Witajcie dziewczyny!!!
Od wtorku jesteśmy z Basią w domu. Mój mąż napisał, że urodziła nam się niedzielna kruszynka 3180, 54 cm i 10 pkt:-) Pisałam Wam w sobotę 24.01, że z mężem zrobiliśmy zmasowany atak na maluszka, czyli wszystkie czynności na "S";-) No i podziałało, niesamowite, zupełnie się nie spodziewałam. Zrobiłam jeszcze objad, meksykańskie i pikantne jedzonko, bo wyczytałam że to też podziała. No i tak ok. 20 zaczął mnie brzuch boleć jak na okres, tylko że w odstępach czasowych. Oczywiście myślalam że to te przepowiadające, bo już tak od 3-4 tygodni miałam...no i film oglądaliśmy. O 22 troche bardziej mnie zaczelo boleć, tak co 10-15 min ale spoko więc poszliśmy spać. No i obudził mnie ból brzucha o 2, już baaaardzo mocny, miałam takie 3 co 7 min, poszłam do łazienki pod prysznic i tam resztka czopu mi odeszła, taka krwawa końcówka bo 2 tyg wcześniej odchodził mi cały, więc zadzwoniliśmy do poloznej. Ale ona kazała jeszcze poczekać, wejść do wanny i łyknąć Nospę. Nospy nie łyknęłąm, weszłam do wanny, ale to wcale nie pomagało, ledwo z niej wyszłam...Tak strasznie zaczęło mnie boleć, że zaczełam się ubierać do szpitala, teraz wiedziałam że to już to. Nie radziłam sobie z tym bólem kompletnie, płakałam i zwijałam się z bólu. Bolał mnie brzuch, jajniki i krzyż, tak strasznie

i co 7 min. Mąż o 3 zadzwonił ponownie do położnej. Kazała być w szpitalu o 4.30. Pozbieraliśmy się, ja ciągle stękałam i mówiłam, że jeśli to tak dłużej będzie to ja tego nie wytrzymam:-( Pojechaliśmy, czekała juz na mnie polozna, zbadała mnie co strasznie bolało, w trakcie mialam skurcz i powiedziała że "1 cm. rozwarcia i że to dopiero początek"

Przeraziłam się!! Na sali porodowej bylam od 5 i pomyślalam że będę tak cierpiec pewnie parenaście godzin, skoro mam 1 cm i co to będzie skoro ja teraz już nie znoszę tego bólu. Podłaczyła KTG, skurcze takie na 70,80, więc ona mówi że to jeszcze nie to. Kazała chodzić... ja podczas skurczu nie mogłam nic, ani chodzić, ani siedzieć ani tym bardziej wykonywać jakieć pozycje ze szkoly rodzenia. Polozna powiedziala mi ze zle oddycham, za płytko i za szybko. Więc mąż zaczął oddyczać ze mną tak jak pokazala...troche pomagało ,ale mówiłam do męża " ja tego nie wytrzymam, nie dam rady, ja już nie moge itp" a on byl naprawde dzielny. Po tej godzinie cierpień zaczął się expres.:-) O 6 mnie zbadała, 2 cm rozwarcia i stwierdzila że mozna zakladać zzo. Ucieszylam się strasznie. Zaraz przyszedl anestezjolog i podal. Podczas tego mialam jeszccze ze 3 skurcze bardzo bolesne i po 20 min zaczelo dzialac. Mega ulga, nawet odetchnełam, juz nie czulam tak bardzo tych skurczów. O 6.40 badała mnie i odeszły czyste wody i krew i 6 cm:-) Zapomnialam napisać że od początku masowałam brodawki, między tymi bolącymi skurczami. Znów czułam jakieś bóle ale już do wytrzymania. Jakoś tak po 7 nagle zachciało mi sie kupe, czułam że jestem tam przepełniona a ona że to nie kupa, tylko dziecko. Byłam w szoku

, jak to już??? Powiedziala " a teraz kolana do góry i przemy" No to ja prę a ona że źle, że powietrze ma isc w brzuch a nie w twarz. Przekręcili mnie na bok, znowu parte i ja znów że nie moge, krzyczałam do męża "ja nie moge, nie umiem!":-) Polozna mnie motywowała że jeszcze troszke i dziecko wyjdzie, kazala mi dotknąć głowki bo mialam ją już w kroku. Jezu!!! co to za uczucie!! No i sie zawzielam. Mikołaj mnie trzymal za noge, naciskal i mówil że dam rade, ze jeszcze troche, ze dobrze mi idzie więc posluchalam go i wyparlam głowke i reszte. Jeszcze ból, jakby mnie coś rozrywało, pieczenie ale udało się. Była 7.40. Parłam 15 min a wydawało mi się że to trwa 2 godziny:-) Cały poród generalnie od 2 do 7.40. Super!!! Polozna chronila moje krocze, pekla tylko śluzówka i mam 1 szew:-) Polozyli mi małą kruszynkę na brzuchu a ona otworzyla oczki, przykryli ją pieluchami i sie poplakalam z radości, mąż też. Oczywiście przeciął pępowinę a ona lezala na mnie. Moja mala upragniona kruszynka. Płakaliśmy z męzem i się przytulaliśmy. Nie mogłam uwierzyć że to już, tak wcześnie rano i ja jestem po wszystkim

Nawet nie wiem kiedy polozna wyciągnela ze mnie łożysko. Potem mnie opatrywała a mala z tatą na badania a potem polozna pomogla mi ją przystawić do piersi i mala wyssala siarę. Byłam taka szczęsliwa. We wtorek już wyszłyśmy bo obie czulysmy sie dobrze, lekka żółtaczka ale to fizjologiczne:-)