KubyMama
Kubomanka
- Dołączył(a)
- 15 Listopad 2007
- Postów
- 503
Dzięki , zaraz lżej na sercu...
Kubuś już chyba trochę rozumie, że jestem chora, choc przy nim staram się udawac zdrową mamę, czasem jednak nie wychodzi. Często mnie pyta: "Mamo, chora jesteś, boli Cię?", a Rodzice opowiadają, że czasem mówi, że go szyja boli i kładzie się na podłogę (ja tak czasami robię, gdy wydaje mi się, że nie utrzymam szyi, tak ją wykręca, jakby chciała mnie rozerwac i boli przeokropnie - jak dziś...).
Chciałabym mu oszczędzic tego widoku, czasem nie mam takiej możliwości. Chciałabym byc super mamą, która robi z nim karuzelę, szaleje na podwórku i wciąż się uśmiecha... Myślę jednak, że to dzięki niemu i tak więcej robię niż gdyby go nie było. Mobilizuję się, sprężam i jakoś staram się, żeby miał jak najlepiej...
Kiedyś rehabilitantka mi powiedziała, że ciężko mi będzie z dzieckiem, bo nie będę mogła go nosic na rękach... Faktycznie tylko czasami go biorę i to na krótko, a kiedy brak mi sił mówię, żeby szedł do taty. Kiedy się uderzy - biegnie do tatusia, do mnie nie chce na ręce - do tatusia jest przyzwyczajony, nie mam mu tego za złe...
Na jego chrzcie mieliśmy akurat okropną pogodę. Pamietam, ktoś mi powiedział, żebym wzięła go na ręce do zdjęc, a mnie tak bolało, wiedziałam, że jak go wezmę, to będzie mnie jeszcze bardziej wykręcac i bolec. Trzymam go na paru zdjęciach, ale nie są to fajne fotki... A już to, że ktoś, wiedząc o mojej chorobie wypomina mi podczas chrztu, że nie biorę dziecka na ręce lekko mówiąc mnie wnerwiło. I tak trzymałam go podczas całego obrządku... Nosiłabym go całymi dniami, gdybym mogła.
A, jeszcze przypomniało mi się jak na noworodkach po porodzie jakaś piguła nakrzyczała na mnie, że nie karmię Kubusia prawą piersią. Wtedy moja siostra, też piguła nie wytrzymała i powiedziała jej do słuchu, że jestem chora, że ciężko. Ja tylko płakałam...
Ale się rozpisałam...
Maju
[*]
[*]
[*]
Kubuś już chyba trochę rozumie, że jestem chora, choc przy nim staram się udawac zdrową mamę, czasem jednak nie wychodzi. Często mnie pyta: "Mamo, chora jesteś, boli Cię?", a Rodzice opowiadają, że czasem mówi, że go szyja boli i kładzie się na podłogę (ja tak czasami robię, gdy wydaje mi się, że nie utrzymam szyi, tak ją wykręca, jakby chciała mnie rozerwac i boli przeokropnie - jak dziś...).
Chciałabym mu oszczędzic tego widoku, czasem nie mam takiej możliwości. Chciałabym byc super mamą, która robi z nim karuzelę, szaleje na podwórku i wciąż się uśmiecha... Myślę jednak, że to dzięki niemu i tak więcej robię niż gdyby go nie było. Mobilizuję się, sprężam i jakoś staram się, żeby miał jak najlepiej...
Kiedyś rehabilitantka mi powiedziała, że ciężko mi będzie z dzieckiem, bo nie będę mogła go nosic na rękach... Faktycznie tylko czasami go biorę i to na krótko, a kiedy brak mi sił mówię, żeby szedł do taty. Kiedy się uderzy - biegnie do tatusia, do mnie nie chce na ręce - do tatusia jest przyzwyczajony, nie mam mu tego za złe...
Na jego chrzcie mieliśmy akurat okropną pogodę. Pamietam, ktoś mi powiedział, żebym wzięła go na ręce do zdjęc, a mnie tak bolało, wiedziałam, że jak go wezmę, to będzie mnie jeszcze bardziej wykręcac i bolec. Trzymam go na paru zdjęciach, ale nie są to fajne fotki... A już to, że ktoś, wiedząc o mojej chorobie wypomina mi podczas chrztu, że nie biorę dziecka na ręce lekko mówiąc mnie wnerwiło. I tak trzymałam go podczas całego obrządku... Nosiłabym go całymi dniami, gdybym mogła.
A, jeszcze przypomniało mi się jak na noworodkach po porodzie jakaś piguła nakrzyczała na mnie, że nie karmię Kubusia prawą piersią. Wtedy moja siostra, też piguła nie wytrzymała i powiedziała jej do słuchu, że jestem chora, że ciężko. Ja tylko płakałam...
Ale się rozpisałam...
Maju
[*]
[*]
[*]