U nas pobudka o 6:30, ale Tymka obróciłam na plecy, puściłam karuzelę (której i tak nie widział, bo ciemno jak cholera jeszcze o tej porze - ale ma w panelu lampkę :-)) i tak dokimałam do 7:30 załączając co kwadrans na nowo karuzelę . Punktualnie o 9:15 zasnął i powinien się standardowo za chwilę obudzić. W sumie fajny jest taki rytm. Nie muszę nic robić na złamanie karku jak kiedyś. Wiem, że mam około pół godziny czasu na umycie butelek, ogarnięcie siebie i pokoju, zrobienie sobie śniadanka i przygotowanie kolejnej porcji wrzątku do termosy. Szkoda, że nie jest to godzinka , no ale lepsze to niż nic.
Oho - właśnie się obudził. Obrócę go znowu na plecy, puszczę karuzelę, dokończę śniadanie i posta :-). A potem byle do 12:30 - kolejna drzemka, tym razem dłuższa.
Edit:
MieMie, no co za babiszon z tej lekarki. Znalazła sobie królika doświadczalnego... Co innego, gdyby z góry powiedziała o co chodzi, to byście się mieli prawo zastanowić. A tak? - robicie wyprawę (bo z dzieckiem to jednak wyprawa jest), dziecko ma pewnie drzemkę zarwaną a tu takie hocki-klocki. Ja ogólnie w takich sprawach jestem potulna jak baranek (a raczej jestem jak cielę ), ale przy takim numerze na pewno wyraziłabym swoje zdanie u tej lekarki i szybko przepisałabym się do innego lekarza.
A tak to już chyba jest z tymi lekarzami. Nasza pani pediatra dzień przed przyjęciem Tymka na oddział stwierdziła, że po przeziębieniu nie ma śladu. Sprawdziła gardło, osłuchała go (choć ciężko to nazwać osłuchaniem - tak szybko przykładała słuchawkę stetoskopu że nie wiem czy cokolwiek słyszała). A w szpitalu powiedzieli, że gardło lekko czerwone, coś tam rozpulchnione (ślinianki, migdałki czy coś tam - to już nieważne), osłuchowo świszczący i charczący . Ratuje ją to, że dała to skierowanie do szpitala, bo inny lekarz pewnie by nie dał tylko kombinował nieudolnie po swojemu.
LeRemi, dobre z tymi światłami :-). Jak to mamy nie rozumieją czasem swoich dzieci . A jak to dzieci potrafią cuda czynić... Jedno wsadzi klocek do nosa i ciężko go wyciągnąć, inne wsadzi jakimś cudem głowę między sztachetki w oknie balkonowym (ja ). W sumie... lepiej jak wsadzi klocek do nosa niż połknie baterię albo jakieś chemikalia... .
Oho - właśnie się obudził. Obrócę go znowu na plecy, puszczę karuzelę, dokończę śniadanie i posta :-). A potem byle do 12:30 - kolejna drzemka, tym razem dłuższa.
Edit:
MieMie, no co za babiszon z tej lekarki. Znalazła sobie królika doświadczalnego... Co innego, gdyby z góry powiedziała o co chodzi, to byście się mieli prawo zastanowić. A tak? - robicie wyprawę (bo z dzieckiem to jednak wyprawa jest), dziecko ma pewnie drzemkę zarwaną a tu takie hocki-klocki. Ja ogólnie w takich sprawach jestem potulna jak baranek (a raczej jestem jak cielę ), ale przy takim numerze na pewno wyraziłabym swoje zdanie u tej lekarki i szybko przepisałabym się do innego lekarza.
A tak to już chyba jest z tymi lekarzami. Nasza pani pediatra dzień przed przyjęciem Tymka na oddział stwierdziła, że po przeziębieniu nie ma śladu. Sprawdziła gardło, osłuchała go (choć ciężko to nazwać osłuchaniem - tak szybko przykładała słuchawkę stetoskopu że nie wiem czy cokolwiek słyszała). A w szpitalu powiedzieli, że gardło lekko czerwone, coś tam rozpulchnione (ślinianki, migdałki czy coś tam - to już nieważne), osłuchowo świszczący i charczący . Ratuje ją to, że dała to skierowanie do szpitala, bo inny lekarz pewnie by nie dał tylko kombinował nieudolnie po swojemu.
LeRemi, dobre z tymi światłami :-). Jak to mamy nie rozumieją czasem swoich dzieci . A jak to dzieci potrafią cuda czynić... Jedno wsadzi klocek do nosa i ciężko go wyciągnąć, inne wsadzi jakimś cudem głowę między sztachetki w oknie balkonowym (ja ). W sumie... lepiej jak wsadzi klocek do nosa niż połknie baterię albo jakieś chemikalia... .
Ostatnia edycja: