ja tez myślałam, że będę super hiper matką karmiącą, niestety rzeczywistość boleśnie zweryfikowała moje zapędy, jak wiecie niunia urodziła się dośc mała, bo wazyła tylko 2630 i generalnie jest drobną dziewczynką, no a poza tym miałam cc, więc przez pierwsze 2 dni zupełnie nie miałam pokarmu i niunia była w 100% dokarmiana w szpitalu. W moim szpitalu kładzie się bardzo duży nacisk na karmienie piersią i położne dosłownie godzinami siedzą przy pacjentkach i dzieciach ucząc i instruując jak i co trzeba robić. Moja mała nie mogła poradzic sobie z ssaniem bezpośrednio z brodawek, gdyż ich kształt odbiegał od ideału noworodka, i musiałam użyc kapturków w rozmiarze mini. Strasznie mozolnie nam szła ta nauka, mała wiecznie głodna płakała jak najęta, ja wiecznie zdołowana faktem braku pokarmu płakałam z bezsilności, gdyby nie wsparcie mojego męża, pewnie zupełnie bym się załamała, pomimo cudownej opieki i wielkiej pomocy w szpitalu. Byłam przerażona powrotem do domu i karmieniem małej, fakt ten spędzał mi sen z powiek, jak sobie poradzę z jej karmieniem, gdyż w dalszym ciągu nie dopuszczałam mysli o dokarmianiu sztucznym mlekiem. W szpitalu połozne karmiły ją po palcu strzykawką, ale ta metoda nie jest polecana w domu, gdyż istnieje ryzyko zachłyśnięcia się dziecka, więc wyobrażacie sobie jak beznadziejnie się czułam gdy usłyszałam tę wiadomość.
Pierwszy dzien w domu okazał się być nawet znośny, bo mała przy wielkiej pomocy mojego męża przyssała się do piersi ( chciałam pomału rezygnować z kapturków, gdyż w moim przekonaniu nie wysysała przez nie tak duzo mleka jak bezpośrednio, a każda kropla była na wage złota), niestety koszmar zaczął sie pierwszej nocy. Nie zmrużyliśmy z męzem oka nawet na minutę, małą udało się przystawić przy wielkim krzyku i jazgocie trzy razy, ale ssała dość krótko i zasypiała. Ja płakałam z bezsilności, ona z głodu, a mój mąz powinien dostać nagrodę nobla za wytrwałość. W końcu rano zadzwoniłam do zaprzyjaźnionej położnej po ratunek oraz do siostry, która ma juz 2 letniego synka po pomoc. Znowu w dzień było spokojnie, mała ładnie ssała, ale ja miałam cały czas shiza, że się nie najada i jest głodna, bo mam mało pokarmu.Położna która przyszła do mnie poobserwowała jak wygląda akt karmienia i stwierdziła, żebym nie katowała siebie ani małej i dała jej się porządnie najeść z butelki. Mój mąz już dzien wcześniej kupił wielką puszkę Nana i butelkę Medeli z anatomicznym ssakiem takim jak sutek , czyli dość trudnym dla dziecka. Podświadomie jednak nie byłam gotowa na butelkę, i cały czas wierzyłam, ze będe mogła wykarmić małą własną piersią jak każda idealna matka. Podałyśmy małej butelke medeli, którą oczywiście od razu odrzuciła i szybko zamieniłysmy na avent, z którego samo leciało ciepłe mleczko. Nawet sobie nie wyobrażacie jak strasznie byłam szczęśliwa widząć jak niunia dudni całą butle mleka i oblizuje się ze smakiem. Mi spadł kamień z serca, kompletnie się wyluzowałam, mąż odetchnął, a położna okazała się naprawdę rozsądną kobietą, która nie wpędzała mnie w kompleksy idealnej matki karmicielki. Kolejna noc była idealna
Niunia najedzona jak bąk spała 4 godziny,w nocy przystawiłam ją do piersi i od dziwo zassała się na kilkadziesiąt minut tak, ze sama zasnęła, po kolejnych 3 godzinach znów obudziła się na jedzenie i znów wyssała piers i dostała jeszcze butlę, po czym zasnęła na kolejne 3 godziny.
Jestem przeszczęśliwa, bo wiem, ze moje dziecko jest najedzone, jesteśmy wyspani i nie zestresowani i niezmiernie szczęśliwi, w ciągu dnia przystawiam niunię do piersi, na początku z kapturkiem, a w trakcie usuwam kapturek i przy pomocy męża przystawiamy ją bezpośrednio do wodopoju
Teraz słodko sobie śpi po kolejnej porcji mleka i wiem, że wszystko sie ułoży. Mam wrażenie, że każdego dnia mam też więcej mleka, nie jest to fontanna, ale wiem, że będzie coraz lepiej
Muszę kończyć bo mała się budzi na karmienie i aktualnie nie ma szczęśliwszego momentu dla mnie i mojego męża