reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Poród Na Wesoło

Dziewczyny uśmialam się jak nigdy!:-):-):-):rofl2:

Ja jeszcze nie rodzilam i wogóle nie wyobrazam sobie jak to bedzie:eek:.
Z historyjek porodowych pamiętam opowiadaną przez moją babcię. To bylo jak rodzila moją mamę. Moja babcia jest typem takim,że nigdy nie chce robić kolo siebie zamieszania i wszyscy są ważniejsi od niej.Więc jak już poczula pierwsze skurcze to stwierdzila,że nie ma co siać paniki, a przecież ważniejsze jest ugotowanie obiadu dla męża, pranie,prasowanie i sprzątanie.No i tak z tymi skurczami dzialala.Dziadek przyszedl do domu, dostal obiad, a jak zjadl babcia nie mogąc już wytrzymać powiedziala mu,że chyba rodzi.Dziadek się zdenerwowal,stwierdzil,że nie jest w takim stanie prowadzić auta i wezwal pogotowie.Jak lekarka zobaczyla moją babcię to tylko zaklnela i stwierdzila,że jeszcze dluzej trzeba bylo czekać(już bylo widać glowkę:szok:).Zadecydowala,że babcia bedzie w domu rodzić. Polożyli wiec moją babcię w kuchni na prześcieradlach, a że tam bylo ciemno to kazali dziadkowi lampę trzymać. Babcia cierpiala okrutnie i nie mogla mojej mamy urodzić.Dodam,że babcia ważyla 40 kilo przy 154 cm wzrostu, a dziadek 100 kilo przy 190 cm wzrostu:szok:Lekarka się wkurzyla i stwierdzila,że jak się mojej babci zachcialo takiego chlopa to ona w życiu tego dziecka nie urodzi.W kulminacyjnym momenie moj dziadek z poczuciem winy i z tą lampa runą jak dlugi:-DA babcia krzyczala,żeby jej męża ratowali bo ona by chciala, ale się podnieść nie może:-D:-D:-DMama urodzila się jak dziadka sanitariusze cucili i ważyla 4,5 kilo:-D
 
reklama
Świetny wątek, ale się uśmiałam :-D:-D:-D:-D:-D:-D Dobre :-D:-D:-D:-D

Elza ab co za historia. Niezłą masz babcię!
 
Ale jaja,nie pomyśłała bym,ze poród może być na wesoło.
Ale super historyje,,ależ sie uśmaiłąm do łeż,a moje dziecko non stop z czegos ie śmiejesz...:-D:-D:-D:-D:-D:-D:-D
 
Wątek suuuper uśmiałam się niemiłosiernie:-D:-D:-D.

Mój pierwszy poród ( rodziłam w szpitalu gdzie dominowały porody rodzinne i każda kobieta miała osobną salę porodową) był troszkę zabawny. O 24 odeszły mi wody i kobieta z łóżka obok woła siostrę. Jak przyszła to ja jej mówie, że posprzatam a ona na to, że od tego jest salowa a ja to już na porodówkę jadę. Jednak nie było rozwarcia ani skurczy więc do rana mnie trzymali, a na wizycie lekarka kazała podać jakieś kroplówki, żeby to wszystko przyspieszyć. Zrobili mi lewatywę i czekamy. Jak już zaczęły się regularne skurcze ( mojego męża nie było przy porodzie bo był na kursie) to na sali obok rodzila też kobieta. Jej mąż mówi do niej" oddychaj" i coś w rodzaju" hu hu ha" no to ja zgodnie z jego poleceniami " hu hu ha":-D. Jak zaczęły się bóle parte to mowię do położnej, ze do toalety muszę, a ona na to,że bóle parte się zaczęły. Na co ja" trudno przytrzymam, ale do toalety muszę bo wam na łóżko narobię":laugh2:. A ona znowu, że to bóle parte i nic nie narobię bo lewatywę mi zrobili. Jak już urodziłam to przyszedł lekarz żeby mnie pozszywać. Przedstawił się i kawały o lekarzach opowiadał. W końcu pyta " a gdzie mąż" na co ja " nie ma a czemu", a on mi mówi, że jakby był mąż to mógłby zobaczyć i powiedzieć jak dużo ma zszyć i jaka wielkość "otworku" mu odpowiada, a tak to na drugi dzień za późno będzie na reklamację. :confused: A i jeszcze po zszyciu poprosilam lekarza o coś do jedzenia bo strasznie głodna byłam i dostałam 2 kromki z masłem:tak:
No to by było na tyle.
Drugi poród już miałam normalny. Rodziłam w innym szpitalu i tu miałyśmy łóżka obok siebie tylko oddzielały nas kotary. Nie zapomnę jednej panienki. Przy porodzie byli stażyści ( mnie na szczęście ominęło bo urodziłam o 21.15), ale ona rodziła rano i jeszcze byli. No więc dziewczyna ma już bardzo mocne bóle, a on je kanapkę i się patrzy. Na to ona" co się ku** tak gapisz, wy*** a nie będziesz tu żarł", a następnie " dajcie mi coś, bo mnie tak boli, że zaraz przez okno wyskoczę":confused::dry:
 
Może rzeczywiśćie nie będzie tak strasznie? :-) W każdym razie widzę, że męża na pewno warto zabrać ze sobą ;-) Dzięki! Uśmiałam się szczerze. :)
 
Może rzeczywiśćie nie będzie tak strasznie? :-) W każdym razie widzę, że męża na pewno warto zabrać ze sobą ;-) Dzięki! Uśmiałam się szczerze. :)
Mąż na sali porodowej to podstawa. Jak kiedyś będę rodzić drugi raz to też go ze sobą wezmę. Rodziłam "zaledwie" 17 godzin, więc chociaż miałam z kim pogadać.
Rodziłam na sali "zbiorowej", gdzie łózka były oddzielone ściankami. W dzień kręciło się dużo lekarzy, położnych, studentów:szok:. A tych okropnych studentów oprowadzała jakaś babka, przyszła, popatrzyła, stwierdziła, że nic się nie dzieje, bo żadna z nas jakoś nie chciała przy nich rodzić i poszli. Wieczorem za to na sali nie było prawie nikogo, poszły chyba spać. Dopiero jak jedna zaczęła rodzić to się ich trochę nazbierało. Najgorsze były cholerne salowe, przychodziły sobie popatrzeć:wściekła/y: Tak bezczelnie stały, gdyby nie położna to pewnie weszły by kobiecie między nogi:wściekła/y::wściekła/y: Powiedziałam mężowi, że jak ja zacznę rodzić, a one tam będą stały to nie będę szczędzić słów i użyję całego znanego mi słownictwa. W końcu zrobili mi CC, więc upiekło im się.

Mój mąż był cały czas ze mną na sali porodowej i późńiej jak przygotowywali się do CC, wyprosili go jak lekarka wzięła do ręki skalpel. No i biedak tak się zestresował, że nie mógł siedzieć pod salą tylko gdzieś poszedł. Jak urodziła się córcia to męża nie było. Powiedziałam do pielęgniarek, żeby zobaczyły czy nie leży za taką ścianką działową (nie było go), na korytarzu też nie. Byłam taka wściekła, że go nie ma, że nie robi naszej córci zdjęć. Chciałam zejść z łóżka i sama go znaleźć, ale dopiero zaczynali mnie zszywać, no i dostałam tyle znieczulenia, że nie mogłam ruszać nogami.
Tak więc mąż jest niezbędny na sali porodowej. Gdyby nie mało sprzyjające okoliczności od razu by mnie postawił na nogi:-D
 
Dziewczynki usmiałam sie niesamowicie :-):-D ... ze tez wczesniej na ten wątek nie wpadłam :-)

U mnie moze zbyt wesoło nie było, ale pare sytuacji mozna by było zaliczyc, np. jak przez całe 11 godzin porodu prosiłam o jednego głupiego paluszka do jedzenia ... nawet chciałam zapłacic lekarzowi za niego ;-) ... paluszka nie dostałam :-(
 
reklama
Ja nie jadłam trzy dni:szok: Nie chciało mi się jeść, ale marzyła mi CocaCola. Leżałam na łózku porodowym i mówiłam do męża, żeby mi kupił (była 12 w nocy) najlepiej z McDonalda, z lodem i słomką:rofl2: Śmiał się wtedy ze mnie, a niedawno mi powiedział, że jak poszedł po kanapkę (dla siebie oczywiście) to kupił sobie Colę z automatu, bo narobiłam mu ochoty:-D:wściekła/y: A tak mi się wtedy marzyła.

NIe jadłam nic podczas porodu, nie mogłyśy też pić, tylko zwilżać sobie usta:szok:, oczywiście trochę piłam... wodę:-(. Za to dziewczyna, która rodziła na sąsiednim łózku nie tylko piła wodę, ale i wcinała przemyconą czekoladę. Pewnie dlatego szybciej urodziła:-D
 
Do góry