Cześć Wam - od rana nie daję rady doczytać, bo ciągle coś.
Poza tym łeb mi od wczoraj pękał - na parapetówie nie byliśmy (żeby nie było
), bo szwagier ją przełożył.
Za to udało mi się odgruzować wczoraj chatę i nadrobić wszytskie zaległości żelazkowe (co to daje jeden dzień bez siedzenia przed kompem
- także wybaczcie, ale będę musiała chyba częściej uskuteczniać tę metodę).
A dziś leniwy dzień - mały buszuje od 6:30, choć walczyłam dzielnie o powstanie z łóżka dopiero po 9-tej. Byliśmy na krótkim spacerku w chuście - trochę musimy to jeszcze doćwiczyć.
Poza tym dziąsełka swędzą na potęgę, ale nie jest źle.
tunia lepiej, że Ci babsztyl szczerze powiedział, że nie zajrzy (choć to oczywiście głupie i przykre) niż miałaby się podjąć przypilnowania, a potem zostawić dziecko płaczące (hmmm... ostatnio pojechałam do apteki - dobrze, że w 10 minut byłam z powrotem - Rafał ryczał jak bóbr, a dziadek stał i się patrzył; rozumiem <choć ciężko>, że boi się go wziąć na ręce, ale mógł chociaż próbować go jakoś zagadać a nie stać i się patrzeć...)
kadza doskonale znam "tę" satysfakcję
Co do nastrojów, to mnie wczoraj inny osobnik wprowadził w taki nastrój, że odechciało mi się wszystkiego...
Oj
Amandla - współczuję zapalenia; nie przewiało Cię gdzieś może? Choć jak gula, to może jakiś kanalik się przytkał? Dobrze, że czujesz się juz lepiej - oby do jutra było już całkiem dobrze.
Pere ja też muszę pomyśleć o fotkach - dobrze, ze mi przypomniałaś o tym gościu (skopiowałam wtedy link i tyle); chyba warto spróbować...
lastpetunia mam nadzieję, że chaos ogarnięty, chrzciny udane i już sobie spokojnie odpoczywasz
nefi mam nadzieję, że i Ty już masz swój wymarzony święty spokój i możesz w końcu odpocząć - zasłużyłaś na to
Jeśli chodzi o pracę, to ja wychodzę z założenia, że jesli miałabym całą pensję wydać na dojazd+opiekunka i de facto skazać Rafała na całodniowe przebywanie z obcą osobą (albo nawet tylko z sąsiadką, która jest dla mnie jak rodzina), to gra nie warta świeczki. No ale ja pracy nie mam, więc jestem w sytuacji, że nic nie tracę - czy pójdę do niej teraz, za pół roku czy za dwa lata, to dla mnie bez większej różnicy, przynajmniej w kwestii CV, a przynajmniej moge spędzić czas z dzieckiem. Inna rzecz to oczywiście domowy budżet
(choć w opisanej sytuacji i tak finanse się nie zmienią - dlatego jak pisałam kiedyś, musiałabym zarabiać średnią krajową, a nie mam złudzeń, że to u nas marzenie ściętej głowy - predzej wlasny biznes otworzę, albo schede po teściach przejmę, jak się na emeryturę wybiorą. Ewentualnie w grę wchodzi jeszcze jakiś cud albo wygrana w totka - tylko że w niego trzeba jeszcze najpierw grać - to taka autoironia
)
nusia przede wszystkim zdrówka życzę - kuruj się szybko. Super, że chrzciny udane i korzystaj nadal z urlopu i obecności bliskich.