Pere mam nadzieję, że mąż zadowolony z prezentu ;-)
Ewstra kolorek jest - fajnie :-) To udanego lotu - oto żona stęskniona; to się emek też ucieszy ;-)
Mini nie wiem co Ci poradzić w sprawie Duszki
Mój smakosz tak szeroko dzioba otwiera i rękę (moją) do buzi ciągnie, że powoli ciężko to nazwać smakowaniem. Ale gdyby robił to, co Dusia to na pewno nic na siłę - jednak skoro sama buźkę otwiera, a potem pcha do niej wszystko co pod ręką, to winne ząbki?
aina ajajaj - współczuję nieprzewidzianych wydatków i kłopotów (jakby nie patrzeć)
Oho - widzę, że zbiorowe
forumowe fryzowanie Dawno tego nie grali ;-) Jednak ja się na razie nie piszę (a przydałoby się podciąć końcówki - tak dla lepszej ich kondycji)
nusia a ja się dziwię, że mi doba za krótka
No patrz - Twój chce Cię z synkiem, a mój mi powiedział, że przyjmie mnie z powrotem do sypialni bez dziecka (ewentualnie dziecko do łózeczka - niedoczekanie jego póki mały w nocy je)
; pognieciemy sie jeszcze trochę słodko na tapczanie
nefi mi parę dni temu serce omal nie stanęło, kiedy Rafał podczas szykowania do kąpieli o mało nie fiknął mi z deski, którą do tego ceku rozkładamy w łazience; też stałam przy nim, trzymałam go ręką
ale to się tak wierci, że szok po prostu - oj trzeba byc teraz stale w pogotowiu...
U nas tez dziś było przez chwilę marudnie, ale szybko udało się opanować sytuację (okazało się, że chodziło - a jakby - o cyca
mimo że jadł niecałą godzinę wczesniej
Ale wierzmy, że to było pragnienie ;-)).
Poza tym marchew z ziemniaczkiem na obiadek (mały słoiczek rozłożyliśmy na trzy dni - dziś była ostatnia porcja), a potem najpierw mały bobek (wczoraj też taki był), potem duży bobek (dość zbity), a jeszcze później piękna prawodłowa (i marchewkowa) kupka - więc chyba nam dodatkowe jedzonko służy i choć bałam się, że marchew może nas zatwardzić, to jest raczej odwrotnie.
Hitem na razie gruszki - domowej roboty. Ale też i innych rzeczy na razie za bardzo nie próbowaliśmy. Dziś mama przywiozła mi
maliny (tylko zstanawiam się nad tymi pestkami w nich), a jutro chce nam nazbierać jeszcze troszkę jagód (bo za wiele ich już nie ma).
No i przeszłam dziś samą siebie - przyznam nieskromnie - nie wiem skąd mi się tyle energii wzięło, ale rzeczywiście mam jakiś mega doping (coś jak powtórka z wicia gniazda
): przebrałam nasze łózka, pościel pięknie wysuszona na słoneczku, połowa ogródka wypielona, róże poprzycinane (w zeszłym roku był jeden kwiat, jak je przycięłam - w tym roku wyrwał się dziadek na wiosnę
i przyciął sam i nie było ani jednego kwiatka), pokoje odkurzone, podłogi i łazienka czyste, uporządkowałam wyprane pranie z ostatnich dni (bo juz przejścia przez pokój nie miałam
- został tylko kosz do wyprasowania, ale to już nie dziś; z rana czeka mnie wizyta, więc nie ma wylegiwania się do 9).
Sporo tej dzisiejszej sprawności zawdzięczam temu, że chłopaki się spacerowali (tzn. dziadek z Rafałem ;-)). I ciekawe, kiedy mi się skończy to turbodoładowanie, bo wtedy to pewnie nawet paluszkiem kiwnąć nie zechcę...
No to zmykam spać - śpijcie i Wy dobrze.