irisson, łączę się w bólu...
ja miałam też ciężki dzień, męczący... w sumie całkiem przyjemny bo byłam na spacerze z koleżankami z babyboom z podforum mojego miasta
potem byłam na zakupach, zostawiłam psa w przedsionku w sklepie i nikt go nie ukradł
no i wróciłam do domu. miałam się szybko odrobić ze sprzątaniem, obiadem bo miałam iść do gina na 17, Hania jak na złość postanowiła nie spać, nie mogłam się ogarnąć z tym wszystkim... nie miałam czasu zająć się sterylizacją sprzętu i odciąganiem, dobrze że w zamrażarce mleko miałam, potem przyjechał mój tata, spóźniłam się do lekarza pół godziny a siedziałam całą następną, wróciłam a u mnie moja mama, tata i jeszcze brat, Natalia latała, kąpiele od razu sobie darowałam, poszłam położyć Hanię a ta ponad godzinę płakała, zasnąć nie mogła, w tym czasie rodzice dali Natalii jeść, umyli i położyli i poszli a Hania dopiero teraz zasnęła... (o ile się jeszcze nie przebudzi). Natalia jeszcze gada w łóżku no ale mam ją już "z głowy". męża nie ma, wyszedł o 6 i jeszcze pracują, nie zazdroszczę mu, no ale on myśli pewnie że miałam cały dzień luzu i siedzenia "jak zawsze", szkoda że nikt mi nigdy nie powie nic miłego że jestem taka dzielna i tak dobrze sobie radzę... tzn mówią mi to czasem różne osoby ale nie te najbliższe...
w dodatku i mąż i mama mi zrobili przykrość wczoraj bo planowałam wyjście do lekarza na 17 a potem powiedziałam że chciałabym wrócić po psa i pojechać na trening na 18.30 (mąż mówił że wróci o 18-19 do domu). i zarówno od męża jak i od mamy usłyszałam niemiłe uwagi na temat że chcę jeszcze potem wyjść... no bo ja mam przecież na czole napisane że jestem od sprzątania, prania, gotowania, karmienia dzieci, mycia garów, mąż mógł iść już kilka razy sam na grzyby a jak ja chciałam wyjść na dwie godziny dla własnej przyjemności, odpocząć od tego wszystkiego to jest źle, no bo przecież powinnam sobie odpuścić... tak samo powiedziała mi mama jak powiedziałam że chcę iść na wieczór panieński do koleżanki, że powinnam sobie odpuścić, oczywiście nie pójdę, ciekawe czy mąż pójdzie na kawalerski...
niby wszystko jest ok, wszystko mi się układa i z wszystkim sobie radzę, ale przykro mi w takich sytuacjach
co ja jestem, robot? maszyna? nie zasługuję sobie na relaks i przyjemności czy co
ehh pożaliłam się... idę zrobić kawę żeby mieć siły posprzątać po tym całym dniu... bo jak teraz tego nie ogarnę i jutro wstanę i zobaczę ten bajzel to się chyba rozpłaczę