powiem jak ja miałam z zusem... L4 przynosił mi listonosz i jeśli załóżmy miałam wypisane L4 od 10 lutego do 10 marca i potem od 10 marca do 10 kwietnia itd to listonosz przynosił mi najpierw kwotę za okres 10 do 28 lutego, potem za okres od 1 marca do 10 marca, potem za okres od 11 marca do 31 marca, potem od 1 kwietnia do 10 kwietnia i tak dalej. i listonosz przynosił mi kasę za dany okres zwykle kilka-kilkanaście dni po danym okresie z tego co pamiętam.
Potem jak mąż załatwiał w zusie formalności związane z macierzyńskim po porodzie - dostał do wypełnienia formularz z nr konta jeśli chcę dostawać kasę przelewem no i od tej pory dostawałam już macierzyński na konto, raz w miesiącu. Jako że teraz mają już w zusie mój nr konta - L4 spodziewam się w formie przelewu, pierwszą "ratę" powinnam dostać niedługo, za okres od 9 marca do 31 marca, mam nadzieję że tak będzie bo zakupy robię za bony które mąż dostał w pracy (200zł, już 100 poszło), na zakupy świąteczne nie mamy, na wizytę w środę nie wiem skąd wezmę (muszę pożyczyć) i cieszę się że mam sporo rzeczy w zamrażalniku, szkoda tylko że sobie chleba nie pomroziłam
Natalia zasnęła. najbardziej cierpi z powodu odparzeń na pupie, robi rzadką kupę gdzieś raz na godzinę, prawie nie chce pić! próbuję jej wciskać ile się da przede wszystkim orsalitu, poza tym smectę, acidolac, enterol... ale ona nie chce tego, nie da się jej oszukać ani butelką, ani pipetką po Ibum który lubi, ani niekapkiem... masakra. trochę wypiła ale malusio, na szczęście nie ma na razie żadnych objawów odwodnienia, ale do tego prawie nic dziś nie zjadła (parę chrupków kukurydzianych i 4 łyżeczki kleiku ryżowego z rozgotowaną marchewką i tyle). Mam nadzieję że nie będzie dziś dużo kup w nocy... mąż w pracy dziś nie był, jutro musi iść więc zostanę sama z nią i mam nadzieję że będzie piła, że się nie odwodni, że nie będzie płakać cały dzień... biedne moje maleństwo
ale skąd ona to złapała? miała kontakt z kilkoma osobami z rodziny ostatnio ale wszyscy zdrowi...
no i te kłótnie z mężem... mieliśmy dziś iść do kina (pierwszy raz razem, a znamy się 9 lat więc i pierwszy raz od 9 lat, coś nie pisane nam to kino...) a później na kolację do knajpy w której się poznaliśmy. Fundować mieli moi rodzice jako prezent dla mnie na te 30 urodziny. Przez kłótnię nigdzie nie poszliśmy (a pierwsza kłótnia była przedwczoraj i już wtedy padły słowa z obu stron że nie idziemy, zdążyliśmy się jakoś dogadać i pokłócić znów...), i w sumie dobrze bo rodzice moi mieli zostać z Natalią - to by tu była czarna rozpacz.
No w każdym razie czuję się podle. Powiedziałam mężowi żeby poszedł spać bo pewnie nas mała jeszcze 10 razy w nocy obudzi, no a ja siedzę i piję kawę, czekam aż się prane wypierze (włączyłam po 21 jak zawsze, jak wskoczyła tania taryfa za prąd), no i jeszcze muszę zejść z psami i się wykąpać. Wyprasowałam ostatnio trochę rzeczy (trzy wieczory dosłownie po trochu i od razu większy porządek mam), miałam jeszcze coś poprasować ale widzę że pralka już się bierze za wirowanie więc chyba już dam sobie spokój. Mam nadzieję że zasnę po tej kawie... nie mogłam się powstrzymać, zrobiłam sobie z jednej łyżeczki na doła...
ehh ale się wyżaliłam no... lepiej już uciekam stąd, nie będę zatruwać klimatu
heh
dobranoc dziewczyny :*