Gratulacje mamusie!!!!!!!!!!!!:-):-):-):-)
To ja w końcu przedstawie swoje wypociny na temat mojego porodu..
Ja w poniedziałek rano miałam się zgłosić do szpitala bo przeterminowana byłam już osiem dni...skurcze miałam nieregularne i się wyciszały i nic nie zapowiadało rychłego porodu. Punktualnie o ósmej zwarci i gotowi stawiliśmy się z tatuśkiem na izbie przyjęć i grzecznie poczekaliśmy na swoją kolejkę.Po wejściu do gabinetu powiedziałam: dzień dobry! ja przyszłam urodzić bo jestem przeterminowana i już najwyższy czas;-).No więc położna przeprowadziła wywiad po czym zbadała mnie i stwierdziła, że mam ładne rozwarcie na dwa cm, i skierowała na oddział patologii.Tatusiek mnie odprowadził z torbami ,dał dziubaska na drogę ,powiedział, że przyjedzie jutro po pracy a ja szybciutko rozpakowałam się do szafki i przywitałam z dziewczynami w pokoju.Przyniesiono akurat śniadanko (chleb z paprykarzem...) i poproszono mnie na badanie przez lekarza..bardzo młoda i miła pani doktor posadziła mnie na samolot i znowu doświadczyłam tego cudownego uczucia wepchania ręki, aż po samego łokcia w głąb siebie celem sprawdzenia rozwarcia-trzy cm
. Potem usg- na pierwszy rzut oka wszystko ok, tylko nie mogą sie dostać do główki tak samo jak mój lekarz prowadzący bo młoda wygięta dziwnie-ale mam się nie przejmować..Potem zalecenie- pod ktg na dziesięć minut , więc ładuje się do łóżka i położna przypina mnie pasami,po paru minutach przychodzi lekarka i mówi do mnie ,że jedziemy na porodówkę rodzić, mam sie zabierać z tobołami i czeka na mnie na dole.Ja w szoku
,mówie skądże znowu ja nigdzie nie ide, ja chce jeszcze troszke odpocząć na patologi w łóżku, zresztą ja się boję i nie jadłam śniadania...na to położna ,żebym szybko to śniadanko wciągnęła, bo się lekarka zdenerwuje i więcej nie marudziła.Aż mi się uszy trzęsły tak zajadałam ten mój ostatni posiłek,chleb z paprykarzem pozostanie w mojej pamięci do końca życia!!!
No i na porodówkę !!Myślałam ,że mi serducho wyskoczy z piersi tak się denerwowałam ,dzwonie do tatuśka i mówie że jadę na porodówkę a on oki to będe jutro...jakie jutro ???????
faceci...powiedziałam, że zadzwonie jak coś sie rozkręci..i żeby był w gotowości !! Właże na łóżko porodowe, ponowne badanie rozwarcia szyjki-3cm,ktg , kroplówka z oksytocyną i czekam na rozwinięcie ...podchodzi lekarka ze szpikulcem takim długim i mówi, że przebijamy pecherz płodowy,ja że może troszkę później ,ona nie teraz to dobry moment, ja w szoku, nie chce czuć się jak kurczak na rożnie...ale jakos przeżyłam,czuję ciepełko ,leje się ze mnie i mi wstyd ,że tak paskudze cały czas a położna się ze mnie śmieje i niczym się nie przejmuję,pani sprzątajaca lata z mopem i sprząta..
Leże i czekam przed 10 zaczęły odchodzić wody,koło 12 skurcze się nasiliły ,podnieśli mi dawkę i czekam co dalej ...dzwonie do tatuśka, żeby się szykował bo ja sama nie dam rady,pisze esy do znajomych póki mogę.. o 14 skończyła się kroplówka, położna powiedziała ,że zrobimy lewatywę i da mi troszkę odpocząć
. Z lewatywą było ciężko bo nie potrafiłam jej utrzymać ,więc taką light'ową dostałam i potem poplumkałam się troche pod prysznicem,było miło ale mi się znudziło..nie chciałam marnować czasu, więc wróciłam na łóżko i dalej kolejna kroplówka..w tym czasie telefon do tatuśka żeby przyjechał szybciutko bo ja go potrzebuje..a on na to, że jutro przyjedzie bo mu się nie opłaca-szok
- dalej nie dociera do niego że rodzę, wiec mu to uświadomiłam ,że jutro to już będzie za opóźno.. no chyba ,że mi tak źle życzy...Zrozumiał...Około 16 przyjechał tatusiek z teściową..u mnie skurcze super rozwinięte, zaczęłam skakać na piłce, którą mi położna przyturlała bo z kroplówą nie mogłam się nigdzie wywłóczać..fajnie,a przynajmniej o niebo lepiej niż miałabym leżeć na łóżku:
Tatusiek biedny usiadł koło mnie na taboreciku i próbował ogarnąć sytuację,położna się z nas śmiała bo dawalismy sobie dziubaski po czym wpadaliśmy w śmiech a następnie ja zaczynałam chuchać jak mnie bolało..i tak dziwnie chuchałam ,że wszystkich to śmieszyło nawet mnie(przez łzy
)Lekarz jak się napatrzył jak się kręce na tej piłce i chucham jak głupia, powiedział ,że bardzo ładnie rodzę - na co ja ,że chyba oszalał bo nie widzi, że nie rodzę tylko mnie boli i dalej chucham...położna na to żebym tak nie chuchała tylko spokojnie oddychała-wdech nosem -wydech ustami
, jedna seria prawidłowa i znowu przechodzę do chuchania i wszyscy odlatują ze śmiechu!! Tylko nie ja:
Tzn, ja również się śmiałam między skurczami jak miałam siłę i tatusiek mi dawał dziubaski..ale najgorsze było to jak przywieźli do sal obok rodzące dziewczyny, które jęczały w niebogłosy..no i jak jedna zaczęła jęczeć to od razu ja zaczynam chuchać a ta za mną zaraz też krzyczy-tak nam się udzielało!!
Najgorszy moment to jak przyszła teściowa(tak tak, ta co bardzo chciała od samego początku ze mną rodzić) zaczęła do mnie mówić i miziać mnie po plecach i uspokajać a mnie szlag trafiał...
całą swoją wolę skupiłam na tym żeby jej nie urazić i nie wrzasnąć -zostaw mnie w spokoju, nie gadaj do mnie i w ogóle spier.....bo ona tak rolą była przejęta, że próbowała mi wszystkimi sposobami pomóc;D Poprosiłam ją w końcu żeby poszła po tatuśka bo chcę żeby był ze mną ale oczywiście najpierw zrobiła mu wykład jak to powinien o mnie dbać i mi pomagać duchowo i znowu ta sama bajka przychodzi tatusiek i już nie zachowuje się tak jak przedtem, tylko zaczyna nawijać jakieś głupoty i masować po plecach, na co ja już bez ogródek, że go popier...żeby się nie odzywał i mnie nie dotykał bo i tak mi to nie pomaga
tylko trzymał mnie za rękę bo na tym cholipnym łóżku nie ma żadnych uchwytów..położna się śmieje,że puściły mi nerwy..tatusiek krzyczy żebym nie przeklinała, a ja - w pizdu nie moja wina że tu nie ma tych uchwytów!!!!
Kur..kur..dupa dupa-przepraszam!!:
Położna pyta się jakie będzie pierwsze słowo mojej małej a ja -dupa!! Potem mi przeszło...i znowu było jak dawniej tzn. bez głaskania, dotykania, miziania i gadania
Co jakiś czas przychodził lekarz, śmiał się, że jeszcze nie poszłam do domu(bo ostatnim razem to powiedziałam ,że jak tak dalej nic się nie będzie działo to nie będe się męczyła na próżno i idę do domu!!
) i powtarzał, że ładnie rodzę!! Po 17 położna poprosiła mnie żebym wskoczyła z powrotem na łóżko w celu podłączenia pod ktg, co było wyczynem nie lada i odkładałam ten moment jak mogłam w czasie, w końcu koło 17,30 wspólnymi siłami położyli mnie na łóżku a tatuś usiadł w kąciku za moimi plecami. Nawet się nie odwracałam bo nie byłam w stanie..skupiałam się tylko żeby przeżyć te skurcze na leżąco a lekko nie było...modliłam się, żeby to jeszcze nie trwało dłużej niż trzy godziny, no maksa cztery tak do 22 najpóźniej...aż tu nagle poczułam porządne parcie i wydałam z siebie jakiś nieokreślony dżwięk (opis subiektywny-nie pamietam czy się darłam czy charkałam...),który jednak był rozpoznawalny dla położnej i zlecieli się wszyscy i zaczęli mnie obracać na wznak i rozkładać łózko do akcji.. w tym momencie wiedziałam ,że się w końcu rozkręca...zobaczyłam tatuśka, który siedział przerażony i skulony na taborecie i ukrywał twarz w dłoniach..krzyknęłam- uciekaj!!!!! Zerwał się jak poparzony i pognał ile sił w nogach:
A u mnie moment...skurcze parte super sprawa...jeden ,drugi ,trzeci ,czwarty...taka fajna położna blondynka cycata z długimi nogami, mówiła mi co robić-rewelacyjna babka!!! Bardzo mi pomogła:
Nie wiem nawet kiedy młoda była na zewnątrz::-)
Ja w szoku
, zauważam ,że jest podwójnie owinięta pępowiną i słucham tylko czy krzyczy- krzyczy-ulga!!! Była równo 18:
!!!Coś się dzieje ale nie wiem już co bo kładą mi młodą na piersi:
Jest śliczna... wpatruję się w jej buźkę, chcę zapamiętać jak najwięcej szczegółów,żeby mi jej przypadkiem nie podmienili:
Liczę kropeczki na jej nosku, studiuję każdy zakamarek jej twarzyczki!!Jestem szczęśliwa ale nie płaczę(aż dziw!!!!) Młodą zabierają na mierzenia a mnie zaczynają molestować
...porwało mi się łożysko i szyjka...łyżeczkują mi macicę, zszywają szyjkę i zakładają szwy-boliii
(supeeeer myślałam ,że zabiję tego przemiłego lekarza) Chwile to trwało..ale przeżyłam!!!
I tym optymistycznym akcentem zakończę swój wywód!! Z perspektywy czasu stwierdzam, że nie było tak źle
mogę się decydować na następne jak młoda podrośnie:
hahahahahahahaha