No, nadrobiłam :-). Od wczorajszego popołudnia jesteśmy w końcu w domu :-). Dzięki Dziewczyny za słowa otuchy :-).
Asia, leżeliśmy na Prokocimiu. NIKOMU nie polecam, przynajmniej oddziału niemowlęcego (II połączony z III). Wszędzie zakazy i nakazy, marudzenie pielęgniarek i lekarzy na niedostosowywanie się do tych zakazów... Tragedia. No bo jak tu się dostosować, jak się 5 nocy ma "przespać" na siedząco w fotelu?? No jak?? Ochrzan za podgrzewacz w pokoju (jedna pielęgniara stwierdziła, że dziecko się poparzy, druga że się szpital puści z dymem), za zabawki na parapecie w środku dnia ("wszystko poleci rano przez okno"), za odwiedziny tatusiów kiedy mamusie zostają w pokoju a już nie daj Boże babci do tego! (zarazki się znoszą)
. Masakra. Naprawdę, całe szczęście że takie fajne dziewczyny (i ich mężowie) mi się trafił w pokoju. A najgorsza była moja przedostatnia noc :-(. Prawie nic nie spałam. Koło 2:00 przyjęli na oddział małego chłopca, z 14-16 miesięcy miał. Przyszedł do sali obok. Sale na Prokocimiu są oddzielone szybami, więc wszystko widać. Po jakimś czasie usłyszałyśmy żałosny płacz. Jak trwał już 10 minut to wstałyśmy popatrzeć a tu chłopczyk siedzi sam w pokoju. Płacze i tak żałośnie „woła” mamę. Rodzice go zostawili i pojechali po rzeczy (czego nie rozumiem, przecież mogło jechać tylko jedno z nich
, wrócili o 5:20 dopiero). Jedna z dziewczyn wzięła misia i chciała mu go zanieść i go uspokoić. I akurat się pielęgniara franca trafiła na korytarzu i dziewczyna dostała ochrzan, że do innych sal się nie wchodzi
(znowu te zarazki...
). Chwilę z nią dyskutowała ale musiała wrócić do sali, nie pozwoliła jej wejść. Oczywiście pielęgniara sama do niego nie weszła. I tak stałyśmy, płakałyśmy i patrzyłyśmy przez szybę jak Bąbel chlipie w łóżeczku, potem już zaczął na siedząco przysypiać i gibać się, ale się nie położył, no bo pewnie czekał na mamę lub tatę :-(. Czekałam tylko aż rąbnie głową w szczeble w łóżeczku... Może wtedy by jakaś franca do niego weszła... Biedne dziecko, co ono musiało czuć :-(. Nie dość że przed chwilą go pokłuli, kroplówkę podłączyli, to teraz zostawili go samego w obcym ciemnym miejscu… No słowo daję, ryczałyśmy jak bobry :-(.
No, a nasz Bąbel wynoszony za wszystkie czasy w tym szpitalu. Teraz żyć nie da, bo będzie chciał być wiecznie na rękach... A mnie już nie tylko boli odcinek lędźwiowy kręgosłupa, ale tez i piersiowy i ten poniżej :-(. Laktacja u mnie oczywiście baj-baj przez to niekarmienie :-(. Odciąganie to jednak nie to co ssanie ssaka. Proces zamarł. Trochę mam pomrożonego, jak już będzie je mógł dostać to dostanie jedną porcję dziennie i na 5 dni starczy. Plus taki, że mogę jeść co chcę
. Ale już mi żal tego leżenia z Bąblem wiszącym na piersi...:-( Nawet nie wiecie jak bardzo. Mimo, że się nie najadał w dzień z piersi, to tak sobie leżeliśmy a on co uciągnął to było jego
. Z resztą... Na początku pamiętam jak się modliłam o to żeby jakimś cudem do jego 3-go miesiąca dociągnąć z tym karmieniem piersią. Tak kiepsko było. No to cel osiągnięty... Dostał teraz Bebilon Pepti i pociągniemy tak jakiś czas. A jego rozdrażnienie przez 2 tygodnie poprzedzające szpital - o czym pewnie tu pisałam, że już na głowę dostaję bo całymi dniami nie śpi i się drze - prawdopodobnie było spowodowane tym lekkim odwodnieniem. W szpitalu po kroplówce jak ręką odjął. Zaczął mi spać w dzień!! :-) I teraz też kima. Szok. Chyba przez najbliższe kilka dni będę wykorzystywała te momenty na odespanie szpitala. Bo 5 nocy spania po 4-5 godzin, z tego 2 w pozycji embrionalnej na fotelu, potem cały dzień zajmowania się Bąblem praktycznie bez jedzenia i sporadycznym sikaniem (no bo jak i kiedy...) dało mi masakrycznie w dupę...
Szkoda tylko, że nasze małe święta (4 października 3 miesiące Tymka i 8 października nasza 1 rocznica ślubu) spędziliśmy w szpitalu :-(.
O rany, ale te M dziwne są
. W sumie u mnie podobnie jak u Was. Ma milion dobrych rad, wszystko wie lepiej, wiecznie zmęczony jest, wszystko jest "zaraz" (u mnie,
katjusza rozkaz nie działa, bo od razu słyszę "zaraz")
. Już mu ostatnio groziłam że zamienię się z nim na urlop macierzyński i jak z nim posiedzi kilka całych dni z rzędu to będzie wiedział o czym mówię, jak mówię że nie mam na nic czasu i że jestem naprawdę zmęczona. Może wtedy nie będzie mi pieprzył, że coś źle robię itp. I nie chodzi o to, że mam syna potworka. Tylko w takich sytuacjach wyciągam Mkowi te wszystkie najgorsze chwile, które z Tymkiem spędziłam przez cały dzień nie mówiąc o tych dobrych
. No cóż, ludzie są różni, to i tatusiowie też. Nie tylko z podejściem do dzieci. Ja, mimo że mam naprawdę kochanego M, to czasem mam na niego takiego nerwa, że zazdroszczę innym Idealnych Mężów
. Chociaż nigdy w życiu bym mojego M na nikogo innego nie wymieniła i nikomu bym go nie oddała
.
Edit:
Aaa, i jeszcze z tym karmieniem. Mój Tymek na szczęście sam sobie po drugim miesiącu wyregulował nocne karmienie (przynajmniej na jakiś czas). Ale jak czytam jak Wy często karmicie Bąble, to naprawdę Wam współczuję... W szpitalu mieliśmy konsultacje z panią diabetologiem (czy jak ona się tam nazywa ta od karmienia dzieci
) i mówiła, że po drugim miesiącu dziecko powinno powoli mieć dłuższą przerwę w nocy. Ostatni posiłek najlepiej koło 23:00 a później dopiero koło 5:00. No i wtedy przypomniałam sobie słowa naszej lekarki z poradni patologii noworodka - mówiła mi dokładnie to samo... Może jednak miała rację z tym dręczeniem mnie
. Ale diabetolog powiedziała, że tak jak karmię czyli ok. 20:00 a potem ok. 4:00 - o ile się w tych godzinach budzi sam - jest jak najbardziej ok. No i ona jedna powiedziała, że wcale nie jest za ciężki. Policzyła na kalkulatorku coś i wyszło jej że jest ok, po prostu jako wcześniak w 1 miesiącu rósł szybciej niż dzieci urodzone o czasie (bo w 9 miesiącu ciąży dzieci najszybciej nabierają masy). A że urodził się już duży (3kg) to stąd ta waga. Ale i tak jest ok. Ponoć ma w 4/5 miesiącu przystopować :-).