reklama
kasik25
Zadomowiona(y)
- Dołączył(a)
- 13 Grudzień 2007
- Postów
- 923
To i ja cos napisze!
Od tygodnia budzilam sie rowno o 3 nad ranem na siku i 27.03 tez sie obudzilam na odwiedzinki wc ale i z bolem brzucha wiec juz nie poszlam spac bo skurcze mialam co 10min a ze zglodnialam to odwiedzilam tez kuchnie!
Gdy mialam skurcze juz co 6min dokonczylam pakowanie torby. Ok 5rano skurcze mialam co 5min wiec zadzwonilam po mame zeby przyjechala do Arusia po 20min juz byla u nas. Po ok 6 zadzwonilismy po taxi -skurcze co 3 min-i pojechalismy na Bytom bo z powodu skaczacych plytek musialam tam rodzic. Na miejscu powiedziano nam ze nie maja miejsca i skieruja mnie gdzie indziej-myslalam ze mnie skreci-skierowali mnie na Rude Sl. bo tam bylo miejsce, zbadali mnie 2x bo chcieli byc pewni ze zdaze dojechac!!! Jechalismy karetka i na miejscu nylismy ok godz 8. Mlody lekarz -co mezowi nie pasilo hi hi- zbadal mnie i kazal zrobic badania pod cesarke ale ja sie nie zgodzilam na cesarke ewentualnie w ostatecznosci to tak, wiec zrobili badanie krwi i lewatywke i fru na porodowke. Fajnie bo do konca moglam chodzic- a przy Arku tak nie bylo! Ok 10 przyszli na moja sale z bobaskiem z cesarki patrzylismy z M na niego i nie moglismy sie doczekac juz naszego w pewnym momencie sie poryczalam sama nie wiem czemu taki kochany byl ten bobasek! Jakies 15 min przed partymi sama sie juz polozylam bo z bolu bioder i nog nie wydolilam juz stac, a pozniej zaczelam juz przec to polozne przylecialy pecherz przebily i fru...
Polozna kazala mi zlapac sie pod kolana a ja do niej-nie nie nie-bo wolalam sie trzymac lozka i przec a on-tak tak tak! No wiec zlapalam sie pod kolana i parlam ... po 10min bylo juz po wszystkim!
Dali mi Dominisia na klatke a ja plakalam z drugiego szczescia. Potem wzieli malego na pomiary a mi lekarz zakladal szewek w srodku i myslalam ze go kopne bo cholernie bolalo, gdy przywiezli juz gotowego Dominisia to przy poloznej przystawialm go do piersi. Czulam sie dobrze jedynie macica mnie tak bolala jak przy porodzie przez ok 4 dni ale dali mi tabletki i w miare przeszlo. W sobote nas wypisali a po 9 dniach poszlismy na slub cywilny kuzyna i wesele i dotrwalam do konca. Porod i imprezka udana
Od tygodnia budzilam sie rowno o 3 nad ranem na siku i 27.03 tez sie obudzilam na odwiedzinki wc ale i z bolem brzucha wiec juz nie poszlam spac bo skurcze mialam co 10min a ze zglodnialam to odwiedzilam tez kuchnie!
Gdy mialam skurcze juz co 6min dokonczylam pakowanie torby. Ok 5rano skurcze mialam co 5min wiec zadzwonilam po mame zeby przyjechala do Arusia po 20min juz byla u nas. Po ok 6 zadzwonilismy po taxi -skurcze co 3 min-i pojechalismy na Bytom bo z powodu skaczacych plytek musialam tam rodzic. Na miejscu powiedziano nam ze nie maja miejsca i skieruja mnie gdzie indziej-myslalam ze mnie skreci-skierowali mnie na Rude Sl. bo tam bylo miejsce, zbadali mnie 2x bo chcieli byc pewni ze zdaze dojechac!!! Jechalismy karetka i na miejscu nylismy ok godz 8. Mlody lekarz -co mezowi nie pasilo hi hi- zbadal mnie i kazal zrobic badania pod cesarke ale ja sie nie zgodzilam na cesarke ewentualnie w ostatecznosci to tak, wiec zrobili badanie krwi i lewatywke i fru na porodowke. Fajnie bo do konca moglam chodzic- a przy Arku tak nie bylo! Ok 10 przyszli na moja sale z bobaskiem z cesarki patrzylismy z M na niego i nie moglismy sie doczekac juz naszego w pewnym momencie sie poryczalam sama nie wiem czemu taki kochany byl ten bobasek! Jakies 15 min przed partymi sama sie juz polozylam bo z bolu bioder i nog nie wydolilam juz stac, a pozniej zaczelam juz przec to polozne przylecialy pecherz przebily i fru...
Polozna kazala mi zlapac sie pod kolana a ja do niej-nie nie nie-bo wolalam sie trzymac lozka i przec a on-tak tak tak! No wiec zlapalam sie pod kolana i parlam ... po 10min bylo juz po wszystkim!
Dali mi Dominisia na klatke a ja plakalam z drugiego szczescia. Potem wzieli malego na pomiary a mi lekarz zakladal szewek w srodku i myslalam ze go kopne bo cholernie bolalo, gdy przywiezli juz gotowego Dominisia to przy poloznej przystawialm go do piersi. Czulam sie dobrze jedynie macica mnie tak bolala jak przy porodzie przez ok 4 dni ale dali mi tabletki i w miare przeszlo. W sobote nas wypisali a po 9 dniach poszlismy na slub cywilny kuzyna i wesele i dotrwalam do konca. Porod i imprezka udana
Tu troche poczytałam i widzę, że większośc porodów poszła jak z płatka
To teraz my :
Poród miałam wywoływany, bo tydzień po terminie i akcji brak; pojechałam w środę 2 kwietnia z torba, nastawiona na rodzenie. Troche przygasiło mnie wzorcowe ktg (miałam nadzieję że pojawi się chciaż jeden, malutki skurczyk, a tu nic!), poszłam na usg i wszystko ok, łożysko wydolne, można jeszcze czekać. Ale ponieważ na dużurze była moja położna Kazia, z która umawiałam sie wcześniej, i bardzo miła lekarka - co najważniejsze - pozytywnie nastawiona do mojego porodu sn - zdecydowaliśmy się z mężem próbować.
O 11:20 podpięli mi oksytocynę, zaczęłam łazić po boksie tam i z powrotem ze stojakiem od kroplówki w łapie, mąż się smiał że tańczę na rurce. A on przygotowywał zajęcia z programowania. I tak chodziłam, chodziłam, chodziłam przez dwie godziny. Jak po dwóch godzinach oznajmiłam położnej że mam 30-sekundowe skurcze co 1,5 min, to podskoczyła, zbadała i oznajmiła radośnie że "widzi tu poród" (ja go widziałam, a właściwie czułam juz nieco wcześniej ).
Potem jeszcze troche pochodziłam po boksie, licząc na to że ci z porodówki rodzinnej szybko sie uwiną i zwolnią salę - bo byłam w boksie na ogólnej - najbardziej mi sie marzyła wanna pełna cieplutkiej wody... W końcu przyszła moja pani Kazia i zaproponowała prysznic, posiedziałam pod nim z pół godziny, dysząc jak rottweiler. Po prysznicu badanie, i panika bo nagle okazało się że zupełnie nieoczekiwanie mam prawie pełne rozwarcie i pęcherz płodowy w pochwie, trzeba go przebic. A potem to sie dopiero zaczęło, jakos na szczęście mało pamiętam z tego okresu Tyle że byłam świadoma co i jak, wiedziałam że teraz ma zejść główka i że koniec blisko. Zaczął sie ruch, naschodziło sie ludzi, mąż masował krzyże, Kazia co chwilę sprawdzała tętno młodego (wzorcowe!), ja ledwo zipałam. A potem zaczęły się trwające wieczność bóle parte (mąż twierdzi że 10 min), no i w końcu, po szalonej pracy przeponą (nie ma to jak zaprawa w chórze!) położyli mi na brzuchu ciepłą mokrą kluchę, która okazała się Wielkim Synem Co sie wtedy czuje to Wam chyba nie muszę pisać
Szczęśliwy tata odciął pępowinę i poleciał myc i ważyć młodego, mnie radośnie zaczęły cerować, i jak nie pisnęłam przez cały poród tak zaczęłam skakać na fotelu przy szyciu. Ale pani doktor rodziła dwa razy i to niedawno więc okazała pełną wyrozumiałość.
Jak przywieźli młodego z radosna wiadomościa że ma 4250g i 63cm, to wszyscy, łącznie ze mną, oniemieli
No i zaczęła sie sielanka, tatus okupował łóżeczko z synem, ja z lodem na brzuchu zaśmiewałam się z nich, dałam młodemu cyca, potem przynieśli mi kolację, zjadłam kromke chleba, popiłam herbata i zrobio mi sie słabo, koniec sielanki.
Znowu zbiegło się mnóstwo ludzi, okazało się że mam krwotok, nie wiadomo czy został kawałek łożyska czy pękła blizna po cc
męża i Jacka usunęli, mnie biegiem na zabiegówkę, blady strach bo trzeba intubować a ja zjadłam kolację. Wszyscy kiwali głowami i mówili: no tak, mamy służbę zdrowia, służba zdrowia zawsze coś musi wymyślić.
A potem obudziłam się już na porodówkowym sin-ie, okazało się że macica cała ale musieli łyżeczkować bo oderwał się jakis wredny kawałek łożyska. Dali mi 4 jednostki krwi (w sumie starczyłyby dwie, ale za dużo zamówili i szkoda było wyrzucić ), nockę spędziłam pod kroplówkami, monitorami i czujnym okiem położnych. A rankiem przewieźli mnie na salę gdzie urzędowały juz trzy mamuśki, dali młodego, śniadanie, i zaczęło sie normalne życie
Siedzielismy w tym szpitalu do poniedziałku, bo mały miał paskudna skórę - czerwoną, łuszczącą, z wysypką. Panie połozne noworodkowe zwalały wine na mnie, że młodego przegrzałam, ja zwalałam wine na nie, że to one go przegrzały pierwszej nocy. Fakt był taki, że w malutkiej salce byłyśmy we cztery + dzieci + osoby odwiedzające, w porywach do 12 osób! Ukrop i duchota. Po drodze jeszcze mój synio zaczął uroczo żółknąć i wydawało sie że nigdy z tego szpitala nie wyjdziemy. W końcu jednak wyprosiłam żeby nas wypuścili, i dobrze, bo od kiedy sama wzięłam młodego w obroty to skóra znacznie sie poprawiła a po żółtaczce nie ma juz śladu.
Podsumowując: mając porównanie cesarki, po której bardzo szybko wróciłam do formy, jak na cc, i porodu sn podkręconego oksytocyną, wybieram stanowczo poród siłami natury. Mimo komplikacji. I cieszę się że sie udało
To teraz my :
Poród miałam wywoływany, bo tydzień po terminie i akcji brak; pojechałam w środę 2 kwietnia z torba, nastawiona na rodzenie. Troche przygasiło mnie wzorcowe ktg (miałam nadzieję że pojawi się chciaż jeden, malutki skurczyk, a tu nic!), poszłam na usg i wszystko ok, łożysko wydolne, można jeszcze czekać. Ale ponieważ na dużurze była moja położna Kazia, z która umawiałam sie wcześniej, i bardzo miła lekarka - co najważniejsze - pozytywnie nastawiona do mojego porodu sn - zdecydowaliśmy się z mężem próbować.
O 11:20 podpięli mi oksytocynę, zaczęłam łazić po boksie tam i z powrotem ze stojakiem od kroplówki w łapie, mąż się smiał że tańczę na rurce. A on przygotowywał zajęcia z programowania. I tak chodziłam, chodziłam, chodziłam przez dwie godziny. Jak po dwóch godzinach oznajmiłam położnej że mam 30-sekundowe skurcze co 1,5 min, to podskoczyła, zbadała i oznajmiła radośnie że "widzi tu poród" (ja go widziałam, a właściwie czułam juz nieco wcześniej ).
Potem jeszcze troche pochodziłam po boksie, licząc na to że ci z porodówki rodzinnej szybko sie uwiną i zwolnią salę - bo byłam w boksie na ogólnej - najbardziej mi sie marzyła wanna pełna cieplutkiej wody... W końcu przyszła moja pani Kazia i zaproponowała prysznic, posiedziałam pod nim z pół godziny, dysząc jak rottweiler. Po prysznicu badanie, i panika bo nagle okazało się że zupełnie nieoczekiwanie mam prawie pełne rozwarcie i pęcherz płodowy w pochwie, trzeba go przebic. A potem to sie dopiero zaczęło, jakos na szczęście mało pamiętam z tego okresu Tyle że byłam świadoma co i jak, wiedziałam że teraz ma zejść główka i że koniec blisko. Zaczął sie ruch, naschodziło sie ludzi, mąż masował krzyże, Kazia co chwilę sprawdzała tętno młodego (wzorcowe!), ja ledwo zipałam. A potem zaczęły się trwające wieczność bóle parte (mąż twierdzi że 10 min), no i w końcu, po szalonej pracy przeponą (nie ma to jak zaprawa w chórze!) położyli mi na brzuchu ciepłą mokrą kluchę, która okazała się Wielkim Synem Co sie wtedy czuje to Wam chyba nie muszę pisać
Szczęśliwy tata odciął pępowinę i poleciał myc i ważyć młodego, mnie radośnie zaczęły cerować, i jak nie pisnęłam przez cały poród tak zaczęłam skakać na fotelu przy szyciu. Ale pani doktor rodziła dwa razy i to niedawno więc okazała pełną wyrozumiałość.
Jak przywieźli młodego z radosna wiadomościa że ma 4250g i 63cm, to wszyscy, łącznie ze mną, oniemieli
No i zaczęła sie sielanka, tatus okupował łóżeczko z synem, ja z lodem na brzuchu zaśmiewałam się z nich, dałam młodemu cyca, potem przynieśli mi kolację, zjadłam kromke chleba, popiłam herbata i zrobio mi sie słabo, koniec sielanki.
Znowu zbiegło się mnóstwo ludzi, okazało się że mam krwotok, nie wiadomo czy został kawałek łożyska czy pękła blizna po cc
A potem obudziłam się już na porodówkowym sin-ie, okazało się że macica cała ale musieli łyżeczkować bo oderwał się jakis wredny kawałek łożyska. Dali mi 4 jednostki krwi (w sumie starczyłyby dwie, ale za dużo zamówili i szkoda było wyrzucić ), nockę spędziłam pod kroplówkami, monitorami i czujnym okiem położnych. A rankiem przewieźli mnie na salę gdzie urzędowały juz trzy mamuśki, dali młodego, śniadanie, i zaczęło sie normalne życie
Siedzielismy w tym szpitalu do poniedziałku, bo mały miał paskudna skórę - czerwoną, łuszczącą, z wysypką. Panie połozne noworodkowe zwalały wine na mnie, że młodego przegrzałam, ja zwalałam wine na nie, że to one go przegrzały pierwszej nocy. Fakt był taki, że w malutkiej salce byłyśmy we cztery + dzieci + osoby odwiedzające, w porywach do 12 osób! Ukrop i duchota. Po drodze jeszcze mój synio zaczął uroczo żółknąć i wydawało sie że nigdy z tego szpitala nie wyjdziemy. W końcu jednak wyprosiłam żeby nas wypuścili, i dobrze, bo od kiedy sama wzięłam młodego w obroty to skóra znacznie sie poprawiła a po żółtaczce nie ma juz śladu.
Podsumowując: mając porównanie cesarki, po której bardzo szybko wróciłam do formy, jak na cc, i porodu sn podkręconego oksytocyną, wybieram stanowczo poród siłami natury. Mimo komplikacji. I cieszę się że sie udało
kasik25
Zadomowiona(y)
- Dołączył(a)
- 13 Grudzień 2007
- Postów
- 923
Hym bez bolu sie nie obylo ale ciesze sie ze trwal tylko tyle a na impre poszlam bo nie bylam szyta wiec i dobrze sie czulam a co tam raz sie zyje co nie?!!:-):-)Kasik to proód rewelka miałs i od razu na impre poszłaś podziwiam:-)
ninjacorps
Marcóweczka 2008
Remeny - no też miałaś trochę przygód i trochę strachu Fajnie, że udało Ci się sn, bo tak tego chciałaś...
Befatka1982
Entuzjast(k)a
No moze mi sie uda tym razem opisac moj poród.
W nocy z 28na 29marca wstalam sobie do kibelka i poczulam silny bol brzucha myslalam ze za dlugo 3malam mocz wiec dlatego.Zrobilam co trzeba i poszlam dalej spac
Ok 8.00 J. wrocil z pracy zdazylismy miec mala wymiane zdan i szczelilam focha.Nagle poczulam jakby pekniecie i straszny bol jak przy okresie .Ze byl to dzien wyznaczony jaka data porodu ucieszylam ze moze to juz.:-)Wstalam z lozka i po 1kroku padlam na kolana i zaczelam sie zwiajc i wyc z bolu.
Skurcze od samego poczatku byly bardzo silne i b.niereguralne co 8-20-7i 5 min.Poczulam sie zawiedziona bo wszyscy mowili ze ten bol najpierw jest slaby a tu taki strzal. Zajadlam sniadanie obejrzelismy 2 filmyz pauzami na skurcze:-)Pozniej wygonilam J spac a sama siedzialam przed kompem i miedzy skurczami pisalam na gg i bb,no i nawijalam na skypie ze znajomymi.Jak przychodzil skurcz musialm chodzic albo robic przysiady przy np.wannie .Tak wiec dreptalam sobie miedzy lazienka a kompem.
Ok.21 juz nie dawalam rady moczylam sie w wannie az bylam juz cala pomarszczona wzielam 2 paracetamole i stekalam
O 23 obudzilam Jacka i zadzwonilismy na pager do poloznej oddzwonila i ziewjac caly czas kazala przyjechac.
Weszlismy na porodówke a tam nikogo nie ma pusto i cicho.Mowie do J.choc uciekamy bo to wyglada jak scena z horroru.Z za rogu wylonila sie polozna i strasznie mnie wystradszyla.Ucieszylam sie bo trafilam na ta polozna co chcialam.Zbadala mnie a tam 5cm rozwarcia ja ucieszona ze bol przez tyle godzin nie poszedl na marne i mowie do J no jeszcze 5h max i juz bedzie po wszystkim.Pozniejchodzilam, skakalam,kucalam, kleczalam i wdychalam gaz rozweselajacy jak u dentysty.Bylam juz na haju polozna i Jacek zaczeli opowidac dowcipy a ja sie smialam i stekalam na przemian.Po kolejnych 3 godz kolejne bedanie i tylko 6cm.Zalamka.Polozna idac na przerwe stwierdziala ze mam wysoki prog bolowy bo JESZCZE sie smieje, a mnie wlasnie dopadly jeszcze wieksze skurcze milam rodzic w wannie ale po przerwie poloznej juz plakalam jak bobr i blagalam o epidural.
No i zlecialo sie stado ludzi pol.przebila mi pecherz pl.polecialo kilka kropli i dostalam znieczulenie.Nie chwycilo mi lewej strony wiec dostalam konska dawke ale i tak nie dzialalo do konca ciagle czulam bol w podbrzuszu z lewej strony.Przestrawilismy jeszcze zegary na czas letni i o 9 zmiana warty.Dostralam czarnoskora studentke PADITOR i hinduska polozna ANY.Obie super babki.Przyszedl lekarz popatrzyl,kazal zjesc sniadanie odpaczac i rodzimy.
Wyslalam J.zeby tez poszedl cos zjesc odpoczac i ma wracac o 11.
O 11 znowu przyszedl lekarz powiedzial ze mam czas do 13 pozniej mnie pokroji wiec mam sie sprezac. znowu pobrali mi krew kolejna dawka leków.Wygonilam J za dzrzwi oddalam sniadanie(wymioty)chwile polezalam i na cale szczescie bylojuz upragnione 10cm.Zaczelam przec ale glowka ciagle byla wysoko
Jacek ciagle chlodzil mnie mokra sciereczka bo przez ostatnie kilka godz.mialam wysoka goraczke i informaowal mnie o postepach porodu;-)Wspieral mnie caly czas i powtarzal ze jestem dzielna ze dam rade i ze jest ze mnie b.dumny co dawalo mi kopa i sily na kolejny push... po ponad godzinie wylonila sie glowka.Jeszcze 2 parcia i mala wyskoczyla ze mnie jak z procy widzialam tylko jak sie pepowina rozwiaja.Po odcieciu pewpowiny podali mi ja na brzuszek i to byla nasza najpiekniejsza chwila w zyciu.Spojrzlismy z J na siebie i oboje mielismy lzy w oczach nie musielismy nic mowic wszystko bylo wiadomo.Poród b.nas do siebie zblizyl jestem szczesliwa ze moglismy dzielic chwile narodzin Naszej Córeczki.Po 29h i 41min urodzilismy ;-)Kaye 30.03.08 o 13.11 Kocham Was moje Robaczki...
Pozniej juz tylko cerowanie mamusii zostawili nasza 3jeczke samych zebysmy mogli sie soba nacieszyc
Rodzilam w szpit. który wszyscy mi odradzali a nie wyobrazam sobie zebym mogla miec gdzies fajniejsza obsluge.Nowa sala 1osobowa z lazienka wanna z masazem(nie mialam okazji przetestowac)Dobry sprzet i super wygodne lozko No i wszystko za free...
Przepraszam za dlugosc jak ktos dotrwal do konca to gratuluje i dziekuje:-)
W nocy z 28na 29marca wstalam sobie do kibelka i poczulam silny bol brzucha myslalam ze za dlugo 3malam mocz wiec dlatego.Zrobilam co trzeba i poszlam dalej spac
Ok 8.00 J. wrocil z pracy zdazylismy miec mala wymiane zdan i szczelilam focha.Nagle poczulam jakby pekniecie i straszny bol jak przy okresie .Ze byl to dzien wyznaczony jaka data porodu ucieszylam ze moze to juz.:-)Wstalam z lozka i po 1kroku padlam na kolana i zaczelam sie zwiajc i wyc z bolu.
Skurcze od samego poczatku byly bardzo silne i b.niereguralne co 8-20-7i 5 min.Poczulam sie zawiedziona bo wszyscy mowili ze ten bol najpierw jest slaby a tu taki strzal. Zajadlam sniadanie obejrzelismy 2 filmyz pauzami na skurcze:-)Pozniej wygonilam J spac a sama siedzialam przed kompem i miedzy skurczami pisalam na gg i bb,no i nawijalam na skypie ze znajomymi.Jak przychodzil skurcz musialm chodzic albo robic przysiady przy np.wannie .Tak wiec dreptalam sobie miedzy lazienka a kompem.
Ok.21 juz nie dawalam rady moczylam sie w wannie az bylam juz cala pomarszczona wzielam 2 paracetamole i stekalam
O 23 obudzilam Jacka i zadzwonilismy na pager do poloznej oddzwonila i ziewjac caly czas kazala przyjechac.
Weszlismy na porodówke a tam nikogo nie ma pusto i cicho.Mowie do J.choc uciekamy bo to wyglada jak scena z horroru.Z za rogu wylonila sie polozna i strasznie mnie wystradszyla.Ucieszylam sie bo trafilam na ta polozna co chcialam.Zbadala mnie a tam 5cm rozwarcia ja ucieszona ze bol przez tyle godzin nie poszedl na marne i mowie do J no jeszcze 5h max i juz bedzie po wszystkim.Pozniejchodzilam, skakalam,kucalam, kleczalam i wdychalam gaz rozweselajacy jak u dentysty.Bylam juz na haju polozna i Jacek zaczeli opowidac dowcipy a ja sie smialam i stekalam na przemian.Po kolejnych 3 godz kolejne bedanie i tylko 6cm.Zalamka.Polozna idac na przerwe stwierdziala ze mam wysoki prog bolowy bo JESZCZE sie smieje, a mnie wlasnie dopadly jeszcze wieksze skurcze milam rodzic w wannie ale po przerwie poloznej juz plakalam jak bobr i blagalam o epidural.
No i zlecialo sie stado ludzi pol.przebila mi pecherz pl.polecialo kilka kropli i dostalam znieczulenie.Nie chwycilo mi lewej strony wiec dostalam konska dawke ale i tak nie dzialalo do konca ciagle czulam bol w podbrzuszu z lewej strony.Przestrawilismy jeszcze zegary na czas letni i o 9 zmiana warty.Dostralam czarnoskora studentke PADITOR i hinduska polozna ANY.Obie super babki.Przyszedl lekarz popatrzyl,kazal zjesc sniadanie odpaczac i rodzimy.
Wyslalam J.zeby tez poszedl cos zjesc odpoczac i ma wracac o 11.
O 11 znowu przyszedl lekarz powiedzial ze mam czas do 13 pozniej mnie pokroji wiec mam sie sprezac. znowu pobrali mi krew kolejna dawka leków.Wygonilam J za dzrzwi oddalam sniadanie(wymioty)chwile polezalam i na cale szczescie bylojuz upragnione 10cm.Zaczelam przec ale glowka ciagle byla wysoko
Jacek ciagle chlodzil mnie mokra sciereczka bo przez ostatnie kilka godz.mialam wysoka goraczke i informaowal mnie o postepach porodu;-)Wspieral mnie caly czas i powtarzal ze jestem dzielna ze dam rade i ze jest ze mnie b.dumny co dawalo mi kopa i sily na kolejny push... po ponad godzinie wylonila sie glowka.Jeszcze 2 parcia i mala wyskoczyla ze mnie jak z procy widzialam tylko jak sie pepowina rozwiaja.Po odcieciu pewpowiny podali mi ja na brzuszek i to byla nasza najpiekniejsza chwila w zyciu.Spojrzlismy z J na siebie i oboje mielismy lzy w oczach nie musielismy nic mowic wszystko bylo wiadomo.Poród b.nas do siebie zblizyl jestem szczesliwa ze moglismy dzielic chwile narodzin Naszej Córeczki.Po 29h i 41min urodzilismy ;-)Kaye 30.03.08 o 13.11 Kocham Was moje Robaczki...
Pozniej juz tylko cerowanie mamusii zostawili nasza 3jeczke samych zebysmy mogli sie soba nacieszyc
Rodzilam w szpit. który wszyscy mi odradzali a nie wyobrazam sobie zebym mogla miec gdzies fajniejsza obsluge.Nowa sala 1osobowa z lazienka wanna z masazem(nie mialam okazji przetestowac)Dobry sprzet i super wygodne lozko No i wszystko za free...
Przepraszam za dlugosc jak ktos dotrwal do konca to gratuluje i dziekuje:-)
iza&marcin
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 6 Sierpień 2007
- Postów
- 423
Chyba jeszcze u mnie burza hormonow trwa bo mam lzy w oczach
Piekne
Piekne
reklama
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 5
- Wyświetleń
- 2 tys
- Odpowiedzi
- 31
- Wyświetleń
- 4 tys
- Odpowiedzi
- 29
- Wyświetleń
- 18 tys
Podziel się: