Postanowiłam podzielić sie z Wami opisem przyjscia na swiat mojej coreczki sprzed 2 lat :
14.05.2011
Obudziłam się ok. 5:00 zmęczona, obolała, miałam już dość czekania, wielkiego brzucha, zgagi i bólu niemalże wszystkich części ciała..
Pomarudziłam M. i w myślach poprosiłam Michalinkę, żeby zechciała już do nas przyjść.. minęło kilka minut i poczułam delikatne pęknięcie w dole brzucha, takie pyk. Podniosłam się gwałtownie i coś ze mnie wyleciało, dużo czegoś .. Pobiegłam do łazienki, wody były zielonkawe.. Była 6:00.
Byłam szczęśliwa, wiedziałam że to już.. Ale też roztrzęsiona, nogi mi dygotały i nie mogłam tego powstrzymać.. M. przestraszony zaczął biegać po domu, pakować kamerę, robić kanapki i herbatę do termosu- przecież nie wiadomo ile to wszystko potrwa. Ja wzięłam jeszcze szybką kąpiel, żeby troszkę ochłonąć i przygotować psychicznie na to co zaraz ma się dziać..
Zaczęły się skurcze, co 8-10 minut. O 7:00 wyjechaliśmy, słońce pięknie świeciło, drogi były puste, co bardzo mnie cieszyło, bo uniknęliśmy korków. Oboje byliśmy bardzo szczęśliwi i podekscytowani..
Dojechaliśmy do szpitala, na izbie przyjęć zrobili mi szybkie KTG aby sprawdzić tętno małej. Z pół godziny czekałam na lekarza, spacerując po korytarzu, skurcze były co 5minut. Zbadała mnie- rozwarcie nadal na 3cm, pomyślałam "kurcze, pewnie długo się pomęczę." Kazali się przebrać i na porodówkę.
Tam położyłam się na łóżku, podłączyli mnie pod KTG na jakieś 45minut. Skurcze stawały się coraz częstsze i silniejsze. Ze względu na to, że moje wody były zielone, dali mi kroplówkę z oksytocyną. Po KTG, poszłam na dwie godziny pod prysznic. M. był cały czas ze mną. Lał strumieniem wody na mój brzuch co przynosiło mi wielką ulgę. Skurcze miałam już co 1,5-2 minuty.
Wróciliśmy na salę, położna przyniosła mi piłkę do skakania.. M. podawał mi wodę do picia, strasznie zasychało mi w ustach..
Co jakiś czas przechodziłam z powrotem pod KTG aby kontrolować tętno małej. Położna sprawdzała rozwarcie i robiła masaż szyjki, bolało, ale miało to przyspieszyć akcję, pomagała mi jak mogła..
Znów wracałam na piłkę. Słysząc kobietę, która krzyczała z sali obok bałam się , co jeszcze mnie czeka. Położna spytała czy chcę znieczulenie, bo nic nie mówiłam, a w moim szpitalu było to dostępne dla każdego bezpłatnie, na życzenie. W fazie skurczu- gdy tak bolało- zastanawiałam się nad tym, jednak gdy skurcz przechodził, chciałam to poczuć bez żadnych znieczuleń, zobaczyć jak to jest..
Chwilę po tym, czyli o 11:40 miałam już pełne rozwarcie.
Skurcze stały się inaczej odczuwalne, czułam potrzebę parcia, że coś mi tam napiera. Jednak po badaniu lekarka stwierdziła, że mimo iż szyjka jest rozwarta, dziecko jest za wysoko i nie mogę przeć, muszę poczekać aż wspasuje się w kanał.
Znów na piłkę. Po jakimś czasie na łóżko- próbujemy przeć. Nogi do siebie, chwytam się pod kolanami, M. pcha moją głowę do przodu. Prę z całych sił.. Nie, jednak nie- z powrotem na piłkę.. Znów próbujemy- znów na piłkę.. i tak w kółko..
Byłam już zmęczona i bałam się o moją córcię. Po niecałych dwóch godzinach prób, lekarka stwierdziła, że teraz to już pójdzie szybko. M. zajrzał tam gdzie nie miał zaglądać i powiedział, że Michalinka nie ma za dużo włosków i jest blondynką.
To dodało mi tyle energii!
Godz. 13:40- Zrobił się popłoch na sali, dwie lekarki pomagały mi przyciągać nogi do siebie, M. trzymał za głowę.
Prę z całych sił.. jeden raz.. zmieniam powietrze.. drugi.. czuję nacięcie krocza, nie boli, raczej przynosi ulgę..
Skurcz mija, czekam na kolejny.. Przychodzi - prę..
Brzuch mam ogromny i twardy, widzę jak się przesuwa w dół..
nagle ... chlust!
Ogromna ulga, ciepłe wody oblewają moje nogi, nie czuję żadnego bólu, żadnego!
Coś wielkiego, śliskiego, ciepłego, trochę sinego kładą mi na brzuch.. Wyma****e nóżkami i rączkami, przypomina to ruchy w moim brzuchu.
Moja córeczka... !
Patrzy na mnie swoimi wielkimi oczkami i krzyczy, a ja jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie.. !