Witam !!!
Ponieważ u mnie już po wszystkim to też napiszę jak było. Gratulacje dla Mam, które mają już swoje Kruszynki.
U mnie zaczęło się wszystko po północy w czwartek 21.02. wstałam bo siku mi się zachciało i zobaczyłam, ze podkrwawiam, więc za telefon i do położnej. Skurcze mniej więcej co 15 min ale nie bolały za bardzo, położna powiedziała, że odchodzi czop śluzowy i żeby się nie martwić, jak skurcze będą co 5 min albo odejdą wody to jechać do szpitala. No więc nie wiele myśląc położyłam się spać. Obudziłam się o 8 rano wszystko było ok, przynajmniej do momentu kiedy się ruszyłam. Wtedy się zaczęło skurcze były silne i bolące, ale poszłam się wykąpać i między czasie mierzyłam co ile występują okazało się, że są co 1 min, więc znowu za telefon i do położnej, ze już jedziemy do szpitala. W szpitalu byliśmy o 9:40 wypełnianie papierków, przebicie pęcherza bo wody same nie odeszły i lewatywka trwało to jakieś 50 min. Po lewatywie wszystko było jasne, że lada chwila i będzie po wszystkim. Jak wlazłam na łóżko porodowe lekarka kazała słuchać położnej i po 20 min maleńka Małgosia była już z nami. Cały poród trwał 1 g i 15 min z czego ciesze się bardzo bo to pierwsze moje dziecko.
Po porodzie jeszcze szycie i już było dobrze. To nic, że znieczulenie nie zaczęło jeszcze działać kiedy lekarka zaczęła mnie szyć ale tak nas zagadała, że ubaw mieliśmy niezły. Jak miałam skurcze to mówiłam cytuję: " o Jezu jak boli" a lekarka na to oj nie wolno wzywać imienia Pana Boga na daremno, a które to przykazanie?
Oczywiście w stresie nie mieliśmy zielonego pojęcia, które to przykazanie więc przy szyciu zajęliśmy się przypominaniem sobie jak to leciało, mówię wam naprawdę ubaw był po pachy.
No dobra ale to tyle o mojej relacji z porodu, mogę stwierdzić, że było lekko łatwo i przyjemnie.
Wszystkie położne na porodówce stwierdziły, że jestem urodzona po to żeby rodzic dzieci. HeHe ale nie tak szybko następny raz ;-)
Ponieważ u mnie już po wszystkim to też napiszę jak było. Gratulacje dla Mam, które mają już swoje Kruszynki.
U mnie zaczęło się wszystko po północy w czwartek 21.02. wstałam bo siku mi się zachciało i zobaczyłam, ze podkrwawiam, więc za telefon i do położnej. Skurcze mniej więcej co 15 min ale nie bolały za bardzo, położna powiedziała, że odchodzi czop śluzowy i żeby się nie martwić, jak skurcze będą co 5 min albo odejdą wody to jechać do szpitala. No więc nie wiele myśląc położyłam się spać. Obudziłam się o 8 rano wszystko było ok, przynajmniej do momentu kiedy się ruszyłam. Wtedy się zaczęło skurcze były silne i bolące, ale poszłam się wykąpać i między czasie mierzyłam co ile występują okazało się, że są co 1 min, więc znowu za telefon i do położnej, ze już jedziemy do szpitala. W szpitalu byliśmy o 9:40 wypełnianie papierków, przebicie pęcherza bo wody same nie odeszły i lewatywka trwało to jakieś 50 min. Po lewatywie wszystko było jasne, że lada chwila i będzie po wszystkim. Jak wlazłam na łóżko porodowe lekarka kazała słuchać położnej i po 20 min maleńka Małgosia była już z nami. Cały poród trwał 1 g i 15 min z czego ciesze się bardzo bo to pierwsze moje dziecko.
Po porodzie jeszcze szycie i już było dobrze. To nic, że znieczulenie nie zaczęło jeszcze działać kiedy lekarka zaczęła mnie szyć ale tak nas zagadała, że ubaw mieliśmy niezły. Jak miałam skurcze to mówiłam cytuję: " o Jezu jak boli" a lekarka na to oj nie wolno wzywać imienia Pana Boga na daremno, a które to przykazanie?
Oczywiście w stresie nie mieliśmy zielonego pojęcia, które to przykazanie więc przy szyciu zajęliśmy się przypominaniem sobie jak to leciało, mówię wam naprawdę ubaw był po pachy.
No dobra ale to tyle o mojej relacji z porodu, mogę stwierdzić, że było lekko łatwo i przyjemnie.
Wszystkie położne na porodówce stwierdziły, że jestem urodzona po to żeby rodzic dzieci. HeHe ale nie tak szybko następny raz ;-)