reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Rodzimy - nasze porody, dzieciaczki i życzenia dla rozdwojonych mamuś

Status
Zamknięty i nie można odpowiadać.
Mój poród wyglądał tak:

w poniedziałek byłam na wizycie u lekarza. Wszystko w porządku, rozwarcie bez zmian od prawie miesiąca :baffled:. Powiedziałam jej że chce urodzić w tym tygodniu bo 30 mam egzaminy i musze jechać. Poszła mi na rękę i wypisała skierowanie do szpitala. Tam powiedzieli że założą wieczorem cewnik na rozwarcie. I tak się stało. Całą noc cierpiałam ale jakoś dałam radę iść spać.
Rano mi to wyciągnęli i było 3 cm rozwarcia i jakieś tam skurcze :-) więc na porodówkę.
O 11 rano podłączyli mi kroplówkę z oxy. Skurcze troche silniejsze, regularne co 3 minuty ale rozwarcie nadal na 3 cm :baffled:. Poskakałam sobie na piłce do 12.30, poźniej kazali wejść na łóżko :zawstydzona/y: skurcze regularne co minuta a rozwarcie nadal na 3 cm :confused:
Około 13.30 zaczęło się :szok::szok::szok: Mega bolące skurcze :wściekła/y: tragedia. Już poźniej to modliłam się żeby mi cesarke zrobili bo nie wytrzymywałam. Po każdym skurczu odpływałam gdzieś i się budziłam jak szedł następny. A tu rozwarcie na 4 cm :baffled:
Po 14 dostałam jakiś zastrzyk przeciwbólowy podobno. Położna pocieszyła mnie że urodze do 15 :crazy: Pomyliła się o 20 minut :sorry2: Wiktorek przyszedł na świat o godzinie 15.20 :-D dostał 10 punktów ważył 3700 i długi 56 cm ale nie dali mi go bo był dwa razy owinięty pępopwiną i miał siną główkę.
ale jak mi go przywieźli już było wszystko ok.:-):-):-)
 
reklama
Cześć dziewczyny, gratuluję wszystkim rozpakowanym mamusiom.Wreszcie jestem ale na chwilkę bo mały daje mi nieźle popalić.
Wczoraj dopiero wróciliśmy ze szpitala, a to wszystko za sprawą cholernej infekcji która dopadła mnie na dwa dni przed porodem. W środę o 17 po nieprzespanej nocy wylądowałam na porodówce, zakatarzona z temperaturą pojechaliśmy z mężem rodzić naszego synka. Położna(kobieta anioł) po zbadaniu stwierdziła rozwarcie na jeden palec, skurcze co dwie min. i moje obawy, że to potrwa w nieskończoność. Lekarz badając mnie stwierdził, że po konizacji nie powinno się już rodzić, bo będzie problem z rozwarciem. Około 20 położna po kolejnym masarzu szyjki stwierdziła rozwarcie na cztery palce, ból był już nie do zniesienia a tu dopiero cztery palce, kazali mi chodzić, sama nie bardzo mogłam a mąż z nogą w gipsie nie bardzo mógł mi pomóc choć bardzo się starał, co chwila położna kazała mi bujać się w skurczu na piłce, kucać, leżeć na boku z nogami na nożyce. Ten cały magiel bardzo mnie męczył i już nie miałam siły ale nadzieji dodawały mi postępy w rozwarciu, około 22 miałam na 7 palcy. Z bólu już wyłam, położna poszła po lekarza bo miałam bardzo duży nacisk na pęcherz płodowy a bała się, że jak pęknie to wypadnie pępowina bo główka była jeszcze wysoko. Lekarz przebił go i momentalnie główka zeszła, i wtedy zaczęła się maniana, po trzech dawkach dolarganu nawet odrobinę mi nie ulżyło. Przed jedenastą miałam pełne rozwarcie, położna pyta czy czuję parcie a ja nic no to kazała przeć w skurczu, myślałam, że już nie dam rady,miałam dosyć, tak bardzo chciałam mieć to już z sobą, że jak tylko kazała mi przeć to parłam jak szalona, mąz mnie bardzo dopingował, granatowa na twarzy się robiłam i parłam aż krew z nosa mi zaczęła lecieć. Na przedostatnim skurczu nawet się posikałam ale nie obchodziło mnie to chciałam aby już był koniec, główka wyszła do połowy i stanęła bo po konizacji były blizny i utworzył się na szyjce pierścień który trzymał główkę. Byłam już tak zdesperowana, że położna krzyczła nie przyj a ja parłam czułam jak palcami zsuwa ten pierścień z jego główki, robiła wszystko aby mnie nie nacinać. No i udało się wkońcu wyszedł, Boże nie mogłam w to uwierzyć, że moje słoneczko w końcu jest ze mną, słysząc jego płacz i męża który powtarzał że jestem wspaniała i świetnie się spisałam, że mnie bardzo kocha, to był balsam który ukoił moje cierpienie i wszystko minęło w jednej chwili. Michałek przyszedł na świat 21.01 o 23.35 waga 3510 i 55 cm. Na drugi dzień okazało się, że zlecono szereg badań ze względu na moję zielone wody i łożysko. Wyniki- ostra infekcja, zakarzenie wewnątrz maciczne przez matkę. Tydzień czasu kłuli moje słoneczkoi faczerowali antybiotykami. Jesteśmy już w domku ale męczą go biegunki i bóle brzuszka ale z dnia na dzień będzie lepiej.
To tyle, trochę się rozpisałam ale chciałam się z wami podzielić moimi odczuciami szczegółowo:tak:
 
oj Ela - aż mnie ciary przeszły! dzielna z Ciebie kobieta!! dobrze, że już w domku jesteście - dużo zdrówka zyczę i szybkiego powrotu do formy!!
 
Gratulacje Elka i itamy po drugiej stronie!dzielna z Ciebie kobita-teraz będzie już tylko lepiej!buziaki:-):-):-)
 
Dziew2czyny, wielkie gratulacje dla was. Miałyście ciężkie porody, ale wiadomo, kobieta poradzi sobie ze wszystkim :-D:tak:;-). Życzę zdrówka dla maleństw :-).
 
Witajcie:)
Już jestem ze swoim szcześciem w domku.
Justynka uradziła sie 26.01.2009 o godzinie 19.05.
waga 3860, 58cm, apgar 10, rodziłam sn.
W sobote byli u nas znajomi, wyszli około 1 w nocy, czułam sie rewalacjnie.
Niewiedomo skad nagle około 2 zaczełam wymoitować,dosatałam rozwonienia, oglnie koszmar przez całyn dzień. W niedziele wieczorkiem przjechała moja mama mieszka 700km odemnie. No i zazatowała ze już moge rodzić bo ona urodziła mnie też w ponioedziałek o 8.
Justynka chyba sie posłuchała:) o 1 w nocy zaczełam mnieć skucze co 6min- takie po20s. Wziełam kopiel zeby sie upewnic ze nie miną. o 3 obudziłam Sławka i powiedziałam ze juz pora sie zbierać. około 4 byliśmy w szpitalu.Połozli mnie na patologi, bo porodówka była zajęta. Skórcze sie minimalnie wydłżały, o 13 położli mnie na porodwke.miałam 4cm rozwarcia. I tu ju zaczoło!!!!!!!!!
Podczas badania przebiła sie pęcheż po godzinie podali mi okstocne bo skórcze były wciąż takie samę poród sie nie ozwiłał tak szybko. Walczłam o każdu centymetr, nagoszy był miedz7-8. skurcze tak mocne ze modliłam sie zeby zemdleći nic nie czuć. (czułam sie jakby mnie ktoś do podu opdłaczał i spawdzał ile ieszcze zniose.) Potem już poszło lepiej 9-10 centymetów i weszcie mozna przeć:) może cztery- pieć porzodnych parć i Justnka już na zenątrz. Ulga:)
Oj bez Sławka to jak bym tego nie przeszła był SUPER:)
Jeszcze szycie chuba z godzinę popękałam strasznie.
Mała super grzecznioulka:)
Pozdrawiam wszytkie Mamausie , podziwiam :) bo sama to pezyłam i wiem ze nie jest łatwo.
 
reklama
Witajcie dziewczyny!!!
Od wtorku jesteśmy z Basią w domu. Mój mąż napisał, że urodziła nam się niedzielna kruszynka 3180, 54 cm i 10 pkt:-) Pisałam Wam w sobotę 24.01, że z mężem zrobiliśmy zmasowany atak na maluszka, czyli wszystkie czynności na "S";-) No i podziałało, niesamowite, zupełnie się nie spodziewałam. Zrobiłam jeszcze objad, meksykańskie i pikantne jedzonko, bo wyczytałam że to też podziała. No i tak ok. 20 zaczął mnie brzuch boleć jak na okres, tylko że w odstępach czasowych. Oczywiście myślalam że to te przepowiadające, bo już tak od 3-4 tygodni miałam...no i film oglądaliśmy. O 22 troche bardziej mnie zaczelo boleć, tak co 10-15 min ale spoko więc poszliśmy spać. No i obudził mnie ból brzucha o 2, już baaaardzo mocny, miałam takie 3 co 7 min, poszłam do łazienki pod prysznic i tam resztka czopu mi odeszła, taka krwawa końcówka bo 2 tyg wcześniej odchodził mi cały, więc zadzwoniliśmy do poloznej. Ale ona kazała jeszcze poczekać, wejść do wanny i łyknąć Nospę. Nospy nie łyknęłąm, weszłam do wanny, ale to wcale nie pomagało, ledwo z niej wyszłam...Tak strasznie zaczęło mnie boleć, że zaczełam się ubierać do szpitala, teraz wiedziałam że to już to. Nie radziłam sobie z tym bólem kompletnie, płakałam i zwijałam się z bólu. Bolał mnie brzuch, jajniki i krzyż, tak strasznie:szok: i co 7 min. Mąż o 3 zadzwonił ponownie do położnej. Kazała być w szpitalu o 4.30. Pozbieraliśmy się, ja ciągle stękałam i mówiłam, że jeśli to tak dłużej będzie to ja tego nie wytrzymam:-( Pojechaliśmy, czekała juz na mnie polozna, zbadała mnie co strasznie bolało, w trakcie mialam skurcz i powiedziała że "1 cm. rozwarcia i że to dopiero początek":szok: Przeraziłam się!! Na sali porodowej bylam od 5 i pomyślalam że będę tak cierpiec pewnie parenaście godzin, skoro mam 1 cm i co to będzie skoro ja teraz już nie znoszę tego bólu. Podłaczyła KTG, skurcze takie na 70,80, więc ona mówi że to jeszcze nie to. Kazała chodzić... ja podczas skurczu nie mogłam nic, ani chodzić, ani siedzieć ani tym bardziej wykonywać jakieć pozycje ze szkoly rodzenia. Polozna powiedziala mi ze zle oddycham, za płytko i za szybko. Więc mąż zaczął oddyczać ze mną tak jak pokazala...troche pomagało ,ale mówiłam do męża " ja tego nie wytrzymam, nie dam rady, ja już nie moge itp" a on byl naprawde dzielny. Po tej godzinie cierpień zaczął się expres.:-) O 6 mnie zbadała, 2 cm rozwarcia i stwierdzila że mozna zakladać zzo. Ucieszylam się strasznie. Zaraz przyszedl anestezjolog i podal. Podczas tego mialam jeszccze ze 3 skurcze bardzo bolesne i po 20 min zaczelo dzialac. Mega ulga, nawet odetchnełam, juz nie czulam tak bardzo tych skurczów. O 6.40 badała mnie i odeszły czyste wody i krew i 6 cm:-) Zapomnialam napisać że od początku masowałam brodawki, między tymi bolącymi skurczami. Znów czułam jakieś bóle ale już do wytrzymania. Jakoś tak po 7 nagle zachciało mi sie kupe, czułam że jestem tam przepełniona a ona że to nie kupa, tylko dziecko. Byłam w szoku:szok:, jak to już??? Powiedziala " a teraz kolana do góry i przemy" No to ja prę a ona że źle, że powietrze ma isc w brzuch a nie w twarz. Przekręcili mnie na bok, znowu parte i ja znów że nie moge, krzyczałam do męża "ja nie moge, nie umiem!":-) Polozna mnie motywowała że jeszcze troszke i dziecko wyjdzie, kazala mi dotknąć głowki bo mialam ją już w kroku. Jezu!!! co to za uczucie!! No i sie zawzielam. Mikołaj mnie trzymal za noge, naciskal i mówil że dam rade, ze jeszcze troche, ze dobrze mi idzie więc posluchalam go i wyparlam głowke i reszte. Jeszcze ból, jakby mnie coś rozrywało, pieczenie ale udało się. Była 7.40. Parłam 15 min a wydawało mi się że to trwa 2 godziny:-) Cały poród generalnie od 2 do 7.40. Super!!! Polozna chronila moje krocze, pekla tylko śluzówka i mam 1 szew:-) Polozyli mi małą kruszynkę na brzuchu a ona otworzyla oczki, przykryli ją pieluchami i sie poplakalam z radości, mąż też. Oczywiście przeciął pępowinę a ona lezala na mnie. Moja mala upragniona kruszynka. Płakaliśmy z męzem i się przytulaliśmy. Nie mogłam uwierzyć że to już, tak wcześnie rano i ja jestem po wszystkim:tak: Nawet nie wiem kiedy polozna wyciągnela ze mnie łożysko. Potem mnie opatrywała a mala z tatą na badania a potem polozna pomogla mi ją przystawić do piersi i mala wyssala siarę. Byłam taka szczęsliwa. We wtorek już wyszłyśmy bo obie czulysmy sie dobrze, lekka żółtaczka ale to fizjologiczne:-)
 
Status
Zamknięty i nie można odpowiadać.
Do góry