Kochane dziekuje za slow...tak Babci odeszla, bylam prawie do konca..ale koniec nadhcodzil dluugo..cierpiala az serce krwawilo a my nie moglismy nic zrobic procz modlitwy, glaskania, morfiny..
ale staralismy sie ...w ostatnich chwilach swego cierpienia wolala swa niezyjaca mame i meza...juz wtedy przekraczala granice...Zmarla okolo 4:30, a agonia trwała od pond doby
wiem ze juz nie cierpi, ze juz nic nie boli, ze juz tylko bedzie miala lepiej..mi nie pozostalo nic innego procz modlitwa..pogrzeb juz zalatwiony..piatek 12:15...
Ciesze sie ze moglm byc Jjej pomocna choc swa modlitwa i obecnoscia, dotykiem..bo dotyk zostaje do konca,,jak bol...
Moniu dziekuje raz jeszcze..dotad nie zaplakalam otwarcie..lecz czytajac Cie..lzy poplynely..kochana jetes, i dziekuje Ci za to...
a świadectwo przeczytalam...wierze w to i ..musze sobie duzo poukladac w glowie...
ah powiem cos jezcze..nad lozkiem babci wisial zegar z wahadelkiem, niedzilajacy z powodu slabych baterii, wskzowka tylko lekko drgal..corka babci napisalam mi niedawno ze ...zegar sam zaczal chodzic..godzina jest prawidlowa...
przepraszam ze tutaj wszystko opisuje..ale spotkalam sie z wasza zyczliwosci i dlategoz mialam ochote wam to wszystko opisac..czuje zal, smutek, serce rozdarte le jednoczesnie spokoj..wielki spokoj....