reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Sierpień 2012

no to my w domku. Ale ciężki dzień. Sorki ze tu ale już na nic nie mam siły. Rano mały ledwo wstal na szczepienia ale był dzielny, ważył 6570g no w końcu to już 2m3t2d:) więc jest powyżej 75 centyla, bakteria nie była przeciwwskazaniem do szczepienia.
Potem szpital - maly ważył 6640g i mierzył 62,5cm ale biorąc pod uwagę że dziwnie mierzą (bo jak miał 3 tyg to zmierzyli że ma 53 cm a po urodzeniu miał 56cm) to ma pewnie z 65cm :p Lekarka straszna, każde moje pytanie odbierała jako atak na swoją osobę i stawiane założenia. Wymyśliła sobie, że wyśle nas na scyntografie Scyntygrafia – Wikipedia, wolna encyklopedia pomimo że małemu się nic nie dzieje, nie boli, siusia normalnie itp masakra aaaa i jeszcze małemu tak ściągneła skórkę że prawie na zawał zeszłam CAŁĄĄĄĄĄ!!!! i że ta bakteria jest bo mastki dużo no *****aaa przecież to normalne że dziecko ma mastkę jak ciągle się skórką rusza:/ aaa i powiedziała, że żeby nam wychodził dobry posiew to zawsze na 3 dni przed posiewem musimy zakraplać tobrexan.
Potem przyjechał do nas do domu nasz nefrolog, zobaczył wyniki, posłuchał moich opowiadań i załamał ręce. Bo napletka absolutnie mam nie ściągać jak ta baba kazala bo popęka i się zrośnie tak ze będzie problem:/ więc mamy okład z rivanolu:/ że nie ma podstaw do scyntografii, że narazie wystarczy jak zrobimy usg nerek i dopiero gdyby tam coś nas martwiło to można myśleć co dalej ale zachowanie małego, apetyt, pogodność, brak objawów wskazują na to że nie dzieje sie nic złego. A jakbym zawsze przed posiewem zakraplała tym samym antybiotykiem to bakteria miałaby raj bo by się uodporniła a my mamy ją osłabić innym antybiotykiem żeby zaskakiwać i tępić a przynajmniej zapobiegać rozprzestrzenianiu. Ehhhhhh mówie Wam ciężki dzień. A mały tak śpiący że 3 h spał po powrocie do domu bo tak miał 20 minutowe drzemki i był bardzo dzielny, nawet na przeglądzie auta był z nami. a teraz marudzi pewnie po części ze zmęczenia, po części z natłoku wrażeń a po cześci ze szczepienia.

Irisson ja też mam:)

Aaaaaaaaaaaaaa wiecie jak mi pojechała lekarka w przychodni!!! Miałam podnieść małego a ta się pyta czy mogę, czy w ciąży jestem i na brzuch się gapi!!! Idiotka jakaś może mam duży, ale niby jakim cudem mając 3 miesięczne dziecko miałabym być w widocznej ciąży!!! IDIOTKA
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
reklama
doti dawałaś radę do tej pory, dasz i teraz! Głowa do góry. Przecież TZ Cię raczej w domu nie wyręczał, więc technicznie na bank sobie poradzisz z ogarnięciem wszystkiego. Pozostaje się na duchu wesprzeć i do przodu. Toć twarda z Ciebie sztuka:tak:

Ratina współczuję tej poduchy...Lepsze to jednak niż szyna koszli, albo linijka. Zobaczysz, że mała się szybko przyzwyczai i ani się obejrzycie, a będziecie mieć już to za sobą. A ostatecznie i tak najważniejsze zdrówko bąbelka! Przyznam, że sama się strasznie lękam czy z Mani bioderkami wszystko gra. USG mamy na fundusz, najbliższy termin, jak się w sierpniu zapisywaliśmy był na grudzień:crazy: i tak idziemy...Ja miałam problemy, musiałam linijkę nosić. Oby moje małe to ominęło...

gorgusia moja tak wtrąbiła 2 flaszki wczoraj:szok: Starczyło do 2;-) Potem drugie tyle i gugamy:-p Nie poznaję swojego dziecia. Do tej pory jadła jak wróbel, w porywach do 120 ml to było wszystko co była w stanie w siebie wtłoczyć, ładnie usypiała, noce już przesypiała...Może to ten słynny skok rozwojowy? Oby;-)

milionka dzielni jesteście bardzo :-) Mam nadzieję, ba, jestem niemalże pewna, że nic poważnego nie wyjdzie w badaniach dalszych i na nerwach się skończy :tak:
 
Ostatnia edycja:
Milionka haha parsknęłam śmiechem, lekarka hit :-D:-D to ty jakiś cud natury jesteś :rofl2:

Ratina lepiej poducha niż ma potem mieć problemy z chodzeniem, koleżanki syn też miał, a teraz ładnie biega :tak:
 
Mój Kac pierwszy raz zjadł taką ilość. Zwykle max 120 na raz i mu starczało do 3, a później guganie i machanie wszystkimi członkami :-D do rana.

Ratina- współczuję, ale mam nadzieję,że Malutka szybko przywyknie i nie będziecie płakać. Oby tylko to pomogło na bioderka. Trzymam kciuki.

Milionka- dobrze,że chociaż nefrolog to łebski koleś i nie wygaduje i nie robi głupot. A taką lekarkę bym przez łeb zdzieliła.... :wściekła/y:
 
Milionka nie zamartwiaj się Kochana...będzie dobrze...ciotki z BB kciuki trzymają...
Dzięki dziewczynki...ja nie wątpię,że będzie oki tylko mi szkoda niuni bo się musi w tym męczyć...w nocy to jeszcze pół biedy...zobaczymy jak bedzie w dzień...w bujaczku w tym się nie zmieści...

Mój mąż jutro wyjezdza służbowo na spotkanie i nie zdązy jutro wrócić więc będę sama do soboty...mam nadzieję,że pojdzie na jakąs imprezke i będzie gnił w pokoju hotelowym do południa i wróci na wieczór...wtedy nie będę musiała wyłazić jutro i tylko w niedzielę pojade do kolezanki,żeby go nie oglądać za dużo,bo to nie zdrowe...

Doti sorki,ale zajmij się córkami a nie wkręcaniem sobie jakiś jazd...pisałaś że dzieci płaczą z Tobą...poprostu świetnie,że pozwalasz na to żeby dziewczynki na to patrzyły i jeszcze przenosisz na nie swoje emocje...
 
Dziewczyny ale mam MEGA DOŁA!!! :-:)-:)-(

Wybaczcie, że nie odniosę się dziś do Waszych wpisów, choć je przeczytałam, ale po prostu sił mi brak :(((

Pamiętacie, jak pisałam Wam o tej suni, co ze mną na spacery chodziła, a później pod bramą czekała. Ciągle z M zastanawialiśmy się, czy ją wziąć, czy nie, czy wziąć, czy nie... Rozmawiałam z sąsiadem i potwierdził, że ona jest od 1.5 tygodnia w naszej wsi i na bank ją ktoś wywalił. No i ja już przyczaiłam w ciągu dnia, gdzie ona się kryje (na wycieraczce u sąsiada, do którego prowadzi podjazd z dala od ulicy - dzięki temu czuła się bezpieczniej. Sąsiad mieszka dom za nami, więc byłam w stanie ją dostrzec. No i wczoraj pojechaliśmy z M na zakupy (promocja w SMYKU nas dopadła i kupiliśmy malutkiej kombinezonik na zimę, kapcie takie fajne pod kolor i nowe smoczki z okazji tego, że 18.11 kończy 3 miesiące). Wracamy po 19 i mówię do M, żeby dla mojego świętego spokoju poszedł na koniec ogrodu zobaczyć, czy przypadkiem sunia tam nie śpi. I okazało się, że spała. Więc wołał ją do nas, ale gdy tylko doszła do bramy, to się wystraszyła i uciekła. No to mówię M, żebyśmy najpierw wykąpali i uśpili Lilcię i jak ona uśnie, to pójdziemy tam razem, bo może ona mnie pozna i się ośmieli. I rzeczywiście tak się stało. Jak tylko mnie zobaczyła, zaczęła merdać ogonem ze szczęścia i przekroczyła tę granicę naszej działki. Ale do domu trzeba ją była wprowadzać na raty i na jedzenie (akurat miałam kurczaka dla Bąbla, więc go wykorzystałam). Jak już weszła, to podałam jej w misce ciepłe jedzenie i zjadła w mgnieniu oka - taka bidula była głodna. Później M zatargał ją do kabiny prysznicowej i 2 razy dobrze wykąpał, bo była strasznie brudna i miała mocno zlepioną sierść. Oczywiście strasznie przerażona była pod tym prysznicem, ale spokojnie się udało doprowadzić ją do ładu. Później już ona się nieco uspokoiła, wyciszyła i położyła na kapce pod ciepłym kaloryferem. Później zauważyłam na jej sierści coś jakby kłosy... Patrzę, a to jakieś zwyczajne robale. M przyszedł i mówi, że po prostu one z tyłka jej wyłażą. Zadzwoniłam do mojej siostry - weterynarza i zapytałam, co to może być. Ona powiedziała, że tasiemiec. A jak tasiemiec, to sunia pewnie ma pchły. No więc położyliśmy ją spać w ogrzanym, ale wyizolowanym pomieszczeniu dla bezpieczeństwa i higieny Lili przede wszystkim. Rano M jak wychodził do pracy, to gonił po sierści tej suni kleszcza. A drugiego, wielkiego, mocno napitego wyjmowałam jej dziś z okolic klatki piersiowej. Ech... sunia generalnie w bardzo złej kondycji i stanie. Nie muszę Wam chyba mówić, że ogarnęła mnie z rana obsesja odkurzania wszystkiego, prania i w ogóle. Koce lub kapka, z którą ona miała styczność poszła do pralki. Największy był strach o to, by nic nie przeszło na Lilcię. To było jednak ponad moje siły. Uwierzcie mi, że w sytuacji innej, gdyby mała była starsza, to najpewniej sunię byśmy zostawili, ale tak... Za duży strach o malutką, obawa, że nasz Bąbel też coś złapie... Nie ten moment, gdy w domu trzeba wiele rzeczy wyremontować. M od grudnia zaczyna nową pracę. Tu ogarnąć i wychowywać malutką. I nowy pies, który jest zastraszony, przerażony, niepewny. Ona się kuliła i wywracała na plecy przy każdej próbie kontaktu. M zabrał ją wieczorem do mojej siostry do gabinetu na odrobaczenie i ogólne obejrzenie. Żegnałam się z nią ze łzami w oczach. Ale moja siostra ma kontakty z ludźmi z TOZ'u (Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami) i zdążyła już umówić się z dziewczyną, która prowadzi dom tymczasowy dla zwierzaków i opiekuje się nimi do czasu znalezienia się dla nich właściciela. Do tego istnieje podejrzenie, że sunia jest w ciąży :no: Dziś, jak próbowałam ją wziąć na ręce i wprowadzić do domu to mnie chciała ze strachu chwycić zębami. Ale wiem, że to ze strachu, bo ona jest ogólnie strasznie przerażona. Po prostu takiej odpowiedzialności w obecnej sytuacji nie byliśmy z M w stanie podjąć. Nie ten moment, gdy sami mamy masę rzeczy do ogarniania, domek do dokończenia,bo już bank ściga i listy wysyła, malutka, sami mamy też psiaka... Ech... co się spłakałam z niemocy i rozdwojenia myśli to moje. Ale mnie siostra jeszcze pocieszyła, bym sobie nie wyrzucała, bo i tak suni pomogliśmy, daliśmy jej schronienie w mroźną noc, daliśmy jedzenie, wykąpaliśmy i zapewniliśmy dalszą opiekę. A teraz Lilcia i jej zdrowie jest dla nas najważniejsze. Och, powiem Wam, że jestem psychicznie wypompowana. Dosłownie. Padam, ze zmęczenia. Brakuje mi możliwości wpierniczenia kilku tabliczek czekolady, żeby się tak zasłodzić, żeby mi było lepiej. Pod koniec ciąży, jak miałam chandrę, to najadłam się słodkiego, napiłam trochę kawy i od razu zrobiło mi się lepiej. Dlatego brak czekolady rekompensuję sobie jakimiś ciasteczkami zbożowymi i budyniami (waniliowym, malinowym) wcinanymi co wieczór. Ech smutno mi. A co najciekawsze, miałam wielką potrzebę, by się z Wami tym podzielić. Bo wiem, że zrozumiecie, tak czuję...

Jedyne, co mi dziś dobrze wryło się w głowę, to Wasze historie o Waszych M. Rozbrajające. A już jak czytałam o kolejnej części przygód Asi i jej M to myślałam, że pęknę ze śmiechu (co dziś było na wagę złota przy moim nastroju). Już widzę Was, jak on chodzi i śpiewa w rytmie disco, a Ty rzucasz tym talerzem :) Cóż, to chyba normalne scenki z życia w związku - burzliwie, słonecznie, deszczowo i tak to oto kręci się to życie.

A no i jeszcze jedno - Milionka, ja trzymam za Ciebie i Twojego synusia kciuki - za jego zdrówko i Twój spokój psychiczny. Wyobrażam sobie, jak musisz się czuć niepewna, niespokojna i zmęczona już tym zamartwianiem się. Ja wiem, że moja historia z tą sunią to nic z porównaniu z zamartwianiem się o zdrowie dziecka - bo sama się martwię o Lilunię. Choć piszę o tej historii, bo zajmowała moje ostatnie dni, ale życzę Ci, aby wszystko się u Was w końcu unormowało i ślę uściski.

Dziewczyny, cieszę się, że jesteście - nie umiem tego wyjaśnić, ale tak jest...
 
Ostatnia edycja:
MieMie ale i tak wyobrażam sobie co czujesz bo moja przyjaciółka jest taką osobą która za każde zwierze wiele by poświęciła ale ostatnio właśnie ze względu na dziecko nie pomogła psu i chodziła potem jak struta. Teraz masz swój priorytet i tu nie ma dwóch zdań kto jest ważniejszy!!!

Oj tak strasznie jestem zmęczona tą huśtawką ale dla małego zniosę wszystko!

I mam tak samo jak MieMie strasznie się cieszę, że jesteście bo bez Was byłoby ciężko!!
 
MieMie, zrobiłaś wszytko co mogliście, ja bym też podjęła taką decyzję jeżeli Cię to pocieszy. A zajęliście się nią wspaniale, a dla poprawy humoru, mój M ułożył tekst pod tą piosenkę: BRACIA FIGO FAGOT - Bożenka [OFFICIAL VIDEO] - YouTube
Aia, ja Cię podziwiam, jak Ty z psem i dzieckiem wychodzisz:tak: My już dawno odpuściliśmy chustę i teraz tylko wózek przez co nie możemy wszędzie chodzić z M i Diśkiem.

millionka, no lekarka inteligencją nie grzeszyła ja nic.

Aj tak krótko bo właśnie wróciłam ze swojego pierwszego od prawie 2 lat spinningu:no:, wcześniej jeszcze rozgrzewałam się na bieżni. Poszłam na trening siłowy na rowerku i bez kitu myślałam, że się zrzygam podczas największego podjazdu, pot się za mnie lał. Ale teraz wzięłam prysznic i mam mega powera więc do 12 jeszcze się pouczę.
 
Ostatnia edycja:
Asia, ja wychodzę z dwoma psami i dwójką dzieci :) nie chwaliłam się ale przedwczoraj poszłam na długi spacer, doszłam od domu pod same góry, zaczynał się las i szlak, było pięknie ale nie miałam czasu się tam zagłębiać. zmachałam się okrutnie z wózkiem z Natalią, Hanią w chuście i dwoma nadpobudliwymi durniami na smyczy :p a twój przebój mnie rozwalił :D mój M padnie jak usłyszy :)

MieMie zrobiłaś dokładnie to co trzeba... zaopiekowałaś się nim i przekazałaś w dobre ręce. pomogłaś mu najlepiej jak się dało :)

milionka - teraz doczytałam tekst lekarki... no szok! a co do choroby to może rzeczywiście nie jest tak źle, ciekawe od kiedy mógłby Szymek pić herbatkę z żurawiny?
 
reklama
Doti jeżeli pójdziesz na terapię z załozeniem, że terapia nie pomoże to będzie trudniej i pewnie dłużej. Nie wiem czy masz zdiagnozowaną nerwicę czy to Twoja diagnoza, ale akurat na to najlepsza jest terapia i daje naprawdę dobre efekty. JAk chcesz o coś w ziązku z terapią popytać to napisz maila moz ejakoś Ci pomogę rozwiązać choć wątpliwości co do jej skuteczności
Miałam każdej coś napisać i tak mi doti w głowie zapadła, że zapomniałam.;-)
U nas MAciej ma strajk jedzeniowy w dzień. Dziś jadł ostatni raz o 3 w nocy, a potem o 9 50 ml i koniec. W nocy natomiast regularnie co 4 godziny:rofl2: I chyba mleko dla alergików nas nie ominie. MA już suche czerwone plamy na rączkach, kupy rzadkie. Nic w środę wizyta u lekarza i zobaczymy:crazy:
 
Ostatnia edycja:
Do góry