No to my juz "po".
Tak jak wczoraj pisalam, wszystko na wariata, zmiana planow w ostatnim momencie i impreza u nas. My goli i weseli bo nastawilismy sie na impreze w niedziele, w dniu urodzin malej, u tesciow, wiec mielismy jeszcze spokojnie sobote na zakupy.
A tu wszyscy stawic sie mieli dzis o jedenastej...dom nieposprzatany, bajzel, lodowka pusta, tortu nie ma. Jedyne w co zdazylam sie wczesniej zaopatrzyc to girlandy i swieczka na tort! Super po prostu.
Zostalam z mala i mama w domu (na szczescie mama byla w u nas, bo bez niej bym sobie nie poradzila) i sprzatalysmy a Marc polecial po zakupy. I ja go nie chce znow wychwalac, ale jak pojechal tak byl po pol godzinie, wszystko kupil, przygotowal stol...ja zdazylam tylko mala przebrac i do sasiadki po serwetki poleciec a pierwsi goscie juz (godzine wczesniej niz sie zapowiedzieli!!) wpadli. Przywitalam ich w progu z odkurzaczem....w spokoju dokonczylam sprzatanie i potem zajelam sie goscmi. Umawialismy sie na jedenasta...jakby nie bylo, nie na dziesiata.
Potem zaraz dojechali tesciowie. Dziecie wcale mi nie plakalo, choc do nikogo na rece isc nie zamierzalo, a tacie to dzis dostala sie specjalna dawka przytulan bo Julka po prostu oszalala...caly czas tata i tata, nawet ode mnie sie wykrecala.
Zrobilismy lekki brunch, potem byly prezenty. Dostala wlasciwie drobne rzeczy, od nas te wymarzona lale ze Szwecji, ktora jej wyjatkowo sie spodobala...klocki, telefon, ksiazeczke i CD z kolysankami po francusku, maskotki..a..i sukienusie z Madgaskaru od brata siostry. Po prezentach wszyscy wybyli na spacer a ja sprzatalam, no i niedlugo potem wszyscy sie rozjechali.
W sumie bylo fajnie, niepotrzebnie sie stresowalam, mala byla w siodmym niebie. Zaraz powklejam fotki, tylko musze wybrac. Aaaa. zgadnijcie co wybrala z tacy...ROZANIEC....chyba trzeba bedzie o nastepne dziecko sie starac....
W sumie ciesze sie ze juz mamy te impreze za soba, i ze jutro, w Julinka urodziny, bedziemy sami mogli cieszyc sie soba.