reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Poród Na Wesoło

No to u mnie było tak:

siedzimy na porodówce... wanna do porodów nieczynna, jakiś kawałek kaloryfera odpada, dwa kafelki na ścianie pęknięte... mój mąż: "długo będziemy rodzić? bo... może bym tu coś ponaprawiał???"
i druga sytuacja... mam już dość bolesne skurcze, co 3 minuty, przy każdym skurczu staję tyłem do męża i opieram się rękami o wannę... moja koszulka podwija się do góry... widać mi goły tyłek :):):) mąż ma mnie masować po plecach... a on ciągle obciąga mi tą koszulkę w dół i zanim zacznie masować, to skurcz mi się kończy... w pewnym momecie ja nie wytrzymałam i wrzeszczę do niego: "cholera!!! masuj mnie!!! zostaw tą cholerną koszulę!!!" o on: "ale ci cały tyłek widać, jestem zazdrosny!" :-D
no to ja: "ja rodzę!!! w dupie mam, że mi tyłek widać!!! poza tym sami tu jesteśmy!!! masuj..." i wówczas dotarło do niego jakie to jest śmieszne i zaczęliśmy się śmiać :tak:
 
reklama
U mnie było umiarkowanie śmiesznie

oprocz jednego jak dali mi dolargan - znieczulenie to po jakims czasie strasznie zachciało mi się kupkę i mówie mezowi zeby wołał położną co by pomogła ... no to spokojnie po nia poszedł i powiedział w czym rzecz a ona na to ... Kuu......a.. :) i zaraz do mnie przybiegła bo to były skurcze parte :-):-):-):-):-):-):-):-):-) i za jakis czas urodziłam :laugh2::laugh2::laugh2::laugh2::laugh2::laugh2:
 
znajoma rodzina poszla na wizyte z Usg gdzi mniala byc podana plecz dziecka. po wizycie pytam chłopak czy dziewczyna? Mąż odpowiada nie wiem bo wyszedlem siusiu.. a żona nie chce mi teraz powiedzec:)
Nie wiedzial do konca ciazy!

druga znajoma miala dosc duza wade wzrosku i skierowanie na cesarke.
Zaczela rodzic przed terminem. Po dotarciu do szpitala pokazuje im skierowanie na CC. (a polozne Pani naCC przyjechala a ma pani 10 cm rozwarcia!!!!)

Ze mna na patalogii lezala dzewczyna. Jak rodziala synka to maz zadzwonil po karetke. Mowi ze zona rodzi . karetka zaraz przyjedzie. Skonczylo sie tym ze zanim przyjechala ona juz urodzila. Pan sanitariusz omalnie zemdlal i pyta ja co ma z nia zrobic:)

U nas bylo troche wesolo. Bylam 2 dni po terminie. Lezac na patalogii strasznie chcialam herbate z cukrem.. Maz przyniosl mi za 1 razem kubek zapomnial herbaty za drugim herbate a cukru zapomnial jak juz mialm
rano cukier, herbate uliubiony jogurcik wszytsko cacy ustwione na stole to polozna zabrala mnie na lewatywe (CALY porod byla strasznie glodna i jak zamykalam oczy wodzialm ta herbatke jogurcik....)

strasznie zdretwialy mnie nogi.. i jakmialam chodzic to zlazlam z lozka i nie moglam na nich stanac nie mowiac o tym aby zrobic kilka krokow... maz ze mnie nabijal sie -symuluje

w koncu jak juz mialam pelne rozwarcie okazuje sie ze mam miec CC...
pani przedemna wyma****e jakas kartka a ja patrze na nia glupio i nie wiem o co ej chodzi.. (maz krzyczy do mnie postaw krzyzyk)
czekamy na anastezjologa maz na korytarzu ja siedze na lozku i mam zadznie nie przec.. a dzecko chce na swiat.. sala nie byla przygotowana do cesarki .. wiec z 15 minut siedzialm tak w koncu nie wytrzymalam i zapytalam czy maz mzoe przyjsc bo szybciej urodzimy niz oni sale przygptuja...

jak jzu Igor byl na swiecie pan doktor mowi ze zszywamy a ja na to prosze sprawdzic czy wszystkie narzedzia wyjete...

no i najfajniejsze ze Igorek sie urodzil 2 lutego 0 20:02 a moj tata 3 lutego (liczac 5 godzin roznicy na plus bo mieszka w Kazachstanie) maja urzodzinki w ten sam dzien:)

jak dzwonilam tata siedzial z butelka wina i pyta sie czy juz moze otworzyc bo sie stresuje .. jeszcze wczesniej nigdy nie zostal dziadkiem:)
 
No cóż może i mnie się uda napisać coś śmiesznego z porodu...a rzecz dotyczy lewatywy:-) Jak większość z Was i ja musiałam przez to przebrnąć...Efekt był natychmiastowy i ledwo zdążyłam do ubikacji :-p , załatwiłam co trzeba:-p po czym pani z Izby Przyjęć prowadzi mnie do windy, by wjechać ze mną na trakt porodowy, drzwi windy się zatrzaskują, a mi w tym momencie zachciewa się ponownie k..y:laugh2: Na szczęście wjeżdżamy na 1 piętro i udaje mi się dobiec do WC:-p , gdzie dodam jeszcze, brakuje srajtaśmy:-D
 
hihihi:-D:-D swietne opowiadania

...u mnie było tak:

Jak juz leżałam na łóżku ze skurczami takimi ze oczy wychodziły mi z orbit, mąż nie wiedział co ze sobą zrobić, wiec położna kazała mu trzymać rurkę z tlenem mi pod nosem, a ja zaczęłam prawie ze od tego wymiotować, i krzyknęłam mu przez zęby żeby odszedł ode mnie bo strasznie śmierdzi :-p...

Po kolejnej fazie bolesnych skurczy, mąż stanął znowu nade mna i powiedział przejęty " Karolina obiecuje Ci ze nastepne dziecko adoptujemy" ;-);-):tak:

a potem wpuścili do sali moja siostrę, która siedziała przez 20 minut patrząc na mnie blada, i po tych 20 minutach powiedziała szeptem... "Karolina... ja tu jestem" a po nastepnych 20 minutach dodała prawie mdlejąc "na chwilkę"... ale wytrzymałą dzielnie do końca ;-);-)

Jak juz sie Julka urodziła i łożysko, i lekarka zaczęła mnie szyć, to zapytałąm jej czy może mi łaskawie odrazu usunac ten pieprzyk co mam na posladku bo mnie boli i mi przeszkadza... a ona odpowiedziała ze zajmiemy sie tym innym razem ;-);-):-p ( czyli nic w hurcie nie robią ;-):-p)



i szczerze to tylko te dla mnie śmieszne chwile zostały mi w pamięci z porodu, bólu nie pamiętałam od razu jak tylko przytuliłam moja córcię:tak::tak:
 
To ja pozwolę sobie wkleić "zwierzenia" pewnej położnej znalezione w Internecie ;-)

Zaraz mi się przypomniało, jak to przez dłuższy czas na sali przedporodowej, leżało kilka pacjentek, po terminie porodu, czekających na to coś... czyli pierwszy skurcz. Ponieważ leżały już jakiś czas w niezmienionym składzie, więc się dobrze znały, zarówno ze sobą, jak i z personelem. Takie weteranki.
Przychodzę któregoś dnia na dyżur, wchodzę na salę żeby posłuchać tętna płodów, taką metalową tutką, trąbką zwaną. Wszystkie weteranki, znające te zwyczaje, leżą płasko z odkrytymi brzuchami, czekając na posłuchanie. Podchodzę kolejno do każdej, słucham "brzucha", zagaduję, a na jednym łóżku widzę jakąś nową pacjentkę. To ja w te słowa:
- " O mamy nowy nabytek, pani nowa....proszę wstać, imię, nazwisko, wiek ciążowy..."
Nie skończyłam mówić, a kobita jak nie skoczy na równe nogi i dalej z tekstem:
- "Nazywam się..."
Nie słyszałam, jak się nazywała, bo z resztą pacjentek rotflowałyśmy już na całego...

***

Przychodzi kiedyś na porodówkę matka z córką i szukają córki i wnuczki w jednej osobie, że niby na chirurgii miała być, bo kamień pono rodzić miała... kamień, powiadacie panie - odparła moja starsza koleżanka..., a urodziła.... przed chwilą... kamień...3200g i 52 cm.
Babcia, że starsza na krzesło się osunęła, a matka gały wywaliła, że niby nie wie o co chodzi... myśmy z koleżanką rotflowały nieprzyzwoicie w tak poważnej chwili... ale swoją drogą to płakać trzeba, że rodzina przez 9 miesięcy nie zauważyła, że dziewczynie się "uchlupnęło", a raczej sprawcy... tegoż kamienia...

***

BTW rodzenia z mężem... Jakiś czas temu, żeby mógł się odbyć tzw. poród rodzinny, rodzice musieli mieć ukończoną szkołę rodzenia. "Mój" szpital był jedynym w Łodzi który takowego nie wymagał. Przyszły ojciec natomiast, musiał odbyć z szefem oddziału "ordynatttorrem" rozmowę kwalifikacyjną. Opowiada nam kiedyś Ordynattorro, jak to zadał pytanie, dlaczego chce pan rodzić razem z żoną... i... usłyszał odpowiedź:
- "Bo ja panie ze wsi jestem, widziałem już jak krowa rodzi, to chciałek zobaczyć jak to u baby jest..."

***

Trzecie "wpadnięcie" wesołego ginekologa na porodówkę do nowo przyjętej ciężarówki:
- Z jakiego powodu pani się zgłosiła do szpitala?
- W ciąży jestem - padła inteligentna odpowiedź jakby widać nie było...
- No to dobrze pani trafiła, bo wie pani, medycyna takie postępy zrobiła, że choć trochę to musi potrwać, ale ciąża w obecnych czasach jest całkowicie, ale to całkowicie uleczalna...
- Ale panie doktorze...
- Tak, tak, wiem... czasem są nawroty... ale to też się leczy...

***

Następne wejście wesołego ginekologa, podczas zbierania wywiadu położniczego:
- Kiedy była ostatnia miesiączka?
- Przed ciążą.
- No tyle to się domyślam, ale kiedy?
- No dziewięć miesięcy temu.
Wesoły ginekolog, przestał być wesoły:
- Ale kobieto o datę mi chodzi: dzień, miesiąc, rok...DOKŁADNĄ .DATĘ...
Tu ciężarówka zwraca się do męża (drze się do chłopa stojącego w bliżej nieokreślonym miejscu za drzwiami porodówki)
- Stefan! Kiedy ja ostatni miesięcznik miałam?
Otwierają się drzwi, zagląda jakiś nieuczesany łeb:
- No na imieninach u Romka miałaś.
Wesołemu ginekologowi humor powrócił:
- Pan zajrzy do kalendarza, kiedy Romana było, bo coś tu wpisać muszę...

***

Po południu, wyżej wymieniona ciężarówka, była się zdeklarowała co do porodu. Oczywiście poród rodzinny, czyli w obecności sprawcy, ojca dziecka znaczy się.
Powiła w ciężkich bólach dorodne dziecię, "pci" żeńskiej.
Pokazuję żyworodka, wiszącego jeszcze na nieodciętej pępowinie, matce:
- Ma pani córkę i pan tez oczywiście- poprawiam się. Patrzę na ojca, a on jakiś taki dziwny, biały się zrobił...
- Niech mi tu pan tylko nie mdleje, niech pan usiądzie... dobrze się pan czuje??
- To nie moje dziecko!!! Podmienione, to nie moje!!! - wycedził przez zęby.
Patrzę na niego jak wryta, to na matkę, o co może mu chodzić, bo pierwszy raz zdarzył mi się wstrząs poporodowy u faceta... Wesoły ginekolog, też jakoś przestał się uśmiechać...
- Przecież widzi pan, że dziecko na pępowinie jeszcze, przecież był pan przy tym, jak nie pańskie, jak pańskie...
Konsternacja wielka, myślę sobie, że może faceta jednak "przy tym" nie było, że może jest do listonosza podobne, albo co....i stąd taka reakcja....
Kobita w płacz, facet zaczął grzebać w jakiś papierach, wreszcie podkłada mi dokument pod nos, wynik USG:
- Proszę bardzo, ja tu w dokumentach mam, że jest chłopak, tak??? A to jest dziewczynka, tak??? Więc nie moje...ja chłopaka miałem mieć, tu jest napisane czarno na białym....SYNA!!!
Nie wiedziałam, czy się śmiać czy płakać, wesoły ginekolog wyprowadził faceta na korytarz, żeby ochłonął i przedstawił mu jak się sprawy mają co do tego USG... Ja dokończyłam dzieła, czyli "odcięłam" dziecko od matki i przekazałam koleżankom od żyworodków. Po pewnym czasie wchodzi wesoły ginekolog, puszcza do mnie oko i wprowadza nieco już uspokojonego ojca...ten podchodzi do żony:
- No dobra, będę kochał jak swoje....
I dla takich chwil warto być położną... ale nie za często, bo osiwieć można...
 
reklama
Do góry