Witam wszystkie mamusie i ich pociechy........
zaraz sie chyba potne, bo napisałam długi elaborat do was pełen zwatpienia, rezygnacji i wołania o pomoc, ale coś się stało i go nie ma...nie wiem chyba z tego zmęczenia się nei zalogowałam
Wiec teraz będzie lakonicznie i skróowo bardzo...z góry przepraszam za chaos........
Jestem przerażona........piszę do was, bo potrzebuje usłyszeć głosu podobnych do mnie...potrzebuje wiary, pocieszenia, wsparcia, waszych rad i wniosków.......
jestem osobą, która lubi mieć nad wszystkikm kontrolę, lub chociażby w jakiś sposób kontrolować to co się dzieje wokół niej przy jej udziale w tym wszystkim.
Mam 17mies córcię NAdię i 1,5 mies synka Mikołaja.
Dzieci generalnei grzeczne. NAdia jest spokojniutka, madra, samodzielna jak na swój wiek...zaczyna jesc ładnie łyżeczką, przymierza sie do ubierania....sika w pieluchy
...........przechodzi etap negaci, robienia wszystkiego co dorosli......wymaga duzej konekwencji, stanowczości i ciepła, bo cały czas testuje granice...a charakter też ma niezły i potrafi walczyć o swoje, wiec roboty o nie miara.
brata akceptuje...całuje go , idzie do łóżeczka jk płącze, chce go lulać, ale chce też dawac mu łyżeczke z lekarstwem, itd...........tzn jest za malutka na pewne rzeczy i nie rozumie jego kruchości, wiec muszę ją mieć cały czas na oku.......
najbardziej dobija mnie jak podczas karmienia małęgo ona wyprawa jakieś dziwne rzeczy...np wariuje na łóżku........a ja umieram czy zaraz nie pspadnie na panele (choć nie należe do panikujacych mam i wychowuję małą b. liberalnie...ażwszyscy mi się dziwia)..albo robi coś czego nei moze...ja wtedy w pocuciu swej bezradności musze stanowczym podniesionym głosem zakazać, bywa ze wyrwac małemu cyca i podejsć z nerwem do niej
Mikołaj to dobre dziecko...choć płacze przeraxliwie jak już zacznie w b. wysokim rejstrze...taka moja skrzeczucha.
mam nski próg odpornosci na płacz dzieci i czesto wymiękam.....
Nocami bywa , ze ma kolki.........nie płacze dużo, chwile...ale nie moze psac, gniecie sie, stęka, kwęka...kupy robi dobre..........jem w zasadzie wszystko i nie sadze by to od diety.........
i tak w nocy mamy maratony, ja padnieta, suszrka go tylko wycisza na trochę choć nie zawsze.........i tak przy tym czuwamy oboje....
maż jak jest to pomaga, ale pracuje w PH wiec nie ma go od rana do nocy.
Wczoraj wyjechał rano wróci dzić wieczorem, a ja mam dosc wszystkiego i wszystkich...
nie dam rady.
Nie potrafię tak...nikogo nie zadowlic, gnać od jednego do drugiego kiedy żadne w pełni ani nawet roche nie zadowlone..........bardzo chcę dać dziciom to co im się należy, ale sie nie da...ja wtedy płaczę, warjuje, frustruje sie, bo chce dobrze a nie ma jak...nie ma rąk ani pomysłów.....
mam wrażenie, ze to wszystko toczy sie bez mojej zgody i udziału.......
kąpiele???to mnie przytłacza najbardziej.........
mała pada o 19.00 mały od 18.00 aktywny wypadałoby go wykąpać...i wczoraj tak zrobiłam i to był błąd...efekt.
Mała w pokoju obok sama, troche połakała...ja po wykapaniu małego z sercem które myślałam, ze zaraz mi pęknei poszłam do niej do pokoju nakarmić małego...ale to też trwało...ona głodna.........on nie moze usnać, bo ona hałasuje tymi zabawkami.............
dziewczyny boję sie, ze wpadnę w jakąś depresje/
Jestem spieta i chciałabym zyc jak dawniej, choć kocham swoje dzieci ......
ale w poczuciu takiego załamania i bezradności tylko im szkodzę, a i nie raz mam złosc na obu choć zazwyczaj w danym momencie to nie jest wina żadnego tylko moejej niewydolnmości..........
przepraszam za błędy ale gnam jak szalona..same rozumiecie......