reklama
Chodziłam sobie z bólami po korytarzu..taka cisza wokół a ja od szafki do szafki i co chwila się wieszam raz na jednaj raz na drugiej..w końcu zaczęło mnie brać zmęczenie i chętnie bym oko przymknęła. Moja druga połowa gdzies zniknęła i nagle słyszę chrapanie dochodzące z kanapy. Nie wytrzymał napięcia i zasnął..później się obudził i smiał, że można zasypiać na 2 min między skórczami. Ale wtedy byłam zła na niego, że sobie smacznie śpi a ja muszę się męczyć...no i od tamtej pory już się nie wyspałam...
U mnie w zasadzie to zaczęło sie przy przyjęciu do szpitala, byłam po terminie juz 9 dni i w koncu znalazło sie dla mnie miejsce więc wchodze do gabinetu a urocza pani doktor(ciemnoskóra)mówi do mnie"duzi bziuch, beda dwa?" na co ja jej mówię że na pewno jedno, całą ciąże była mowa o jednym, po czym przy badaniu wykryto mi dwa tętna i swkierowano na USG. Mąż pobladł jak to usłyszał i zaczął sie zastanawiac co z pojedynczym wózkiem zrobi.Ta sama pani doktor robi USG i widzi trzecią nogę, dzwoni po lekarza na konsultacje, i opowiada mi jak kiedys miała podobny przypadek tylko że juz na porodówce, wiec teraz woli sprawdzić.Na szczęście lekarz konsultant widzi tylko jedną dzidzie i określa że bedzie 3,850 ważyć. Przyjęli mnie w piatek wiec do poniedziałku dybałam a oni liczyli na to że sie zacznie. Na wtorek wyznaczyli mi wywołanie porodu, podłączyli pod kroplówkę i nic trochę mnie kręgosłup bolał, spałam w między czasie.O 12 zjawił sie mój mąż a ja mówiłam mu co bym zjadła, tzn co byśmy zjadły.Około 15:30 odesłałam go do pracy bo mnie co prawda troszke boli ale na KTG nie widac skurczy wiec chyba nic z tego. A po 16 sie zaczeło, wszyscy poszli robic dziewczynie cesarke, a ja sama leże i boli BARDZO wiec była przy łóżku wajcha i tak sobie ją ściskałam że urwałam, no i płacze że nie dosyć ze nie urodze to jeszcze łóżko popsułam i bede musiała zwracac za naprawe.Położna przyszła patrzy rycze, pyta "czemu pani płacze" ja na to podając jej wajche "bo urwałam"ona"niech pani nie płacze to sie odkreca".Zbadała mnie rozwarcie na 8 cm, dzwonie po męża.Przyjechał ekspresowo, o 20 urodziłam Zuzię i słyszę "o boże 5 kilo,patrz jakie udo" i nie wiem czy panie tak mnie podziwiają czy ckazuje sie że Zuzia waży 4,700 i ma 63 cm.Przy szyciu zagadałam lekarke i położną na śmierć, chociaż trochę bolało.Mój mąż z wrażenia chciał za poród zapłacić katrą, i kupił mi gazowaną wodę mineralną.Pozdrawiam
evelinakol
Sierpniowa mama'07 mama marianny i olivera
- Dołączył(a)
- 4 Grudzień 2006
- Postów
- 388
Mi opowiedziała znajoma wczoraj.
Przyjechała z mężem na porodówkę z bardzo silnymi i częstymi bólami. To był jej drugi poród, ale męża pierwszy. Położna mówi, że jeszcze tak z 2 godzinki, podłącza ktg i mówi, że na znieczulenie już za późno. Dziewczyna cierpi okrutnie a tu wchodzi jej mąż z gazetką siada i czyta. Ona patrzy zdębiała i pyta co robisz a on jej na to nie martw się dla ciebie tez przyniosłem i wyciąga jej jakieś czasopismo plotkarskie.
Przyjechała z mężem na porodówkę z bardzo silnymi i częstymi bólami. To był jej drugi poród, ale męża pierwszy. Położna mówi, że jeszcze tak z 2 godzinki, podłącza ktg i mówi, że na znieczulenie już za późno. Dziewczyna cierpi okrutnie a tu wchodzi jej mąż z gazetką siada i czyta. Ona patrzy zdębiała i pyta co robisz a on jej na to nie martw się dla ciebie tez przyniosłem i wyciąga jej jakieś czasopismo plotkarskie.
Mój poród jakiś ekstra zabawny nie był, ale...
W czasie skurczów (przepowiadające miałam od kilku dni, więc "przywykliśmy";-)) mój mąż jak tylko widział, że zaczynam się krzywić, to wołał "przyj, przyj"
Za to już w kulminacyjnym momencie jak już położna mówiła "przyj, przyj" krzyczałam, położna po dobroci tłumaczy- "zamknij usta, bo tracisz powietrze..." No to ja posłusznie zacisnęłam usta i prę. Po jednym skurczu ta sama położna pyta "czemu przestałaś krzyczeć? wtedy ci lepiej szło". Dopiero jak spytałam, jak mam krzyczeć z zamkniętymi ustami to się zaczęła śmiać. I pomyśleć, że dla mnie to był pierwszy poród, a jej pewno w setkach liczyć :-)
W czasie skurczów (przepowiadające miałam od kilku dni, więc "przywykliśmy";-)) mój mąż jak tylko widział, że zaczynam się krzywić, to wołał "przyj, przyj"
Za to już w kulminacyjnym momencie jak już położna mówiła "przyj, przyj" krzyczałam, położna po dobroci tłumaczy- "zamknij usta, bo tracisz powietrze..." No to ja posłusznie zacisnęłam usta i prę. Po jednym skurczu ta sama położna pyta "czemu przestałaś krzyczeć? wtedy ci lepiej szło". Dopiero jak spytałam, jak mam krzyczeć z zamkniętymi ustami to się zaczęła śmiać. I pomyśleć, że dla mnie to był pierwszy poród, a jej pewno w setkach liczyć :-)
Mój poród był raczej krótki, bo od przyjęcia do szpitala do porodu trwał 3 godz. 20 minut, a takie naprawdę nieprzyjemne skurcze to trwały może z pół godziny. Zresztą na oddział przyjechałam już z 5 cm rozwarciem. Mnie rozbawiła tylko raz położna. Na początku musiałam leżeć podłączona do KTG, skurcze co 10 minut i jeszcze nie tak bardzo dokuczliwe, to mi się nudziło. Mąż przysypiał na krześle obok łóżka (przyjechaliśmy do szpitala ok. 4 rano), a ja książkę wyciągnęłam i czytam. Po jakiejś godzinie przyszła położna sprawdzić zapis, spojrzała na mnie ze zgrozą i pyta "a pani to przyjechała tu rodzić czy książkę czytać???". Jej mina była niesamowita. Chyba nie mogła uwierzyć, że baba która rodzi i ma już rozwarcie na ok. 8 cm nie drze się, nie krzywi tylko leży spokojnie z knigą w łapie.
Jeszcze mi się przypomniało co do znieczulenia. Przy pierwszej córce brałam ZZO, ale teraz stwierdziłam, że niepotrzebnie. Te bóle nie były takie straszne, tylko człowiek nie wie co go czeka i ile to będzie trwać, więc się boi i bierze. Tym razem idę na żywioł i nie będę wywalać kasy (Pan Bóg na szczęście czuwa nad półgłówkami). Początek, jak pisałam zniosłam bez problemu, ale jak skurcze stały się mocniejsze i co 3 minuty, to mi mina zrzedła. Mąż, który był i przy pierwszym porodzie i teraz, patrzył trochę przestraszony jak się męczę - wprawdzie się nie darłam, ale byłam pół przytomna i nic do mnie nie docierało. No i sam już nie wytrzymał i mówi, "słuchaj, może jednak weź to znieczulenie, co?". A ja w przerwie między skurczami wystękałam "po...bało Cię, przecież zanim znieczulenie zacznie działać to ja już urodzę". Taka mundra byłam. No ale fakt, że Madzia była z nami już po paru minutach od tej chwili.
No i jeszcze tym razem po raz pierwszy Mąż przecinał pępowinę, bo przy pierwszym porodzie nie mógł. Bał się tego i wymyślił, że jak lekarz zapyta czy chce przecinać to mu powie "a co? u was nikt nie umie?". A tu niespodzianka, nikt go nie pytał, tylko mu w rękę nożyczki wsadzili, pokazali gdzie ma uciąć i dziękuję. Tak zdębiał, że zrobił co mu kazali i się nie wyrwał z głupimi dowcipami.
No i jeszcze tym razem po raz pierwszy Mąż przecinał pępowinę, bo przy pierwszym porodzie nie mógł. Bał się tego i wymyślił, że jak lekarz zapyta czy chce przecinać to mu powie "a co? u was nikt nie umie?". A tu niespodzianka, nikt go nie pytał, tylko mu w rękę nożyczki wsadzili, pokazali gdzie ma uciąć i dziękuję. Tak zdębiał, że zrobił co mu kazali i się nie wyrwał z głupimi dowcipami.
- Dołączył(a)
- 3 Lipiec 2007
- Postów
- 3
póżniej sparwdzał czy znieczulenie działa i coś tam majstrował przy mich nogach i się pyta:"Czuje coś Pani?".. ja że nie...ten na to podnosi moją nogę ( która jakby obca -totalnie jej nie czułami zaczyna nią wymachiwać i gadać wierszyk "idzie Grześ przez wieś"[/quote]
Naprawdę sie popłakałam
Naprawdę sie popłakałam
reklama
Podziel się: