Mali250393
Fanka BB :)
No to czas i na mnie 17.09 była u mnie położna i po raz kolejny zrobiła mi masaż szyjki. Jakby nic się nie ruszyło to następnego dnia miała przyjechać z olejkiem rycynowym.Bałam się jak cholera i chyba to na mnie w końcu podziałało. Położyłam się spać gdzieś ok. 22 , a o 23 z minutami dopadł mnie pierwszy skurcz i poczułam że coś tak jakby mi poleciało. Pierwsze skojarzenie zesikałam się czy co ?? Nic , poszłam zmienić wkładkę i położyłam się dalej do łózka. Za kilka minut znowu to samo. Sama już nie wiedziałam czy to wody mi się sączą czy podczas skurczu popuszczam trochę. Nie wracałam już do łóżka bo nie mogłam wytrzymać skurczu na leżąco. Obudziłam A i mówię mu, że mam skurcze i że to chyba już. Zapytał się głupio czy są regularne i położył się dalej spać. Myślałam że go zamorduję. Zadzwoniłam do mojej położnej, kazała położyć mi się do wanny i jakby coś to dzwonić. W wannie nie wytrzymałam nawet 5 min. Skurcze były bolesne ale cały czas nie regularne. Zadzwoniłam do położnej że chcę do szpitala bo skurcze są bardzo silne. A zadzwonił do kolegi by mnie zawiózł do szpitala bo on musiał zostać z małą. Tak więc wyruszyliśmy do szpitala, skurcze były co 2-3 min.. Gdzieś około 00.05 byliśmy w szpitalu. Szpitalna położna zbadała mnie i miałam 6 cm rozwarcia, cieszyłam się że tak szybko idzie tylko nie miałam już szans na zzo . Odeszło mi reszte wód. Przenieśli mnie na porodówkę. Miałam 8-9 cm rozwarcia i musiałam przeć, nie potrafiłam inaczej. Położna cały czas mówiła że mam oddychać i nie przeć, kurde łatwo im się mówi. Zrobiła mi szybki masaż szyjki jeszcze bo widziała że naprawdę nie mogę inaczej. Zaczełam przeć. W porównaniu do pierwszego porodu szło szybko. Urodziłam główkę, czas na barki. Jednym słowem masakra, ból był niedoopisania. Czułam że mnie rozdarł. Ale nic już nie było dla mnie ważne, gdy go zobaczyłam był cudowny. Nie ma słów by opisać co w tedy czułam. Połozyli mi go na brzuch i całowałam i śmiałam się do niego na przemian. Mój mały synus. Była2.15 . Kilka minut pózniej weszła moja położna która jechała do mnie przez cały Berlin i nie zdążyła Miała mi wszystko tłumaczyć bo jako tako znam niemiecki. Gdzieś ok. 5.00 przyszła położna go zważyć i zmierzyć. Jak mi pokazała kartkę, dostałam wytrzeszczu oczu. 4200g i 56 cm. Boże jak jak go urodziłam? Przyszła lekarka mnie zszyć. Gorszej baby nie widziałam, była młoda i chyba się dopiero uczyła. Czułam się jak kawałek świńskiej skóry na której się uczą . Kilka godzin po porodzie a ona wkłada mi kulkę waty w wielkości gdzieś nektarynki. Szyła mnie długo, najgorsze było jak zakładała szwy w miejscach gdzie nie podała mi znieczulenia i słyszałam tylko głupie przepraszam. Myślałam że ją zaraz kopnę, modliłam się by był już koniec. Zwolniłam porodówkę i przenieśli mnie kilka sal obok. Mąż był po mnie o 6 , byłam już ubrana i gotowa do wyjścia. Cały poród trwał 3 godzinki z groszem. bardzo się cieszę że położna do mnie jeździła i robiła mi te masaże. Gdyby nie to pewnie rodziłabym dłużej Każdej życzę takiego porodu. Teraz mam swojego synka i jestem najszczęśliwszą mamą dwójki dzieci.