To znowu ja...wyszliśmy na obiad, wyciągnęlam laptopa na stół i szpanuję he he he !!!
Tak jak Doris przekazala, prof Wojtalik smial się, że jego prawa ręka, lekarz dyżurny po raz pierwszy od wieków mógł powiedzić, że dyżur był naprawdę nudy, bo spodziewali się sporo ratowań Mai. Wszyscy jesteśmy mile zaskoczeni, bo dziecko naprawdę się stabilizuje. Oczywiscie jest głęboko uspiona i tak zostanie napewno do poniedziałku, bo jak bedzie tak dobrze, to w poniedzialek zamkną mostek Majeczce. Siostry tam doglądają małej non stop, Maja czysciutka, swiezuchna i pachnąca...cud miód...kochaniutka.
Dziś prof był w dobrej formie i rozmowa z nami byla konkretna bo wczoraj przyznał, że był wyczerpany po operacji. Okazuje sie, że nie bylo tak łatwo dojść do jej tętnic, inaczej wygladaly w rzeczywistosci niz na zdjęciach, trzeba sie było do nich dokopać az w rejon żeberek, ale udało się. Takze cały brzusio malej był naruszony, stąd potrzeba tego otwartego mostku, by latwiej zeszły wew obrzęki po tym "szturchaniu".
Czujemy ogromną ulgę choć stale przypomina się nam, że wszystko jest jeszcze w fazie gojenia i jej stan moze sie stale zmieniac. Ale juz odstawiono pare leków, zaczyna sie zmniejszanie powaznych dawek dopingujących...wszyscy boimy sie powiedziec na glos, że zmierza to ku lepszemu...
Sam profesor przyzanl, że nie jest Bogiem i to co mógł zrobić zrobił, reszta w rękach najwyższego. Oj już ja to wiem najlepiej, ile od Boga zależy i jak bardzo go o to prosimy...bo walka o Maję trwala, dokladnie tak jak wcześniej Karlam to ujęla.
Kurcze rozpisałam się
Wyobrazcie sobie, ze Pani redaktor wyjechala dopiero dziś, wzruszona tak samo jak my wszyscy. Planuje naprawde konkret material, W niedziele beda zdjecia do gazety. Profesor choć nie przepada za mediami, zgodził sie na ujawnienie naszego problemu publicznie...bo chcemy pokazać, że są historie, które mają piękne zakończenie.