ale skąd z dnia na dzień znaleźć 10tysiecy ? Co najgorsze mam do niej żal, ja, siostra, brat i nawet mój Kamil. Każdy próbował jej pomagać i wszyscy nabraliśmy na siebie pożyczki , które teraz spalacamy osobiście ponieważ wiemy , że ona ledwo na swoje ma , a co dopiero gdyby doszły "nasze". Przez to każde z nas jest w tkzw.Biku. nie możemy nic wziąć na raty ani wziąć kredytu, tak jak np. teraz chcieliśmy z Kamilem na mieszkanie ... Dzisiaj przyszło kolejne pismo, że do końca sierpnia ma nikogo i niczego nie być w mieszkaniu bo jest eksmisja. Ja po prostu mam dosc,.nie jestem w stanie w żaden sposób pomóż. Chce na koniec sierpnia się wyprowadzić i z Kamilem staniemy na rzęsach ale już będziemy u siebie za te 3 tygodnie. Płakać mi się chce jak pomyślę o mamie bo kocham ją bardzo ale już nie jestem w stanie nic zrobić.

Zawsze byłam za mama, pomagałam jak mogłam. Przed Kamilem dawałam drobne sumy typu 200/300zl żeby jakoś jej ulżyć. Plus dawaliśmy z 300zl na rachunki co miesiąc i co chwilę robiliśmy zakupy, czego nie brakło to szliśmy i kupowalismy, robiliśmy obiady. W tym miesiącu było na prawdę ciężko i nie byliśmy w stanie jej pozyczyc 1000zl więc odmówiliśmy i pożyczyliśmy 500. Obraziła się .. chyba .. nie odzywała się cały dzień .. nie wiem, może już była u skraju załamania. Mam, lub raczej miałam z nią super kontakt aż do tego miesiąca, kiedy po prostu przestałam myśleć o wszystkich a zaczęłam o mojej rodzinie , k i małej. Naszej trójce. Zbyt dużo już się napomagalam żeby usłyszeć ostatnio , że zamiast się wyprowadzić powinnismy jej dawać pieniądze na utrzymanie tego mieszkania, żeby nie stracić tego mieszkania. Żal i pretensje , że przez nas dzieci ma długi i kazdy się odwraca plecami. Szkoda, że zamiast być wdzięczna , jeszcze nerwy , że się nie daje kasy jej. Kłótnia była duża, szkoda nawet gadać na ten temat. Nie odzywam się z nią drugi dzień i nie zamierzam odezwać.

Co chwilę jakieś problemy. Chyba nigdy nie wyjdziemy z moim na prostą. Upisalam się , ale wiadomo , dużo rzeczy jest jeszcze nie napisanych , bo po prostu strony chyba braknie. Zależało mi żebyście mniej więcej wiedziały co się dzieje.

Kamil jest bardzo rodzinny, czuły i kochany. A przede wszystkim twardy ale jak zmięknie to na dobre. Wszystkich by pozabijał , żebym nie była smutna. Żeby krzywda mi się nie działa. Przezywa wszystko. Ja nerwy czy smutek wyplacze lub wykrzycze, a on trzyma wszystko w sobie. Przez te 4 tygodnie kiedy był na wolnym , ciągle było coś z czym musieliśmy się mierzyć. Przez co nie zauważyłam , że K wchodzi w depresję i robi się coraz poważniej. Kiedyś to on mnie wyciągnął na powierzchnię. Teraz przyszla kolej na mnie. Ale ja nie wiem jak i chyba nie potrafię .. to zawsze on się mną opiekowal, wspierał , był tym mocniejszym w związku.
Codziennie wypił piwo, z początku nie zwracałam mu uwagi. Bo przecież jak to facet, no dobra. Niech się napije. Jedno piwo wieczorem do filmu to przecież nic złego.
Później jedno piwo, zamieniło się w dwa.
Ale już nie wieczorem. Zdarzało mu się wypić o 12/13 w południe, drugie o 16/17 i trzecie na wieczór. Robiły się przez to sprzeczki. On nie widział w tym nic złego , nie był pijany czy nawet wypity ale mnie po prostu zaczęło to przeszkadzać.
Zaczęłam ja trzymać pieniądze. To radził sobie w inny sposób, szedł po sól czy makaron i kupował piwo więc ja zła ale już machalam ręką. Później w ogóle nie dawałam pieniędzy, kontrolowałam każdą złotówkę więc tu dwa złote , tu 50 groszy i trzy złote się uzbierało na piwo. Kłótnie nic nie dawały. Obrazalam się , nie odzywałam , ale za chwilę znowu rozmawialiśmy i na drugi dzień powtórka z rozrywki. Nie ma dnia bez piwa. Wczoraj wyszedł do kolegi na piwo, wrócił wypity. Dzisiaj była między nami kłótnia, bo wyszedł o 11 wpłacić pieniądze do banku na ratę , poszedł do brata i wrócił podpity. Wkurzyłam się bardzo i zrobiłam mu kłótnie. Powiedziałam , że moje dziecko nie będzie wychowywał alkoholik. Wyszedł , wrócił po kilku minutach całkiem podpity. Rozpłakał się i zaczął rozmawiać. Powiedział , że trzy dni prbowal mi powiedzieć ale jest mu strasznie wstyd i nie wiedzial jak.
Przyznał się, że od dłuższego czasu nie może sobie poradzic
Wszystkie problemy się skumulowały i on nie widział innego wyjścia jak napicie się piwa. Że to nie jest tak , że on chce. On po prostu musi. Że leży na łóżku i już ma myśli, jak wykombinować na piwo. Że ciągle ma to w głowie żeby się napić. Że on tak nie chce, żebym go przytuliła , płakał a mi serce pękało. Z nerwów, strachu i po prostu z tego , że powiedział jak jest na prawdę a ja nie umiem mu pomóc. Bo przecież nie przywiąże go do kaloryfera.

Powiedział , że zaraz rodzi się nasza córka. Że kocha mnie nad życie i nie zrobi nam krzywdy. Że nie weźmie kropli alkoholu do ust. Że jak będzie trzeba to się zaszyje bo on tak żyć nie chce. Chce się starać dla nas, bo nie pozwoli zebym kiedyś płakała przez niego, że alkohol to najgorsze co mogło go spotkać i będzie z tym walczył.

Chciałabym w to wierzyc ale nie mogę. W poniedziałek wyjeżdża za granicę. Mieszka z kolegami, jak wiadomo , przyjdzie weekend , będą pić. Obiecuję mi , że nie złamie się i nie tknie. Ale dla alkoholika, bo chyba nie powinnam ukrywać przed soba , że nim jest w takim razie. To nie będzie proste, zwłaszcza jak zaczną namawiać. Lub jak urodzi się mała, to też się napiją. Ja nie miałam kontroli nad nim w domu, a co dopiero jak będzie 1200km ode mnie. Potrafił wyjść z psem, wypić piwo i wrócić. Najważniejsze chyba ,że się przyznał. Że wie , że ma problem. Bo prawdziwy alkoholik nie pozwala sobie na myśl , że jest źle i powinien się leczyć. A Kamil tak. Ale ja dalej nie wiem co mam robić. Jak mu pomóc.
Przespał się i ogląda telewizję, rozmawiamy , śmiejemy sie. Jest naturalnie. Dużo przeszliśmy i wiem , że się nie poddamy.
Wiem , że gdybyśmy już mieszkali u siebie i miałabym nad nim kontrolę bo nie jechał by za granicę to by nam się udało z tego wyjść. Poprosił o wyrozumienie. Że jutro na pewno będzie cały w nerwach, że nie chce tknąć piwa i że pewnie będzie bardzo ciezko. Niech mnie nawet wyzywa i tak go po prostu przytulę. On tak robił jak ja byłam na dnie. Teraz moja kolej na podanie mu ręki. Tylko nie wiem w jaki sposób. Czekam na koniec sierpnia. Jak wróci, wyprowadzimy się i będzie 2/3 tygodnie na wolnym. Będzie cieszył się córka , wiem , że jesteśmy dla niego najważniejsze i dla nas to zmieni. Ale jest ciężko mi jak o tym pomyśle.. boje się że popłynie ..

To tak trochę jest niestety ciężko kiedy zamiast skupić się na sobie bo taka kolej rzeczy dzieci muszą ciągnąć problemy rodziców i chyba cała przeszłość. Wiem coś o tym choć rozpisywać się nie będę na ten temat.
Jeśli chodzi o was to uważam że dopóki jesteście jeszcze młodzi i macie kontrolę nad wszystkim oboje udajcie się do odpowiedniej osoby, która widzi wszystko zewnatrz i może wam pomóc. Dobrze że walczycie ale pewnie oboje macie ciężkie czasy dzieciństwa za sobą a wiem po sobie że takie dzieci walczą w swoim dorosłym życiu z wieloma rzeczami do końca swoich dni bardziej niż osoba która ma wszystko jak trzeba.
Najgorsze jest w tym wszystkim że człowiek choćby chciał się oddzielić od wszystkiego i zostawić "samolubnie" za sobą to po prostu robią się dziwne wyrzuty sumienia, które masz wobec mamy i jej pomagasz na swoje możliwości.
To są ciężkie decyzje, ciężkie sprawy dla głowy przeciętnej osoby. Wydaje mi się że żeby nie popełniać błędów w których się wychowywano najlepiej będzie jak oboje właśnie traficie na bardzo dobrego specjalistę psychologa czy psychiatrę.
Życie jest ciężkie dla niektórych niestety ale pomoc takich osób nie jest niczym ujmującym.
 
Wiem, że forum brzuszkowe , zwłaszcza tak publiczne, to nie odpowiednie miejsce na tego typu wpis. Ale już sama od popołudnia po prostu nie wiem co ze sobą zrobić. A na tyle Was poznałam , że Wiem , że mnie nie wyśmiejecie , nie będziecie oceniać. Niestety nie mam nikogo kogo mogłabym się doradzić. Nie chcę żeby ktoś z rodziny wiedział o tym problemie, a nie jest to błaha sprawa. Jest mi bardzo wstyd przed Wami ale chyba jesteście moja ostatnia deska ratunku więc nie będę nic ukrywać, powiem wszystko a może będzie któraś z was w stanie mi pomoc, czytałam po internecie ale nic sensownego nie znalazłam. Nawet nie wiem od czego zacząć..

Może od tego , że kiedyś bylam troszkę słaba psychicznie. Miałam "przyjaciółkę" która strasznie mieszała mi w głowie. Kłóciłam się z rodziną, zwłaszcza z mamą. Uciekałam z domu, wracałam pijana. Miałam różne depresję, płakałam, robiłam sobie krzywdę. Przypalalam się papierosem, cielam się. W najgorszych momentach życia, poznałam Kamila. To dzięki niemu wyszłam z tego wszystkiego, choć zanim do tego doszło, dużo przeszedł, dużo widział i wiele lez wylał. Aż sama się sobie dziwię , że rok czasu kiedy go olewalam, robiłam złe rzeczy ciągle starał się być przy mnie, nie odwrocil sie nawet jak go wielkorotnie uderzylam, czy zwyzywalam. Sama siebie nie kontrolowałam.
Po roku czasu zaczęliśmy żyć wspólnie, jak należy. Trwał taki spokój 3 lata. Rok temu w maju okazało się , że jestem w ciąży. Nie chciałam tego dziecka, choc od zawsze miałam instynkt macierzyński, w wannie siedząc pół nocy z moim, rozmawialiśmy i rozmazalismy o dziecku. Wymyślaliśmy imiona i myśleliśmy , jak to by było jak miałabym już brzuszek, jak by córka lub synek na czworaka szedł do nas , jak byśmy byli we trójkę w naszym wspólnym mieszkaniu. Chyba przyszły mi obawy, stres i stąd moja kolejna depresja związana z niechcianym dzieckiem. W dodatku to był pierwszy miesiąc kiedy Kamil zaczął wyjeżdżac za granicę. Nie było go 5 tygodni , jak wrócił wszystko u mnie wróciło do normy. Cieszyliśmy się z naszego dziecka. Byliśmy po prostu szczęśliwi. Aż do kolejnej wizyty kiedy okazało się , że serduszko naszego dziecka nie bije. Byliśmy bardzo załamani , nie potrafiłam sobie z tym wszystkim poradzić. Tym bardziej , że on musiał wracać a ja zostałam w szpitalu sama. Czekałam na zabieg. Po mału doszłam do siebie. Przyszły wakacje. Postanowiliśmy wyjechać na tydzień. Wybawilismy sie, poopalalismy, poplywalismy, po prostu odpoczywaliśmy. Aż pewnej nocy coś mi odbiło. Była duża awantura, Kamil nie potrafił mnie ogarnąć, prawie złamałam mu palce w drzwiach, podrapalam buzie. Zatrzasnęłam się w łazience i próbowałam powiesić. Cudem otworzył drzwi i skończyło się wszystko jak powinno. Bardzo płakał. Nie zapomnę widoku jego żalu, smutku i strachu. Po tym wydarzeniu już nigdy więcej nie zrobiłam sobie lub jemu krzywdy. Zrozumiałam , że po prostu tak nie można. Że nie mogę się poddawać i muszę walczyć o nas. Minęło kilka miesięcy i w listopadzie okazało się ,że jestem w ciąży. Mieszkanie pomału się remontowalo, my żyliśmy w zgodzie. Oczekiwaliśmy na nasze maleństwo z miesiąca na miesiąc.

Doszedł kolejny problem. Mój ojciec. Przez niego też miałam głupoty w głowie. Byłam i jestem nerwowa, dużo przez niego przeszłam.
Alkoholik, który od lat poniewierał matka. Nas nigdy nie uderzył. Ale codziennie pil, miesiąc spokoju i dwa miesiące awantur. Kłócił się z mamą, wielokrotnie uderzył, psychicznie wykańczał. Co chwila policja w domu i wstyd wśród sąsiadów. Wyprowadził się w grudniu. Nie utrzymuje z nim kontaktu.
Rodzice są już po rozwodzie. Jakieś dwa miesiące temu, przyszło pismo, że mamy się wynieść z mieszkania bo jest tak zadłużone. Ojciec doprowadził do tego , że jest ok. 30tys długu. Mama starala się jak mogła całe życie. Nie miała ojca , a mama zmarła jak moja ledwo skończyła 18 i była w pierwszej ciąży, która i tak ledwo donosiła przez nerwy i bicie ojca. Co chwilę nabierała nowych pożyczek i kredytów. Poplątala się w to strasznie. Wychodząc z jednego długu , popadała w kolejny. Tak jest do dzisiaj a ona to kłębek nerwów i żyje na resztkach sił.
Miesiąc temu odebraliśmy kolejne pismo, że jeśli zapłacimy 10tysiecy to resztę rozłożą na raty. Ale skąd z dnia na dzień znaleźć 10tysiecy ? Co najgorsze mam do niej żal, ja, siostra, brat i nawet mój Kamil. Każdy próbował jej pomagać i wszyscy nabraliśmy na siebie pożyczki , które teraz spalacamy osobiście ponieważ wiemy , że ona ledwo na swoje ma , a co dopiero gdyby doszły "nasze". Przez to każde z nas jest w tkzw.Biku. nie możemy nic wziąć na raty ani wziąć kredytu, tak jak np. teraz chcieliśmy z Kamilem na mieszkanie ... Dzisiaj przyszło kolejne pismo, że do końca sierpnia ma nikogo i niczego nie być w mieszkaniu bo jest eksmisja. Ja po prostu mam dosc,.nie jestem w stanie w żaden sposób pomóż. Chce na koniec sierpnia się wyprowadzić i z Kamilem staniemy na rzęsach ale już będziemy u siebie za te 3 tygodnie. Płakać mi się chce jak pomyślę o mamie bo kocham ją bardzo ale już nie jestem w stanie nic zrobić.

Zawsze byłam za mama, pomagałam jak mogłam. Przed Kamilem dawałam drobne sumy typu 200/300zl żeby jakoś jej ulżyć. Plus dawaliśmy z 300zl na rachunki co miesiąc i co chwilę robiliśmy zakupy, czego nie brakło to szliśmy i kupowalismy, robiliśmy obiady. W tym miesiącu było na prawdę ciężko i nie byliśmy w stanie jej pozyczyc 1000zl więc odmówiliśmy i pożyczyliśmy 500. Obraziła się .. chyba .. nie odzywała się cały dzień .. nie wiem, może już była u skraju załamania. Mam, lub raczej miałam z nią super kontakt aż do tego miesiąca, kiedy po prostu przestałam myśleć o wszystkich a zaczęłam o mojej rodzinie , k i małej. Naszej trójce. Zbyt dużo już się napomagalam żeby usłyszeć ostatnio , że zamiast się wyprowadzić powinnismy jej dawać pieniądze na utrzymanie tego mieszkania, żeby nie stracić tego mieszkania. Żal i pretensje , że przez nas dzieci ma długi i kazdy się odwraca plecami. Szkoda, że zamiast być wdzięczna , jeszcze nerwy , że się nie daje kasy jej. Kłótnia była duża, szkoda nawet gadać na ten temat. Nie odzywam się z nią drugi dzień i nie zamierzam odezwać.

Co chwilę jakieś problemy. Chyba nigdy nie wyjdziemy z moim na prostą. Upisalam się , ale wiadomo , dużo rzeczy jest jeszcze nie napisanych , bo po prostu strony chyba braknie. Zależało mi żebyście mniej więcej wiedziały co się dzieje.

Kamil jest bardzo rodzinny, czuły i kochany. A przede wszystkim twardy ale jak zmięknie to na dobre. Wszystkich by pozabijał , żebym nie była smutna. Żeby krzywda mi się nie działa. Przezywa wszystko. Ja nerwy czy smutek wyplacze lub wykrzycze, a on trzyma wszystko w sobie. Przez te 4 tygodnie kiedy był na wolnym , ciągle było coś z czym musieliśmy się mierzyć. Przez co nie zauważyłam , że K wchodzi w depresję i robi się coraz poważniej. Kiedyś to on mnie wyciągnął na powierzchnię. Teraz przyszla kolej na mnie. Ale ja nie wiem jak i chyba nie potrafię .. to zawsze on się mną opiekowal, wspierał , był tym mocniejszym w związku.
Codziennie wypił piwo, z początku nie zwracałam mu uwagi. Bo przecież jak to facet, no dobra. Niech się napije. Jedno piwo wieczorem do filmu to przecież nic złego.
Później jedno piwo, zamieniło się w dwa.
Ale już nie wieczorem. Zdarzało mu się wypić o 12/13 w południe, drugie o 16/17 i trzecie na wieczór. Robiły się przez to sprzeczki. On nie widział w tym nic złego , nie był pijany czy nawet wypity ale mnie po prostu zaczęło to przeszkadzać.
Zaczęłam ja trzymać pieniądze. To radził sobie w inny sposób, szedł po sól czy makaron i kupował piwo więc ja zła ale już machalam ręką. Później w ogóle nie dawałam pieniędzy, kontrolowałam każdą złotówkę więc tu dwa złote , tu 50 groszy i trzy złote się uzbierało na piwo. Kłótnie nic nie dawały. Obrazalam się , nie odzywałam , ale za chwilę znowu rozmawialiśmy i na drugi dzień powtórka z rozrywki. Nie ma dnia bez piwa. Wczoraj wyszedł do kolegi na piwo, wrócił wypity. Dzisiaj była między nami kłótnia, bo wyszedł o 11 wpłacić pieniądze do banku na ratę , poszedł do brata i wrócił podpity. Wkurzyłam się bardzo i zrobiłam mu kłótnie. Powiedziałam , że moje dziecko nie będzie wychowywał alkoholik. Wyszedł , wrócił po kilku minutach całkiem podpity. Rozpłakał się i zaczął rozmawiać. Powiedział , że trzy dni prbowal mi powiedzieć ale jest mu strasznie wstyd i nie wiedzial jak.
Przyznał się, że od dłuższego czasu nie może sobie poradzic
Wszystkie problemy się skumulowały i on nie widział innego wyjścia jak napicie się piwa. Że to nie jest tak , że on chce. On po prostu musi. Że leży na łóżku i już ma myśli, jak wykombinować na piwo. Że ciągle ma to w głowie żeby się napić. Że on tak nie chce, żebym go przytuliła , płakał a mi serce pękało. Z nerwów, strachu i po prostu z tego , że powiedział jak jest na prawdę a ja nie umiem mu pomóc. Bo przecież nie przywiąże go do kaloryfera.

Powiedział , że zaraz rodzi się nasza córka. Że kocha mnie nad życie i nie zrobi nam krzywdy. Że nie weźmie kropli alkoholu do ust. Że jak będzie trzeba to się zaszyje bo on tak żyć nie chce. Chce się starać dla nas, bo nie pozwoli zebym kiedyś płakała przez niego, że alkohol to najgorsze co mogło go spotkać i będzie z tym walczył.

Chciałabym w to wierzyc ale nie mogę. W poniedziałek wyjeżdża za granicę. Mieszka z kolegami, jak wiadomo , przyjdzie weekend , będą pić. Obiecuję mi , że nie złamie się i nie tknie. Ale dla alkoholika, bo chyba nie powinnam ukrywać przed soba , że nim jest w takim razie. To nie będzie proste, zwłaszcza jak zaczną namawiać. Lub jak urodzi się mała, to też się napiją. Ja nie miałam kontroli nad nim w domu, a co dopiero jak będzie 1200km ode mnie. Potrafił wyjść z psem, wypić piwo i wrócić. Najważniejsze chyba ,że się przyznał. Że wie , że ma problem. Bo prawdziwy alkoholik nie pozwala sobie na myśl , że jest źle i powinien się leczyć. A Kamil tak. Ale ja dalej nie wiem co mam robić. Jak mu pomóc.
Przespał się i ogląda telewizję, rozmawiamy , śmiejemy sie. Jest naturalnie. Dużo przeszliśmy i wiem , że się nie poddamy.
Wiem , że gdybyśmy już mieszkali u siebie i miałabym nad nim kontrolę bo nie jechał by za granicę to by nam się udało z tego wyjść. Poprosił o wyrozumienie. Że jutro na pewno będzie cały w nerwach, że nie chce tknąć piwa i że pewnie będzie bardzo ciezko. Niech mnie nawet wyzywa i tak go po prostu przytulę. On tak robił jak ja byłam na dnie. Teraz moja kolej na podanie mu ręki. Tylko nie wiem w jaki sposób. Czekam na koniec sierpnia. Jak wróci, wyprowadzimy się i będzie 2/3 tygodnie na wolnym. Będzie cieszył się córka , wiem , że jesteśmy dla niego najważniejsze i dla nas to zmieni. Ale jest ciężko mi jak o tym pomyśle.. boje się że popłynie ..
Kochana po pierwsze mocno cie tule..
Po drugie.. kazdy popelnia bledy mlodosci, a czasem i w poznym wieku.. dobrze ze to rozumiesz i wiesz ze zle robilas i wiesz takze ze musisz pomoc mu wyjsc z tego.. jak bedziecie na swoim duzo sie zmieni.. musisz patrzec na was, my tez pomagalismy rodzinie meza i jak nas traktuja? Jak powietrze ;) ale to dobrze bo mamy siebie ,ale mniejsza z tym.. Kamila musisz wspierac,tymbardziej ze zaczyna pic.. a od piwa i klopotow sie zaczyna.. powiedz mu ze za kazda mysl o piwie czy alkoholu lub zamiast kupowania tego.. niech odklada na was ,dla malej np zeby cos jej kupic.. podbuduj go,powiedz ze bedziesz z niego dumna gdy nie wypije a odlozy dla malej.. np na lepszy start w zyciu ;)
Co do matki.. no wierze ze ci przykro bo jej pomagaliscie.. ale niestety bliscy moga zawiesc i wiem ze to boli.. a ma mama gdzie mieszkac gdy was eksmituja? Szczerze mowiac chyba skupilabym sie na swojej rodzinie,jesli matka nie rozumie ze nie macie jak jej pomoc.. moja mama jest inna ,wiec w tym az tak ci nie pomoge :( przezylas bardzo duzo wiec jestes silna osoba i wierze ze sobie poradzisz :*
 
Tez bym wolala jak najmniej czasu spedzic w szpitalu, dlatego bede czekac na regularne czeste skurcze :) choc mysle, ze krew tez by mnie mogla wystraszyć
Wystraszyla ale juz jest tego mniej ;) praktycznie zero :p
Ewa Ty jedz na ip bo ja zawału dostane przez Ciebie. Każde plamienie w ciąży należy skontrolować w szpitalu. Tak mi zawsze mój gin mówi. A krwawienie to bezwzględnie
Hyhy spokojnie :* np teraz juz nic nie leci.. nawet plamienia nie mam ;)
 
@klaudiaa975 bardzo dużo przeżyłaś w swoim młodym wieku. Szczerze to nawet nie wiem co Ci napisać. Jakos strasznie zasmucił mnie Twój post, bo cały czas jakieś kłody pod nogi. Mam nadzieję, że K. Jakoś się ogarnie i nie popadnie w alkohol, bo to nie jest rozwiązanie problemów, a dołożenie nowych. Tulę mocno i życzę z całego serca, aby Wasze zle dni szybko zamieniły się w te szczęśliwe i bez tyłu trosk.
 
To wcale nie aż tak malutko :) a ile rośnie tygodniowo, że boisz się, że przyrost mały?
29 tygodniu była na 50 centylu , potem w 31 tygodniu tez ładna waga , nagle w 35 jak poszłam na usg okazało sie, ze od 31 do 35.4 t . Przybyła tylko 450 g i podejrzenie teraz nadal podejrzenie hipotrofii i mam cały czas monitorować ten przyrost ,przepływy , robić KTG i jesli przepływy zaczna sie pogarszać trzeba bedzie szybko rozwiązać . Lekarz podejrzewa cos z łożyskiem nie tak .
 
@klaudiaa975 nie wiem czy moje słowa będą trafione ale przede wszystkim przykro czytać że tak młoda i wartościowa osoba jak Ty tyle przeszła. Choć być może właśnie dzięki tym przejściom masz na dzień dzisiejszy takie a nie inne priorytety.
Myślę, że co do problemów z mamą podjęłaś dobrą decyzję. Nie da się wiecznie komuś pomagać w sposób jaki on uznaje za właściwy. jesteś dorosła i choc bardzo swoją mamę kochasz musisz przede wszystkim myśleć o maluszku bo ona jest kompletnie od Ciebie zależna. Zresztą wspominałas ostatnio, że mama ma wyjechac we wrześniu za granicę, zakładam ze do lepiej płątnej pracy więc być może to dobre rozwiązanie by poradziła sobie ze swoimi problemami. Ja oczywiście rozumiem że chcesz jej pomóc, ale nie może się to stać Twoim nadrzednym celem. Tak mi się wydaje.
Co do Kamila myślę, że jego problem z alkoholem jest na pewno niepokojący. Dobre znaki są chyba takie, że sam widzi, że coś nie gra, a drugi taki, że chyba nie trwa to jakoś bardzo długo. Nie wiem jakie postępowanie Ci doradzić, bo cokolwiek bym nie pomyślała to kłopotem jest odległosć jaka na co dzień Was dzieli. Myślę po prostu, że bądź z nim z nim na ile możesz blisko, wiesz ślij mu zdjecia malutkiej jak będzie na swiecie, może kontaktuj się częsciej niz zwykle, tak by czuł się ważny. Bądź raczej delikatna, by nie pomyślał ze go kontrolujesz, raczej niech po prostu poczuje się jak paartner i ojciec pełna gębą. A Ty oczywiście swoje wyczujesz między wierszami. Jeśli zaś poczujesz się mocno zaniepokojona jego zachowaniem postarajcie się zrobić wszystko by mimo mniejszych pensji być blisko siebie. To oczywiście taka moja sugestia. Myślę bowiem, że jego zachowanie wynika nie z chęci rozrywki czy pocieszenia się tylko z chęci zapomnienia o problemach jakie go otaczają, a zapewne też młody z niego chłopak i chciałby Tobie i Alicji nieba przychylić. Jeśli masz możliwość skorzystania z wiedzy i pomocy jakiegoś terapeuty dla osób współuzaleznionych to na pewno warto skorzystać. Taka osoba inaczej spojrzy na Wasza sytuację i poda Ci ileś możliwych rozwiązań. Być może Kamil wcale jeszcze nie jest osobą uzależnioną ale Wasza sytuacja i odległość na tyle utrudniają sprawę, że warto dmuchać na zimne.
Na pocieszenie powiem Ci, że mam koleżankę, której mąż pracował w DE ona w PL. Wyszło, że on ma spory problem z %. Mają 3 dzieci i byli na skraju rozwodu. Jak mówisz, za granicą w meskim towarzystwie jemu ciężko się było ogarnąć. Ale się postarał. Od miesięcy nie tknął alkoholu a ich związek ma się na tyle dobrze, że od wakacji mieszkają razem, bo zdecydowali sie całą rodziną przeniesć do DE.
Także da się i musisz w to mocno wierzyć.
 
reklama
Ciężka sprawa tzn super, że czujesz tutaj taki komfort i zaufanie do nas i przelewasz swoje rozterki nam i na pewno wtedy Ci jest lżej i doceniamy to ;) bo po to tu jesteśmy, nie tylko żeby o ciąży non stop rozmawiać, bo otoczenie i psychika to najważniejsze czynniki i mocno wpływają na nas, przebieg ciąży itd.

Ogólnie w skrócie napisze, że miałaś bardzo trudne życie i brawo, ze jesteś taka dzielna i wytrwała :) serio. Niejedna osoba by pewnie nie podołała tylu problemom i załamała się. Masz silna psychikę i dużo przeszłaś, brawo za to ;) jesteś mądrą i dojrzała babeczka mimo wieku i imponuje mi Twoje silne stąpanie po ziemi. Każdy ma swoje gorsze momenty i ja tez nie jestem idealna i nieraz miałam duże załamki, bo tez nikogo życie nie jest idealne i usłane różami jakby to się mogło wydawać. Ciężko mi odp na wszystko tak porządnie, a chciałabym. Po tym co piszesz widać, ze jesteście ze sobą na prawdę z miłości, skoro tyle razem wytrwaliscie w tych złych i dobrych chwilach. Także tylko winsziwac i super, ze w końcu się wam udało i już za pare dni będziecie mieć swoje maleństwo ze sobą ;) nagroda za wszystkie trudy, łzy i pagórki.

Z ojcem to masakra. Wspolczuje bardzo i szkoda, ze tak miałaś i musiałaś to wszystko pezezywac. Alkoholizm to najgorsze co może być, jeszcze jak ma ta chorobę ktoś z rodziny, rodziców to już w ogóle.. dobrze, ze byliście i jesteście dużym wsparciem dla Twojej mamy, bez was by sobie nie poradziła a to tez pokazuje ze nie jesteście tylko dla siebie i potraficie myśleć o bliskich.

A Twój rzeczywiście ma teraz dużo na sobie i na głowie, ma presję typu nowy członek rodziny i to żeby o Was zadbać finansowo i tez rodzinnie. Boi się ze nie podoła i dlatego czasami ucieka gdzieś myślami itd. Ma tez dodatkowe presję typu ze musi być najlepszy dla was i nie może was zawieźć dlatego czasami miał pewnie gorsze chwile i się oddal. Ale najważniejsze ze już jest między wami naturalnie i dobrze, ze wszystko doszło do normy i macie wsparcie w sobie. Wszystkie inne problemy finansowe, mieszkaniowe itd to tez ciężki orzech ale do zgryzienia jeśli tylko będziecie się wspierać, szanować i kochać.
Klaudia, jestem zszokowana tym co napisałaś a zarazem pełna podziwu ile w swoim młodym życiu przeszłaś. Na tyle co zdążyłam cię poznać mam cię za poukładaną, poważną osobę. Ładnie z waszej strony, że pomagacie mamie
Wiem, że forum brzuszkowe , zwłaszcza tak publiczne, to nie odpowiednie miejsce na tego typu wpis. Ale już sama od popołudnia po prostu nie wiem co ze sobą zrobić. A na tyle Was poznałam , że Wiem , że mnie nie wyśmiejecie , nie będziecie oceniać. Niestety nie mam nikogo kogo mogłabym się doradzić. Nie chcę żeby ktoś z rodziny wiedział o tym problemie, a nie jest to błaha sprawa. Jest mi bardzo wstyd przed Wami ale chyba jesteście moja ostatnia deska ratunku więc nie będę nic ukrywać, powiem wszystko a może będzie któraś z was w stanie mi pomoc, czytałam po internecie ale nic sensownego nie znalazłam. Nawet nie wiem od czego zacząć..

Może od tego , że kiedyś bylam troszkę słaba psychicznie. Miałam "przyjaciółkę" która strasznie mieszała mi w głowie. Kłóciłam się z rodziną, zwłaszcza z mamą. Uciekałam z domu, wracałam pijana. Miałam różne depresję, płakałam, robiłam sobie krzywdę. Przypalalam się papierosem, cielam się. W najgorszych momentach życia, poznałam Kamila. To dzięki niemu wyszłam z tego wszystkiego, choć zanim do tego doszło, dużo przeszedł, dużo widział i wiele lez wylał. Aż sama się sobie dziwię , że rok czasu kiedy go olewalam, robiłam złe rzeczy ciągle starał się być przy mnie, nie odwrocil sie nawet jak go wielkorotnie uderzylam, czy zwyzywalam. Sama siebie nie kontrolowałam.
Po roku czasu zaczęliśmy żyć wspólnie, jak należy. Trwał taki spokój 3 lata. Rok temu w maju okazało się , że jestem w ciąży. Nie chciałam tego dziecka, choc od zawsze miałam instynkt macierzyński, w wannie siedząc pół nocy z moim, rozmawialiśmy i rozmazalismy o dziecku. Wymyślaliśmy imiona i myśleliśmy , jak to by było jak miałabym już brzuszek, jak by córka lub synek na czworaka szedł do nas , jak byśmy byli we trójkę w naszym wspólnym mieszkaniu. Chyba przyszły mi obawy, stres i stąd moja kolejna depresja związana z niechcianym dzieckiem. W dodatku to był pierwszy miesiąc kiedy Kamil zaczął wyjeżdżac za granicę. Nie było go 5 tygodni , jak wrócił wszystko u mnie wróciło do normy. Cieszyliśmy się z naszego dziecka. Byliśmy po prostu szczęśliwi. Aż do kolejnej wizyty kiedy okazało się , że serduszko naszego dziecka nie bije. Byliśmy bardzo załamani , nie potrafiłam sobie z tym wszystkim poradzić. Tym bardziej , że on musiał wracać a ja zostałam w szpitalu sama. Czekałam na zabieg. Po mału doszłam do siebie. Przyszły wakacje. Postanowiliśmy wyjechać na tydzień. Wybawilismy sie, poopalalismy, poplywalismy, po prostu odpoczywaliśmy. Aż pewnej nocy coś mi odbiło. Była duża awantura, Kamil nie potrafił mnie ogarnąć, prawie złamałam mu palce w drzwiach, podrapalam buzie. Zatrzasnęłam się w łazience i próbowałam powiesić. Cudem otworzył drzwi i skończyło się wszystko jak powinno. Bardzo płakał. Nie zapomnę widoku jego żalu, smutku i strachu. Po tym wydarzeniu już nigdy więcej nie zrobiłam sobie lub jemu krzywdy. Zrozumiałam , że po prostu tak nie można. Że nie mogę się poddawać i muszę walczyć o nas. Minęło kilka miesięcy i w listopadzie okazało się ,że jestem w ciąży. Mieszkanie pomału się remontowalo, my żyliśmy w zgodzie. Oczekiwaliśmy na nasze maleństwo z miesiąca na miesiąc.

Doszedł kolejny problem. Mój ojciec. Przez niego też miałam głupoty w głowie. Byłam i jestem nerwowa, dużo przez niego przeszłam.
Alkoholik, który od lat poniewierał matka. Nas nigdy nie uderzył. Ale codziennie pil, miesiąc spokoju i dwa miesiące awantur. Kłócił się z mamą, wielokrotnie uderzył, psychicznie wykańczał. Co chwila policja w domu i wstyd wśród sąsiadów. Wyprowadził się w grudniu. Nie utrzymuje z nim kontaktu.
Rodzice są już po rozwodzie. Jakieś dwa miesiące temu, przyszło pismo, że mamy się wynieść z mieszkania bo jest tak zadłużone. Ojciec doprowadził do tego , że jest ok. 30tys długu. Mama starala się jak mogła całe życie. Nie miała ojca , a mama zmarła jak moja ledwo skończyła 18 i była w pierwszej ciąży, która i tak ledwo donosiła przez nerwy i bicie ojca. Co chwilę nabierała nowych pożyczek i kredytów. Poplątala się w to strasznie. Wychodząc z jednego długu , popadała w kolejny. Tak jest do dzisiaj a ona to kłębek nerwów i żyje na resztkach sił.
Miesiąc temu odebraliśmy kolejne pismo, że jeśli zapłacimy 10tysiecy to resztę rozłożą na raty. Ale skąd z dnia na dzień znaleźć 10tysiecy ? Co najgorsze mam do niej żal, ja, siostra, brat i nawet mój Kamil. Każdy próbował jej pomagać i wszyscy nabraliśmy na siebie pożyczki , które teraz spalacamy osobiście ponieważ wiemy , że ona ledwo na swoje ma , a co dopiero gdyby doszły "nasze". Przez to każde z nas jest w tkzw.Biku. nie możemy nic wziąć na raty ani wziąć kredytu, tak jak np. teraz chcieliśmy z Kamilem na mieszkanie ... Dzisiaj przyszło kolejne pismo, że do końca sierpnia ma nikogo i niczego nie być w mieszkaniu bo jest eksmisja. Ja po prostu mam dosc,.nie jestem w stanie w żaden sposób pomóż. Chce na koniec sierpnia się wyprowadzić i z Kamilem staniemy na rzęsach ale już będziemy u siebie za te 3 tygodnie. Płakać mi się chce jak pomyślę o mamie bo kocham ją bardzo ale już nie jestem w stanie nic zrobić.

Zawsze byłam za mama, pomagałam jak mogłam. Przed Kamilem dawałam drobne sumy typu 200/300zl żeby jakoś jej ulżyć. Plus dawaliśmy z 300zl na rachunki co miesiąc i co chwilę robiliśmy zakupy, czego nie brakło to szliśmy i kupowalismy, robiliśmy obiady. W tym miesiącu było na prawdę ciężko i nie byliśmy w stanie jej pozyczyc 1000zl więc odmówiliśmy i pożyczyliśmy 500. Obraziła się .. chyba .. nie odzywała się cały dzień .. nie wiem, może już była u skraju załamania. Mam, lub raczej miałam z nią super kontakt aż do tego miesiąca, kiedy po prostu przestałam myśleć o wszystkich a zaczęłam o mojej rodzinie , k i małej. Naszej trójce. Zbyt dużo już się napomagalam żeby usłyszeć ostatnio , że zamiast się wyprowadzić powinnismy jej dawać pieniądze na utrzymanie tego mieszkania, żeby nie stracić tego mieszkania. Żal i pretensje , że przez nas dzieci ma długi i kazdy się odwraca plecami. Szkoda, że zamiast być wdzięczna , jeszcze nerwy , że się nie daje kasy jej. Kłótnia była duża, szkoda nawet gadać na ten temat. Nie odzywam się z nią drugi dzień i nie zamierzam odezwać.

Co chwilę jakieś problemy. Chyba nigdy nie wyjdziemy z moim na prostą. Upisalam się , ale wiadomo , dużo rzeczy jest jeszcze nie napisanych , bo po prostu strony chyba braknie. Zależało mi żebyście mniej więcej wiedziały co się dzieje.

Kamil jest bardzo rodzinny, czuły i kochany. A przede wszystkim twardy ale jak zmięknie to na dobre. Wszystkich by pozabijał , żebym nie była smutna. Żeby krzywda mi się nie działa. Przezywa wszystko. Ja nerwy czy smutek wyplacze lub wykrzycze, a on trzyma wszystko w sobie. Przez te 4 tygodnie kiedy był na wolnym , ciągle było coś z czym musieliśmy się mierzyć. Przez co nie zauważyłam , że K wchodzi w depresję i robi się coraz poważniej. Kiedyś to on mnie wyciągnął na powierzchnię. Teraz przyszla kolej na mnie. Ale ja nie wiem jak i chyba nie potrafię .. to zawsze on się mną opiekowal, wspierał , był tym mocniejszym w związku.
Codziennie wypił piwo, z początku nie zwracałam mu uwagi. Bo przecież jak to facet, no dobra. Niech się napije. Jedno piwo wieczorem do filmu to przecież nic złego.
Później jedno piwo, zamieniło się w dwa.
Ale już nie wieczorem. Zdarzało mu się wypić o 12/13 w południe, drugie o 16/17 i trzecie na wieczór. Robiły się przez to sprzeczki. On nie widział w tym nic złego , nie był pijany czy nawet wypity ale mnie po prostu zaczęło to przeszkadzać.
Zaczęłam ja trzymać pieniądze. To radził sobie w inny sposób, szedł po sól czy makaron i kupował piwo więc ja zła ale już machalam ręką. Później w ogóle nie dawałam pieniędzy, kontrolowałam każdą złotówkę więc tu dwa złote , tu 50 groszy i trzy złote się uzbierało na piwo. Kłótnie nic nie dawały. Obrazalam się , nie odzywałam , ale za chwilę znowu rozmawialiśmy i na drugi dzień powtórka z rozrywki. Nie ma dnia bez piwa. Wczoraj wyszedł do kolegi na piwo, wrócił wypity. Dzisiaj była między nami kłótnia, bo wyszedł o 11 wpłacić pieniądze do banku na ratę , poszedł do brata i wrócił podpity. Wkurzyłam się bardzo i zrobiłam mu kłótnie. Powiedziałam , że moje dziecko nie będzie wychowywał alkoholik. Wyszedł , wrócił po kilku minutach całkiem podpity. Rozpłakał się i zaczął rozmawiać. Powiedział , że trzy dni prbowal mi powiedzieć ale jest mu strasznie wstyd i nie wiedzial jak.
Przyznał się, że od dłuższego czasu nie może sobie poradzic
Wszystkie problemy się skumulowały i on nie widział innego wyjścia jak napicie się piwa. Że to nie jest tak , że on chce. On po prostu musi. Że leży na łóżku i już ma myśli, jak wykombinować na piwo. Że ciągle ma to w głowie żeby się napić. Że on tak nie chce, żebym go przytuliła , płakał a mi serce pękało. Z nerwów, strachu i po prostu z tego , że powiedział jak jest na prawdę a ja nie umiem mu pomóc. Bo przecież nie przywiąże go do kaloryfera.

Powiedział , że zaraz rodzi się nasza córka. Że kocha mnie nad życie i nie zrobi nam krzywdy. Że nie weźmie kropli alkoholu do ust. Że jak będzie trzeba to się zaszyje bo on tak żyć nie chce. Chce się starać dla nas, bo nie pozwoli zebym kiedyś płakała przez niego, że alkohol to najgorsze co mogło go spotkać i będzie z tym walczył.

Chciałabym w to wierzyc ale nie mogę. W poniedziałek wyjeżdża za granicę. Mieszka z kolegami, jak wiadomo , przyjdzie weekend , będą pić. Obiecuję mi , że nie złamie się i nie tknie. Ale dla alkoholika, bo chyba nie powinnam ukrywać przed soba , że nim jest w takim razie. To nie będzie proste, zwłaszcza jak zaczną namawiać. Lub jak urodzi się mała, to też się napiją. Ja nie miałam kontroli nad nim w domu, a co dopiero jak będzie 1200km ode mnie. Potrafił wyjść z psem, wypić piwo i wrócić. Najważniejsze chyba ,że się przyznał. Że wie , że ma problem. Bo prawdziwy alkoholik nie pozwala sobie na myśl , że jest źle i powinien się leczyć. A Kamil tak. Ale ja dalej nie wiem co mam robić. Jak mu pomóc.
Przespał się i ogląda telewizję, rozmawiamy , śmiejemy sie. Jest naturalnie. Dużo przeszliśmy i wiem , że się nie poddamy.
Wiem , że gdybyśmy już mieszkali u siebie i miałabym nad nim kontrolę bo nie jechał by za granicę to by nam się udało z tego wyjść. Poprosił o wyrozumienie. Że jutro na pewno będzie cały w nerwach, że nie chce tknąć piwa i że pewnie będzie bardzo ciezko. Niech mnie nawet wyzywa i tak go po prostu przytulę. On tak robił jak ja byłam na dnie. Teraz moja kolej na podanie mu ręki. Tylko nie wiem w jaki sposób. Czekam na koniec sierpnia. Jak wróci, wyprowadzimy się i będzie 2/3 tygodnie na wolnym. Będzie cieszył się córka , wiem , że jesteśmy dla niego najważniejsze i dla nas to zmieni. Ale jest ciężko mi jak o tym pomyśle.. boje się że popłynie ..
Klaudia, jestem zszokowana tym co napisałaś a zarazem pełna podziwu ile w swoim młodym życiu przeszłaś. Na tyle co zdążyłam cię poznać mam cię za poukładaną, poważną osobę. Ładnie z waszej strony, że pomagacie mamie ale chyba najwyższy czas pomyśleć o sobie. Masz Kamila, lada moment zostaniesz mamą i to oni powinni być dla ciebie najważniejsi.
Dobrze, że twój w końcu się otworzył i powiedział co mu leży na sercu. spoczywa na nim duża odpowiedzialność: utrzymanie rodziny, narodziny córki, remont mieszkania, dotychczasowa pomoc twojej mamie pewnie to go przerosło i stąd ten alkohol. Czy na wyjazdach do pracy też pilcze teraz ten miesiąc dopiero jak zjechał?
 
Do góry