Mońcik
Entuzjast(k)a
- Dołączył(a)
- 13 Marzec 2007
- Postów
- 507
Zacznę pokornie, że nic mi nie dało to użalanie się nad sobą.
Marcin wcisnął mi laptopa z forum i kazał czytać, jak Madzia i reszta się przejmuje.
Wiem, że tak jest...
Wczoraj, gdy bylam u Mai, widzialam, że już się męczy, zganiałam to na leki uspakajające, ale w głebi serca wiedziałam, że dotychczas każde jej schodzenie z respiratora odbywało się łagodniej. W nocy miałam koszmary, a na koniec ten, w którym widziałam jak moje dziecko umiera - obudziłam się z płaczem. W takim nastroju powędrowaliśmy na wizytę, wchodzimy i widzimy, że Maja znowu w śpiączce i pod respiratorem. Załamka, wykrztusiłam tylko beznadziejne "wiedziałam" i w płacz.
Mimo, ze na dyżurze był najbaardziej optymistyczny wg mnie dr, to nie miał dla nas dobrych wiadomości.
Dowiedzieliśmy się, że o 2.00 w nocy Maja nie radziła sobie, gazometria wykazała 117 dwutlenku węgla, gdzie norma jest ok 40 !!!
I znowu ten drętwy widok, dziecko głęboko uśpione, podeschnięty języczek...90% tlenu na respiratorze.
Wróciłam do hotelu, Marcin przywiózł paczkę Eve...jedno spojrzenie na rysuneczek malowany małą rączką...ja w płacz. Krzyżyk już wisi u małej na łóżeczku. Codziennie modlę się nad Majeczką. Dziękuję...
Kolejna wizyta, już bardziej oswoiłam się z widokiem Spiącej Królewny cd. Już powoli mrugała powiekami, minimalnie zaciskała paluszki na moich dłoniach.
Wracam do hotelu, czytam wspaniałe książki od Hakera, które wskazują na wspaniałe dzialanie Boga, na to jak wystawia na próbę itp. Znowu dotarło do mnie, że trzeba się pozbierać, lekarz mowi, że po wzmocnieniu malej będzie kolejna próba ekstubacji i tak do skutku, Marcin pała optymizmem, pozwala mi na każdą przyjemność(zakupy lekarstwem na handrę?)...i tak zmuszona jestem do dalszej walki. Ja się nie poddałam, ja nie zwątpiłam - zasłabłam heh...
Bo to życie ciężkie jest, ale Majcik cały czas jest wśród nas Kochanie moje...
MADZIK - wcale nie mam dosyć Twoich sms i tel...ale w tamtym momencie slyszalabyś tylko mój płacz. A Ty aż za dobrze znasz to cierpienie, i tak bardzo nas przeżywasz...
Marcin wcisnął mi laptopa z forum i kazał czytać, jak Madzia i reszta się przejmuje.
Wiem, że tak jest...
Wczoraj, gdy bylam u Mai, widzialam, że już się męczy, zganiałam to na leki uspakajające, ale w głebi serca wiedziałam, że dotychczas każde jej schodzenie z respiratora odbywało się łagodniej. W nocy miałam koszmary, a na koniec ten, w którym widziałam jak moje dziecko umiera - obudziłam się z płaczem. W takim nastroju powędrowaliśmy na wizytę, wchodzimy i widzimy, że Maja znowu w śpiączce i pod respiratorem. Załamka, wykrztusiłam tylko beznadziejne "wiedziałam" i w płacz.
Mimo, ze na dyżurze był najbaardziej optymistyczny wg mnie dr, to nie miał dla nas dobrych wiadomości.
Dowiedzieliśmy się, że o 2.00 w nocy Maja nie radziła sobie, gazometria wykazała 117 dwutlenku węgla, gdzie norma jest ok 40 !!!
I znowu ten drętwy widok, dziecko głęboko uśpione, podeschnięty języczek...90% tlenu na respiratorze.
Wróciłam do hotelu, Marcin przywiózł paczkę Eve...jedno spojrzenie na rysuneczek malowany małą rączką...ja w płacz. Krzyżyk już wisi u małej na łóżeczku. Codziennie modlę się nad Majeczką. Dziękuję...
Kolejna wizyta, już bardziej oswoiłam się z widokiem Spiącej Królewny cd. Już powoli mrugała powiekami, minimalnie zaciskała paluszki na moich dłoniach.
Wracam do hotelu, czytam wspaniałe książki od Hakera, które wskazują na wspaniałe dzialanie Boga, na to jak wystawia na próbę itp. Znowu dotarło do mnie, że trzeba się pozbierać, lekarz mowi, że po wzmocnieniu malej będzie kolejna próba ekstubacji i tak do skutku, Marcin pała optymizmem, pozwala mi na każdą przyjemność(zakupy lekarstwem na handrę?)...i tak zmuszona jestem do dalszej walki. Ja się nie poddałam, ja nie zwątpiłam - zasłabłam heh...
Bo to życie ciężkie jest, ale Majcik cały czas jest wśród nas Kochanie moje...
MADZIK - wcale nie mam dosyć Twoich sms i tel...ale w tamtym momencie slyszalabyś tylko mój płacz. A Ty aż za dobrze znasz to cierpienie, i tak bardzo nas przeżywasz...